Dosyć ciekawie się zapowiada ten serial, ale twórcy po prostu nie mogli się powstrzymać przed powieleniem tysięcy schematów do porzygu już wyeksploatowanych w amerykańskich produkcjach wszelkiej maści, na przykład:
1. Na pierwszym miejscu rodzina, wartości rodzinne, rodzina, rodzina, rodzina bla bla bla. Zawsze, ale to zawsze nam to próbują wcisnąć. I tu jest nie inaczej. Przypomina mi się "Wrogie niebo", gdzie w obliczu zagłady ludzkości najbardziej palącym problemem było to, że gnojek nie miał wyprawionych urodzin. I tu pewnie będzie tak samo. Idę o zakład, że w którymś momencie pojawi się wątek urodzin Zacha i Eph będzie miał dylemat, czy walczyć o uratowanie ludzkości, czy też iść na imprezę, bo inaczej dzieciak i jego mamuśka zrobią smutną minkę.
2. Sceny typu: główny bohater pojawia się na miejscu zbrodni, podchodzi ktoś mu zdać relację, potem podchodzi ważniak z jakiejś konkurencyjnej instytucji uważający, że "I'm in charge" i następuje konkurs mierzenia fallusów; gdzie indziej obowiązkowa scena dyskusji/sprawozdania podczas marszu po korytarzu (we trójkę, samym środkiem, w końcu nikt inny tamtędy chodzić nie musi; a jeśli jednak musi to niech się przeciska gdzieś bokiem) etc. etc. Wszystko to już widzieliśmy kwintyliony razy.
3. Urzędnik wyższego szczebla podejmujący opłakaną w skutkach decyzję ponad głową bohatera i wbrew niemu, bo "ile byśmy na tym stracili".
Szef Epha, dbający tylko o własne d*psko i o to, co powiedzieć prasie.
Ocaleni mający w d*pie, że mogą pozarażać wszystkich dookoła i jeszcze wredne babsko straszące pozwem, jeśli jej nie wypuszczą, bo ona jest super ważna i "wystarczy telefon, żebyś wyleciał z roboty".
4. Postacie ogółem, nie tylko te z pkt. 3 są sztampowe do bólu i jednowymiarowe. W zasadzie tylko Abraham się tu trochę wyróżnia na plus.
Jednym słowem, totalne deja vu.