Mam już dosyć tych ckliwych "fanatycznych" fanów "Lost", którzy tylko wychwalają do wyrzygania serial, nie pozwalając nic napisać krytycznego.
Coś im powiedzieć, że jest nie tak, to się rzucają na człowieka jak stado wilków!
Że nie wspomnę o uczonych mądrych głowach, które niczym profesor na katedrze udzielają pseudo autorytatywnych wypowiedzi i piszą Lost-owe encyklopedie!
Tu jest temat "CO NAM SIĘ NIE PODOBA W LOST" i nikt kto napisze negatywny post na ten temat nie zostanie skarcony!
Proszę też wypisywać wszelkie wpadki serialowe.
Od siebie:
Generalnie serial bardzo mi się podobał i uważam, że był rewelacyjny do . . .
Właśnie do pewnego momentu, a konkretnie początku 6-tego sezonu!
Natomiast odcinek finałowy to według mnie totalna kompromitacja, spławianie widza i robienie z niego kretyna!
Uzasadnienie:
Nie po to śledziliśmy sześć sezonów losy odcinków, żeby na koniec okazało się, że w ostatnim odcinku wszyscy jak jeden mąż poszli pięknie do bozi!
TO JEST WĄTEK DLA FANÓW SERIALU ALE KRYTYCZNY!
KAŻDY KTO BĘDZIE "SŁODZIŁ" SPOTKA SIĘ Z OSTRĄ RIPOSTĄ!
Podbijam ten temat, bo jestem przy 6 sezonie więc pewnie trochę mu się znowu ode mnie oberwie.
Od raz już napiszę o jednej kwestii - Sayid. Praktycznie od 4 sezonu z tą postacią jest co raz gorzej. Począwszy od Hitmana Bena z 4 sezonu, skończywszy na zombiem z 6. W góle nie rozumiem jego zachowania w 5 seoznie. Robi z siebie ofiarę, bo znów zaczął mordować, a nie chciał. No dobra, ale przecież Ben go do niczego nie zmuszał, mógł powiedzieć mu żeby spadał, kiedy już sobie uświadomił że taka zemsta za Nadie jest bezsensowna. To później jak zaczynają się przenosić w czasie, zamiast iść na układ Sawyera (że niby tam Sayid zdezerterował od Othersów i chcę sięprzyłączyć do Dharmy) to on woli być zdany na siebie. No i jak on sobie to wyobrażał? Że będzie się gdzieś tam plątał po dżungli z jednej strony omijając szerokim łukiem ludzi z Dharmy, a z drugiej strony jeszcze uważać na to żeby się nie natknąć gdzieś na Othersów? Bez sensu. "Stary" rozsądny Sayid, który kierował się rozumem a nie emocjami, by tak nie zrobił. Poza tym ta jego cała wendetta tak na prawdę przyczyniła się do rozpieprzenia życia Sawyera, Juliet i reszty. No i od kiedy to się strzela do dzieciaków? Nie ważne na kogo by później wyrósł, mały Ben był jeszcze niewinnym dzieckiem i nie miał tak na prawdę nic wspólnego z dorosłym Benem, który miał na pieńku z Sayidem. Poza tym Sayid widząc jakie Ben miał dzieciństwo, jak ojciec go traktował powinien się tym bardziej zastanowić. W 6 sezonie jak wiadomo Sayid to już kompletna porażka.
Sayid przez całą serię walczył ze swoją "ciemną stroną", z różnym skutkiem... Po śmierci Nadii kompletnie się załamał, a taką osobę łatwo jest zmanipulować. Myślę, że w piątym sezonie nie chciał pomocy od innych rozbitków właśnie dlatego, że czuł się winny - może wtedy, gdy pojmali go ludzie z Dharmy, on po prostu chciał umrzeć?
Próba zabójstwa małego Bena dobitnie pokazuje, jak bardzo był już wewnętrznie wyniszczony. Taka osoba nie jest w stanie myśleć logicznie - on widział w chłopcu tylko tego dorosłego człowieka, który znowu zrobił z niego mordercę...
Jak dla mnie te odcinki są świetne. Właśnie za to lubię Lost, że bohaterowie nie są tu zawsze fajni i mądrzy - często robią głupoty, bo kompletnie sobie ze sobą nie radzą...
