A więc, do serialu podszedłem dosyć sceptycznie. Nie spodziewałem się jakiegoś super szału,
choć przekonywał mnie pan del Toro, a lubię jego twórczość. Kiedy odpaliłem sobie pilot serialu,
miałem nadzieję, że nie wyłączę go po 10 minutach. Co mnie spotkało? A no właśnie to, że
odebrałem dość pozytywnie nie tylko ten odcinek, ale też sam serial. Dlaczego? Fabuła dość
prosta, wirus rozprzestrzenia się po mieście zmieniając ludzi w wampiry. Spoko. Nieźle
wymyślone - wirus. Małe pełzające robaczki podobne do owsików, czemu nie? W końcu coś
innego. Przejdźmy dalej, a mianowicie do postaci. Główny bohater, były alkoholik, facet od
epidemii. Dosyć ciekawa postać. Rozdarty między rodziną, a pracą. Do tego Profesor. Dziadek,
który macha laską, która jest mieczem i zabija wampiry bez mrugnięcia okiem. Dlaczego nie? No
i przejdźmy do wampirów. W końcu odrywamy się od tych metroseksualnych krwiopijców
wytworzonych przez "Zmierzch" i tego typu produkty. Główny wampir wygląda jakby go przemielili
w maszynce do mięsa. I bardzo dobrze, bo wampir jako potwór sam w sobie ma budzić odrazę,
a nie przyciągać płeć piękną. (w niektórych przypadkach i tą męską) Troszkę przemiana ludzi w
wampiry przypomina mi w zombie. Sugeruję się przypadkiem Astona (chyba dobrze pamiętam,
tego w okularach), który zamknął się w szopie i zapiął w łańcuch tylko po to, by nie krzywdzić ludzi,
choć wiadomo z jakim pożądaniem rzucił się na swoją żonę, i nie mówię tu o pożądaniu
seksualnym. Ogólnie, to produkcja nie zachwyca, ale można śmiało obejrzeć. Jest wiele
dziwnych sprzeczności, ale kogo to obchodzi? Ten serial jest stworzony po to, by się po prostu
bawić i tyle. Oglądając owy serial, wyłączam mózg i cieszę się widokiem. Jeśli mam ochotę
obejrzeć podobną produkcję, ale z bardziej psychologicznym nastawieniem, to odczekam
jeszcze ten miesiąc i obejrzę sobie "The Walking Dead", który z resztą uwielbiam. Więc jeśli
szukasz serialu, który ma ci zaserwować dużo krwi, mało myślenia i dobrej zabawy, to
zdecydowanie polecam ;) Moja ocena to 8/10