Lubię dobrze zrobione dokumenty, które ogląda się z poczuciem, że dotykają prawdziwego życia, nie są literacką fikcją, ale czymś, co się naprawdę zdarzyło, w czym brały udział autentyczne osoby. Gatunek określany często jako true crime cieszy się w moim wypadku szczególną uwagą, bowiem zawsze interesowały mnie kulisy śledztw, jak przebiegają naprawdę, nie w beletryzowanej wersji, znanej z seriali. Jak wygląda proces wykrywania sprawców, wyjaśniania wszystkich okoliczności zdarzenia. Właśnie ten aspekt był dla mnie zawsze najważniejszy – praca śledczych, stosowane przez nich techniki, mozolne dochodzenie prawdy. Zdecydowanie mniej lubię gdy uwaga twórców filmu koncertuje się na sprawcach, którzy są przecież nikczemnymi osobnikami, nie zasługującymi na stawianie w świetle jupiterów. Choć oczywiście dla wyjaśnienia danego przypadku rys sprawcy jest niezbędny, by zrozumieć jego motywy, modus operandi, a także dlaczego policja musiała wdrożyć określone działania. Skupmy się zatem na najnowszej produkcji, która pojawiła się w Netflixie, czyli serialu "Zaginione: Polowanie na seryjnego zabójcę z Long Island" ("Gone Girls: The Long Island Serial Killer"). Już w tytule recenzji zasugerowałem, że jest to temat, którego potencjał nie został moim zdaniem do końca wykorzystany – w dalszej części spróbuję wyjaśnić dlaczego tak się stało.
więcej