No niby tak, ale to i tak nie zmienia faktu że nie podoba mi się to że tak spieprzyli postać która była ( mimo wszystko nadal jest) jednym z moich ulubieńców. Dopiero pod koniec swojego życia Sayid znów był "normalny".
W kwestii fabuły i podejścia życiowego:
Wszystkie te argumenty są oczywiście trafne, lecz . . .
Mnie interesuje bardziej, czy nie zauważyłyście, że - Naveen Andrews zupełnie nie nadaje się do takiej roli?!
Od samego początku śmiać mi się chciało, jak Sayid raz był nieporadny jak dziecko, by za moment być niby Bournem. Są takie momenty np. podczas szczerych rozmów z innymi rozbitkami, gdy coś opowiadał itp. że ewidentnie widać jakie ten aktor powinien grać role, w moim odczuciu, zupełnie inne!
Andrews jest według mnie kiepskim aktorem, bo nie potrafił zamaskować jakiegoś 'ciepła i dobroci', które wylewały mu się czasami na twarz, a morderca czy zabójca nie może w tak serdeczny sposób się zachowywać!
Locke, Sawyer czy chociażby fantastyczny Ben to aktorzy doskonale dobrani do roli, albo role uszyte dla nich na miarę.
Tortuga ma rację, spieprzyli postać w scenariuszu, ale ode mnie - i aktor nie ten.
Po części masz rację. Po części, bo jak dla mnie Naveen jest ok. Wiadomo że daleko mu choćby do takiego O'Quinna, no ale daje rady i jak dla mnie to do roli Sayida pasował ale.. właśnie to co napisałeś - raz ta postać (zwłaszcza w początkowych sezonach) jest przedstawiana jako facet który jest zaradny, rozsądny który nie pozwala sobą sterować, a za chwilę ( 4 sezon i wzwyż) zachowuję się jak kompletne ciele. No ale niestety, to nie jest jedyna postać z którą tak zrobili, ale o tym napiszę w swoim czasie.
Hehe a w sumie to mogę już coś napisać, bo w końcu nie oglądam LOST 1 raz.
W 6 sezonie praktycznie spieprzyli kilka postaci: Sayid, Ben, Richard, Claire, Dogen (fajnie że w ogóle taka postać się pojawia, no ale żeby takiego potencjału nie wykorzystać?) no i ....Locke. Johna zawsze lubiłam, ale do tej pory moim numer 1 był Sayid, a podczas tego oglądania teraz na prowadzenie się wysunął Locke. Może na początku w 1 sezonie był trochę denerwujący,ale potem jest co raz lepiej. Moim zdaniem John to najbardziej złożona postać tego serialu z najlepszymi retrospekcjami.
No i tak...nie dość że Locke i tak dużo przeszedł, to jeszcze go uśmiercają i bezczeszczą jego zwłoki :(
Nie mogli wybrać kogoś innego do robienia za "wdzianko" Dymka? Choćby takiego Jacusia (przecież jego i tak prawie nikt nie lubi :D) albo w ogóle jakoś to inaczej rozegrać... dlatego zakończenie jakie zaserwowali nam twórcy nie jest takie tragiczne. No bo gdyby usunąć alternatywną rzeczywistość , to wtedy by praktycznie wyszło na to że John był tylko starym wariatem, a jego życie i śmierć by były bez znaczenia, a tak to wychodzi na to że on miał rację i jest tym wygranym.
Co więcej, to nie jedyne postaci skopane przez scenarzystów.
W alter rzeczywistości każdy z bohaterów jest kimś innym, kimś lepszym i jakby wykorzystywał właśnie swoją szansę na lepsze życie, tylko nie . . .
No właśnie: Claire, Charlie, Sayid i wiadomo Kate.
Ta pierwsza dalej jest w ciąży z niechcianym dzieckiem na sprzedaż, nasz hobbit dalej ćpa tylko ostrzej, Sayid niczym Jason Bourne rozwala kolejne głowy a Kate - no cóż szkoda nawet klikać w klawisze dla niej!
Te postaci są zupełnie bez sensu, wnoszą tylko zamęt a to alter ego to potwierdza.
Pytanie tylko czy taka była strategia na zakończenie, czy nie mieli koncepcji lub czasu na lepszą fabułę dla nich, czy może zrobili tak celowo nie myśląc nawet nad konsekwencjami jak zepsują końcówkę serialu, bo są idiotami!
