SPOILER!

Ci, którzy widzieli już zajawkę nowego odcinka zapewne cieszą się, że w końcu
spotkają się dwie solidne postaci serialu: Gyp i Chalky. Szkoda, że musieliśmy czekać
na to spotkanie tyle czasu, jednak mam nadzieję, że dzięki temu ten sezon zyska w
końcu trochę akcji! Nie mam pojęcia jakim cudem scenarzystom udaje się po
napisaniu tylu świetnych postaci nakręcić sezon z tak niewielką ilością czystej akcji.

Nucky, Owen, Al, Harrow, Chalky (i ten jego nowy człowiek), Rothstein, Mayer, Lucky no
i przede wszystkim Gyp, a 1/2 czasu opowieści poświęcona jest drogom rodnym
Margaret & Co. Strasznie to wszystko nierówne. Kolejną rzeczą, która mega mi się nie
podoba jest fakt, że w tym sezonie historia dziejąca się w Chicago jest tak oderwana
od reszty wątków. Słabo np. że do tej pory Gyp nie spotkał się chociaż na chwilę z
Alem, chociażby w pierwszym odcinku w piwnicy Nucky'ego. Mogliby napisać parę
naprawdę fajnych linijek dla tej dwójki.

Mocnym, a także trochę chyba niedocenionym punktem sezonu jest aktor wcielający
się w postać Masserii. Nie wiem jak Wam, ale mi momenty w których ta postać mówi
po włosku, się naprawdę podobają. Fajnie, że w tym sezonie Joe dostał zdecydowanie
więcej minut niż w poprzednim. Mam szczerą nadzieję, że w czwartym sezonie pokażą
nam wojnę Joe z Maranzano, i że do roli tego drugiego Terrence Winter wybierze
aktora co najmniej tak dobrego jak Bobby Cannavale. Z pewnością pokazanie wojny w
Nowym Yorku przyśpieszyło by nieco akcję, a i Nucky'ego można by jakoś sprytnie
wpleść w tę historię.