Trzeci sezon Boardwalk Empire wydawał sie być telenowelą: włoski, groźny "zdobywca" zanudzał swoim wątkiem, serial wydawał sie stawać w miejscu, tracił dynamizm. Jedynym wątkiem, który mną poruszył była miłość pani Margaret (rozmowy o wielkiej, świetlanej przyszłości, katastrofalny koniec). Obawiałem sie, że serial stracił polot wraz z kilkoma postaciami, powoli traciłem wiarę (chociaż trzeci sezon oglądało sie wyjątkowo beztrosko, to trzeba przyznać).
Według mnie czwarty sezon to istny renesans dla tego serialu, znów wyczuwam to bezkompromisowe, emocjonalne okrucieństwo, którym były przepełnione pierwsze dwa sezony. Przewrotność, nieprzewidywalność. Intrygujące postaci, których charaktery wraz z czasem są rozkładane na części pierwsze i poznajemy ich prawdziwe twarze.
Stwierdzam jednogłośnie, że moja miłość do Boardwalk Empire powróciła. Nie radze skreslać tego serialu, wciąż ma wiele do zaoferowania.
Mysle podobnie. Trzeci sezon mnie nudzil i sadzilem, ze czwarty bedzie tym samym torem szedl. Na szczescie czwarty sezon jest rewelacyjny. Naprawde jestem mile zaskoczony. Oby tak dalej. Ale Eli to nie wiem ile juz szans dostanie. Swietna rola, ale Nucky juz moglby go poslac do piachu.
Brat prawdziwego Nucky'ego zmarł z powodu choroby w 1958, więc raczej się bratobójstwa nie doczekasz.