Tzn alternatywna rzeczywistości jest ok, ale samo zakończenie jak wiadomo pozostawia wiele do życzenia. Charlie zmienił się już za życia, więc w sumie nie rozumiem dlaczego w alter dalej jest złym, brudnym ćpunkiem. Sayid ciągle uważa się za dobrego człowieka i zarzeka się że nie chcę zabijać, ale w alter dalej to robi, ba praktycznie jego druga rzeczywistość wygląda tak samo jak "stara" (no może z tą różnicą że stwierdził że nie zasługuję na Nadię - ale na Shannon już tak? WTF?), no a Kate jak to Kate, co do Claire to widocznie pod świadomie wolała mieć Aarona, niż wymazać go całkowicie ze swojego życia jakby nie istniał. Wychodzi na to że oni widocznie nie wiele w swoim życiu by zmienili, a powody są różne. Nie powiedziałabym że te postacie są bez sensu i równie dobrze mogło by ich nie być. Bez nich to już nie był by ten sam serial, każdy z nich był potrzebny nawet taka Kate (ktoś w końcu musi działać widzom na nerwy).
Mi chodzi bardziej o spieprzenie postaci w kontekście tego co się dzieje na Wyspie, nie alter rzeczywistości. Claire spieprzyli bo zrobili z niej denerwującą świruskę. Ja tam od początku za nią nie przepadałam (nie lubię takich histeryczek), ale przynajmniej mnie nie denerwowała tak jak w 6 sezonie. Bardziej ubolewam nad postacią Bena. Chcieli odebrać mu władze, postawić go na równi z innymi rozbitkami -ok, jest przez to trochę "zdezorientowany" - ok. ale... kiedy oglądam 6 sezon i patrzę na niego i Rycha to się zastanawiam gdzie się podziało tych dwóch władczych gości, trzymających zawsze rękę na pulsie, zamiast tego widzę jakieś dwie bezradne sierotki, które albo dają się żałośnie wykorzystywać (patrz Ben), albo okazują się być kompletnie bezużyteczni (patrz Richard). Ok, dobry pomysł że stracili kontrolę i teraz muszą zintegrować się z naszymi bohaterami, ale na litość..(że tak to ujmę metaforycznie) czy po skopaniu ich z tronu trzeba było ich jeszcze odrzeć z ubrań i wyrzucić nagich za bramy zamku/pałacu?
Nie mogę już edytować...
Rozmowa Bena z Ilaną - http://www.youtube.com/watch?v=Bc5D8p30j0g jak tu nie lubić Linusa.. i jeszcze ta końcówka http://www.youtube.com/watch?v=TGhRbL6phXg&feature=related - jak Ben gdzieś tam stoi z boku..aż się chcę go przytulić i głaskając go po głowie powiedzieć "biedny, mały Ben..no już będzie dobrze" słodko w tej scenie wygląda. No i to wymowne "ułożenie" postaci - Jack, Sun, Hurley, Lapidus, Miles i Ilana stoją razem w środku, a Ben i Richard gdzieś na boku na przeciwko siebie..
No i jedna z lepszych scen z Richardem - świetne to jest jak opowiada Jackowi i Hugo że on nie może się sam zabić - mówi to w taki sposób jakby opowiadał im o tym że nie może odetkać zlewu, a nie o próbie samobójczej. No i później ten jego krótki monolog, na temat Jacoba który podsumowuje na dobrą sprawę jego postać (w sensie że Rycha). Najlepsze w tej scenie jest reakcja Jacka - bo to o czym mówi Alpert zaczyna brzmieć bardzo znajomo.. zresztą co ja będę mówić lepiej samemu zobaczyć - http://www.youtube.com/watch?v=maZQb2aWF-I
PS. Alpert ciągle ma jakieś dwuznaczne teksty - "mogę pokazać ci parę rzeczy?" (do małego Locka) "jak go zabiorę to już nigdy nie będzie taki jak przedtem "(o małym Benie) "Jacob mnie dotknął"...
"Jacob mnie dotknął" - zły dotyk boli całe życie...biedny Richard!
"I devoted my life, longer than you can possibly imagine, in service of a man who told me that everything was happening for a reason. That he had a plan. A plan that I was a part of and when the time was right that he'd share it with me and now that man's gone. So, why do I want to die? I just found out my entire life had no purpose." - cholernie mocna scena. I cholernie dołująca. W ogóle cały odcinek jest świetny.
