Dziś skończyłem przygodę z Harper,s Island. Serial od pierwszego odcinka zaskakiwał, wzbudzał coraz większe emocje i sprawiał że 40 minut przelatywało szybciej niż reklamy w naszej kochanej telewizji. Byłem prawie pewien że będzie to serial na 9/10 lub nawet 10/10. A jednak ?!!?! Reżyser zadbał o to aby widz był zupełnie zaskoczony kiedy mordercą okaże się główny bohater Henry. I to mu wyszło znakomicie jednak nie z powodu wspaniałej gry aktorskiej Christopher Gorhama czy też kamuflażu, zabijania w niewidzialny dla innych sposób ale dlatego gdyż ze wszystkich aktorów zupełnie się do tego nie nadawał. Facet który układa sobie życie, ma wspaniałych przyjaciół, piękną dziewczynę i niedługo ogrom pieniędzy nie zabija od tak dwudziestu paru osób żeby przypodobać się ojcu którego poznaje 6 lat wcześniej. Przypomnijmy że Henry kiedy poznaje Wakefielda jest już osobą dorosłą dawno zakończył okres dzieciństwa i pracuje na wyspie o której marzył. Nie płynie też do Seattle aby zatrzymać Abby (jest już od roku kiedy Henry poznaje ojca) i skłonić ją do powrotu na wyspę ani też podczas gdy była nie mówi jej nigdy że ją kocha wręcz przeciwnie wdaje się w romans z Trish wiele lat wcześniej podczas nauki. Nie przeszkadza mu również że Abbby kocha Jimmyego. Wiele można by było jeszcze wypisywać argumentów lecz nie starczyłoby miejsca. Na zakończenie chciałby odczepić się od Henriego i spojrzeć na ostatni odcinek rodem z hollywood. Jimmy niczym McGaywer spinką odpina kajdanki rzuca się w przepaść ratując Abby i szczęśliwym trafem spada koło niego lanca gdzie bohaterka wyspy ratuje swojego lubego wbijając ją w Henriego. Co można dodać ? Chyba tylko brak fajerwerek.