Nie skończyłem jeszcze oglądać i waham się z oceną. Jak wydarzenia z Anglii idzie jeszcze jako tako oglądać, tak Kattegat odpycha mnie od siebie pchaniem współczesnych wojenek ideologicznych.
Ja rozumiem, że niektóre rzeczy, jak czarna jarlowa, tłumaczone są przez niektórych jako 'przecież w oryginalnych Wikingach było też wiele historycznych nieścisłości'. Tak, było. Ale dla historycznego laika, jakim jestem między innymi ja, nie był to problem. Nie kłuło to w oczy, klimat był pierwszorzędny. Wręcz zachęcało mnie to do czytania różnych artykułów i ciekawostek historycznych żeby porównać sobie jak było naprawdę. Skoro już pchamy czarnoskóre kobiety na Jarlów to dajmy im od razu karabinki M4.
W tym serialu widać taki sam schemat jaki wpychany jest do większości współczesnych produkcji. Tolerancyjne Kattegat zarządzające przez 'kolorowe amazonki' kontra fanatyczni, chrześcijańscy biali faceci. Oczywiście Frida, silna kobieca postać, która wykreowana jest niczym Rey w nowych Gwiezdnych Wojnach. Dziewczyna z nikąd, która nagle w mgnieniu oka zdobywa pozycję, uczy się walczyć lepiej niż większość facetów w przeciągu odcinka i będzie pewnie na równi mierzyć się z Jarlem Kare.
Nie mam nic do silnych kobiecych postaci, tylko do sposobu ich wprowadzenia. Wystarczy spojrzeć na postać Lagerthy w poprzednich Wikingach. Zaczynała od bycia żoną farmera i nie od razu została Jarlem.
Serial jest po prostu płytki i odpychający współczesnymi schematami. Rzygam już po prostu takimi rzeczami i czuję się jakbym w kółko oglądał to samo, tylko sceneria się zmienia. Po prostu słabo.