"mówi to w taki sposób jakby opowiadał im o tym że nie może odetkać zlewu" - aż przypomniał mi się korek z finałowej sceny :-D Jacuś jest mistrzem w odtykaniu zlewów xD
Tak Jacko jest mistrzem w "I can fix it" - muszę przyznać że choć go nie lubię to w 6 sezonie jest mocny i jakby był taki przez większość serialu, to kto wie może bym go polubiła..
HAHAHA!
Dobre, on tak samo jak Kate - "Aaron is mine, he is my son, he's mine, my son Aaron, itd.!"
I tak do wyrzygania!
Czyli prawie jak - http://www.youtube.com/watch?v=MVehDbM6NTI ("Are you Walt?" :D). Tyle że w przypadku Michaela przynajmniej (niezamierzenie) było śmieszne, a w przypadku Kate jest żałosne.
"Nie mogli wybrać kogoś innego do robienia za "wdzianko" Dymka?"
Pewnie po prostu Terry O'Quinn najlepiej nadawał się do tej roli. Gdyby Dymek przybrał postać Kate, to seria straciłaby nieco na klimacie, no nie? ;)
Trochę wredny był ten motyw - nie tego się spodziewaliśmy - ale myślę, że gdyby Locke został jednak przywódcą na Wyspie, to byłoby to zbyt cukierkowe.
Zapewne tak, ale to nie zmienia faktu że przykro patrzeć jak Locke jest wykorzystywany :( (praktycznie już od początku, odkąd przybył na Wyspę Dymek zaczął go sobie urabiać żeby na koniec móc przejąć jego ciało).
Dopiero jak się kolejny raz ogląda LOST to widać jaką Locke jest tragiczną postacią.
Było mi go żal od samego początku serialu, biedak się starał z całych sił, miotał się na prawo i lewo, a to wszystko nic tylko o kant dupy potłuc!
No o tym właśnie piszę, na tym polega tragizm tej postaci. Nawet cel jego podróży do Australii był tak naprawdę manipulacją, jak się później dowiadujemy,.
No wiem, że o tym piszesz, tylko chciałem żebyś i Ty wiedziała, że też jest mi go żal.
Dla mnie to było tym bardziej wkurzające że lubię i Locka i Bena.
Jeszcze to pamiętne "I'll miss you John..I really will..." wymawiane przez Bena takim drżącym głosem..
No ba.
Podoba mi się późniejsze nawiązanie do tej sceny przez Flocka, który mówi Benowi że ostatnio myślą Johna kiedy Ben go dusił było: "Nie rozumiem" :]
Najlepsze w tym jest to, że Ben też tego nie rozumiał!
Nie wiedział, bo niby skąd, co się stanie z ciałem Locka po tym jak go udusi i kto nim zawładnie . . .
Założę się, że Benowi się wydawało że po ściągnięciu reszty wyspa przywróci 'dawnego' Locka, a nie - no właśnie.
"Założę się, że Benowi się wydawało że po ściągnięciu reszty wyspa przywróci 'dawnego' Locka, a nie - no właśnie."
Raczej wątpie w to że Ben tak myślał. Musieli zabrać Locka żeby jak najwierniej odtworzyć lot 815 (może to też był powód dla którego Ben go udusił?). Linus był naprawdę kompletnie zszokowany widokiem Locka. Niby próbował mu wciskać że wiedział że tak się stanie, no ale właśnie.. kłamał, jak to Ben. No i jeszcze ten tekst do Sun że fakt iż John Locke chodzi po Wyspie jak gdyby nigdy nic, napawa go przerażeniem.
Poza tym jestem po odcinku "Ab Aeterno" i moje odczucia są takie że ten odc jest cholernie nudny. Poza tym na prawdę za dużo tego - najpierw chamski lekarz (służba zdrowia prawie jak u nas :D), później jakiś żałosny klecha, kapitan który zaczął wszystkich zarzynać, a na koniec Jacob i MiB... czy "Al" musiał dostać aż tak po dupie? Naprawdę żal mi jest go cholernie jak widzę jak jest tak poniewierany. Dołuje mnie to że praktycznie moja ulubiona trójca (Richard, Ben i Locke) jest tak poniżana i dostaje takie "baty" od scenarzystów - a takiej zasranej Kate wszystko się udaje :(
To jest jakiś absurd że taka Ilana wie o kandydatach a taki Richard nie. No przecież kto jak kto, ale akurat on powinien być wtajemniczony w takie sprawy! Ale, ale..jest jjeszcze jedna rzecz która mnie dobił w tym odcinku i bynajmniej już nie chodzi o Alperta. Chodzi o Jacoba i MiBa. To jest jakiś absurd jak oni wykorzystują innych ludzi i wciągają ich w jakieś śmieszne gierki między nimi. Tak na prawdę to nie wiadomo o co właściwie im chodzi - dlaczego MIB nie mógł opuścić Wyspy jeszcze jak był normalnym człowiekiem? Dlaczego Jacob się nie wkurzył kiedy dowiedział się prawdy o ich matce?
A ja dla odmiany uwielbiam ten odcinek :)
Ma świetną, mroczną atmosferę; poza tym wreszcie zostały w nim poruszone wątki mitologiczne.
"Dlaczego Jacob się nie wkurzył kiedy dowiedział się prawdy o ich matce?"
Bo to maminsynek z wypranym mózgiem.
"To jest jakiś absurd jak oni wykorzystują innych ludzi i wciągają ich w jakieś śmieszne gierki między nimi."
Dla mnie Jacob to dupek, dlatego lubię sceny, w których jest to dobitnie pokazane. To niezbyt rozgarnięty chłoptaś wychowany w poczuciu wyższości do innych ludzi, który po uzyskaniu "boskich" mocy uważa, że może ich dowolnie wykorzystywać w imię wyższych celów.
"Dlaczego MIB nie mógł opuścić Wyspy jeszcze jak był normalnym człowiekiem?"
W tym odcinku Jacob rozmawia już z Dymkiem. A dlaczego brat Jacoba nie mógł opuścić wyspy 2000 lat temu? Pewnie po prostu fałszywa matka potrzebowała jelenia, który by ją zastąpił w strzeżeniu Źródła i nie chciała go puścić (nie pamiętam dokładnie odcinka Across the Sea, może tam to było wyjaśnione).
"później jakiś żałosny klecha"
O, z nim to akurat była świetna scena. Pokazano, jak kapłani, którzy niby powinni dawać ludziom nadzieję, tak naprawdę nie przekazują im niczego pozytywnego. Jak często ich nauczanie sprowadza się do straszenia ludzi piekłem? A przecież z tego nic dobrego nie może wyniknąć - tak jak u Richarda, który ze strachu przed potępieniem po śmierci przyjmuje klątwę nieśmiertelności...
Z tym księdzem to po luzaku ;) Przecież to nie scena z życia wzięta tylko wymysł scenarzysty, żeby ładnie pasowała do reszty fabuły :)
No ja wiem, wiem jacy byli (są) księża. Tylko chodziło mi ogólnie o to że Richard strasznie dostaje po dupsku w tym odcinku i wychodzi na jakiegoś zagubionego, bogobojnego wieśka z XIX w. Ciekawe czy nasz "współczesny" Doktor Alpert dalej się bał że będzie się smażył w kociołku bo popchnął gościa tak niefortunnie że ten uderzył łbem o kant stołu i na miejscu zginął (może się czepiam, ale 1 raz słyszę żeby ktoś zszedł od czegoś takiego :D). W ogóle ta historia nie pasuję do postaci jaką widzimy w poprzednich sezonach - elegancki,tajemniczy,skryty, inteligenty, a w 6 sezonie płaczący, bezużyteczny i wreszcie świrujący i bełkoczący coś o piekle. Jak już dali tej postaci takie jednoznaczne nazwisko to mogli pójść za ciosem i związać przeszłość Alperta z latami 70 i Dharmą Initiative. Ewentualnie (jak już raz z Gifmanem to się rozwodziliśmy) zrobić z niego jakiegoś oficera marynarki czy coś i pokazać przede wszystkim jego działalność, relacje z Jacobem, wpleść w to jeszcze Dogena i resztę Othersów z Świątyni, a nie robić z niego jakiegoś bezużytecznego żałosnego gościa który dał się zrobić na szaro jakiemuś cyckowi o zamulonym wyrazie twarzy. Wychodzi na to że Richard i Ben to nieźli frajerzy, że dali się wykorzystać takiemu arcynerdowi jak Jacob :D
PS . Jakby Ab Aeterno było na takim poziomie jak ten "theme" muzyczny Richarda (jeden z najpiękniejszych soundtracków LOST, moim zdaniem) to Alpert mógłby być epicką postacią nie wiele gorszą od choćby Locka.
Sorry że tak trochę chaotycznie ;]
Wiesz, nie wszyscy muszą być od razu takimi przywódcami, którzy nie dają sobie w kaszę dmuchać, na początku w 1867 r. Alpert był zwykłym wieśniakiem, nic dziwnego, że dostawał po dupie, reszcie mógł tylko naskoczyć. Jak trafił na wyspę myślał, że jest w piekle dopiero Jacob go uświadomił że w nim nie jest, a musiał to zrobić dając mu trochę po mordzie i podtapiając go. A w 6 sezonie na wyspie, po śmierci Jacoba świadomość tego, że wykonywał rozkazy nie bardzo wiedząc po co i jeszcze zasianie ziarna niepewności przez MiB-a co do słusznych intencji Jacoba doprowadziło do tego, że zaczął wariować i znów uważać że jest w piekle.
Poza tym Richard, Ben nie mają wokół siebie tylu Othersów co wcześniej, dlatego tak za bardzo nie kozaczą i często dostają baty (najbardziej Ben), poza tym większość tych, w którym kręgu się obracają w 6 sezonie to rozbitkowie, co nie dażą wielką sympatią Othersów, więc o wpie*dol nie trudno.
A co do zdania "To jest jakiś absurd jak oni wykorzystują innych ludzi i wciągają ich w jakieś śmieszne gierki między nimi."
Jacob przede wszystkim chciał udowodnić swojemu bratu, że nie wszyscy ludzie są przekupni i źli, najlepiej to posłuchać dialogu Jacob-Ricardo po ich bójce w "Ab Aeterno"
Tak to raczej nie są jakieś ,,śmieszne gierki między nimi''. MiB chciał żeby Richard przeszedł na złą stronę przekupując go tak samo jak później przekupił Sayida odzyskaniem Nadii . Jacob nie chciał do tego dopuścić więc przekabacił Ryśka na swoją stronę.
Ale to przecież sam Jacob ściągnął Ryśka na wyspę, dla prowadzenia gierek właśnie, więc to wszystko jego wina!
Sprowadzanie ludzi po to, żeby sprawdzić czy się wymordują i przy okazji sobie pofilozofować - jak robił to Jacob - jest, delikatnie mówiąc, średnio uczciwe.
A jeśli chciał znaleźć zastępcę, który pokonałby Dymka, to mógł dać ogłoszenie: "Praca na egzotycznej wyspie, z dala od miejskiego zgiełku i tłumów turystów! Walcz ze złem w miejscu pełnym tajemnic! Nieśmiertelność i boskie moce gratis!" - następnego dnia jego ludzie zostaliby zarzuceniu stosami CV!
xD
"A co do zdania "To jest jakiś absurd jak oni wykorzystują innych ludzi i wciągają ich w jakieś śmieszne gierki między nimi."
Jacob przede wszystkim chciał udowodnić swojemu bratu, że nie wszyscy ludzie są przekupni i źli, najlepiej to posłuchać dialogu Jacob-Ricardo po ich bójce w "Ab Aeterno" "
Oczywiście (nie pierwszy raz LOST widzę) co nie zmienia faktu że Jacob i MIB są tak samo beznadziejni - "po trupach do celu" nie cofnąć się przed niczym i tak na prawdę mają gdzieś Bena, Richarda, Othersów, naszych bohaterów itd. liczy się tylko że MIB chcę spierniczyć z Wyspy ,a Jacob mu na to nie pozwala, bo jego braciszek jest teraz "pure evil" ;] Poza tym jak to śmieszne że ktoś chcę przekonać inną osobą że nie wszyscy są źli, stosując przy tym niezbyt "czyste" metody :D
Co do reszty to napiszę krótko - mi się tu rozchodzi o cały zamysł scenarzystów, a nie konkretne sytuacje z serialu. Po prostu w moim odczuciu Richard Alpert jest największym rozczarowaniem LOSTA.
No fakt, przed 6 sezonem Richard był taki no... tajemniczy i taki jak powinien być. Potem zrobili z niego płaczliwego i dającego się poniewierać gościa.
No o to właśnie mi chodzi!
Jestem po 10 odc (tytuł "Paczka").
Do niego nie mam żadnych uwag, choć raczej nie przepadam za centrykami Jina i Sun. Jest tutaj parę fajnych akcji:
Tekst Keamyego kiedy Kwonowie zaczynają między sobą rozmawiać po koreańsku - "Przestańcie, czuję się jak w jakimś cholernym filmie o Godzilli", albo do Omara: " - Omar idź zająć się tym Arabem
- Ja jestem Arabem.." hehe
Czy tekst Milesa jak czekają na plaży aż wróci Hugo z Richardem "Alpert musiałby być oblepiony tłuszczem z boczku żeby Hugo go znalazł" :]
I jeszcze to jak Sun uderzyła się w głowę i nie mogła mówić po angielsku i zaczęła wrzeszczeć na Rycha a ten bidny nie wiedział o co jej chodzi
Chyba mamy odwrotny gust, bo dla mnie to chyba najsłabszy odcinek z 6 sezonu - a Ab Aeterno to mój ulubiony :)
Chociaż rzeczywiście parę fajnych momentów ma. Ale akcja z przestającą mówić po angielsku Sun to dla mnie całkowita strata czasu...
Ja nie piszę że to mój ulubiony odc żeby nie było ;] napisałam tylko że nie mam do niego jakiś większych uwag. Najlepszym odc z 6 sezonu chyba jest dla mnie "Dr Linus".
"Najlepszym odc z 6 sezonu chyba jest dla mnie "Dr Linus""
No, tutaj się zgadzamy :) Jak dla mnie może nie najlepszy, ale bardzo, bardzo dobry.
Gdyby mi przyszło wymienić jeden, konkretny odc który uważam za najlepszy z całej serii, to nie była bym w stanie wybrać ,jest co najmniej kilka takich.
Jak dla mnie to 'Jughead' albo 'La Fleur' a wracając do Bena i Locka to napisałaś:
" Linus był naprawdę kompletnie zszokowany widokiem Locka. Niby próbował mu wciskać że wiedział że tak się stanie, no ale właśnie.. kłamał, jak to Ben. "
Tak, tak było, ale to co my widzowie widzimy to bohaterzy w środku nie wszystko wiedzą i tak Ben nawet nie widział nigdy Jacoba a o istnieniu MiB pewnie mu nie zaiskrzyło nigdy w dyńce.
Zgoda, nie miał pewności i nie wiedział, że tak będzie a jak już się stało był zdziwiony samym tym faktem, bo kim jest teraz zombie po Locku dowiedział się zaraz po wizycie i pały Jacoba!
No tak rozumiem o co ci chodzi. Ben był zdezorientowany, myślał że to dalej ten sam John Locke i bał mu się podskakiwać pewnie nie tylko dlatego że Dymek go zmanipulował wykorzystując Alex, ale pewnie też dlatego że bał się że John będzie chciał się zemścić.
Ja już jestem po 12 odc.
11 epizod " Happily Ever After" - bardzo fajny odcinek (jak to każdy centryk Desmonda) podoba mi się tutaj jego rozmowa z Faradayem i końcówka w której Des już o wszystkim wie i prosi Minkowskiego o listę pasażerów lotu 815.
ep 12 "Everybody loves Hugo" -momenty kiedy jest pokazana alter rzeczywistość Hugo może nie są najciekawsze (rozwala mnie jego matka -"
-Wszyscy kochają Hugo..oprócz kobiet!
- Mamo!" Hurley ma fajną mamuśkę, to mu trzeba przyznać ;] )
Podoba mi się akcja która dzieję się na Wyspie - Ilana i BOOM, scena przy studni - łatwo się domyśleć że Flocke wrzuci do niej Desmonda, ale podoba mi się ich rozmowa na temat strachu i ta mimka O'Quinna - najpierw serdeczny uśmiech, który nagle zamienia się w minę "na złego" i jeb Desa do studni :D http://www.youtube.com/watch?v=KGoWlWq1GtE
I końcówka:
Kiedy Jack widzi po raz pierwszy Flocka http://www.youtube.com/watch?v=P3bRWtISL7Q - świetna scena!
I kiedy w alter Des potrąca Locka
http://www.youtube.com/watch?v=0FLMZk3AHUs
Pamiętam jak 1 raz widziałam tą scenę to moją reakcją było wielkie zaskoczenie (WTF? Co ten Desmond zrobił?)