Największym sukinsynem w serii jest wcale nie Master, Frank Horrigan, Prezydent, Kalkulator
czy płk. Autumn a prof. Von Braun. Dlaczego? Profesor był odpowiedzialny za projekt Kryp-
Tech zajmujący sie budową schronów przeciwjądrowych. Ludzie wieżyli im i zamieszkali w
Kryptach myśląc że będą tam na czas wojennej apokalipsy żyli dostatnio i bezpiecznie a wcale
tak nie było. Ludzie zostali elementem jekiegoś chorego eksperymentu społecznego i tak np: w
jednej krypcie były same kobity i jeden facet albo same dzieci. W innych schronach otwierały
się przedwcześnie grodzie a jeszcze gdzie indziej eksperymentowano na psychice (pełna lista w
biblii Fallouta). Słynna 13 była np. magazynem genetycznym który nigdy nie miał się otworzyć
gdyby ci ludzie nie byli potrzebni do badań (znacie początek dwójki). Wynikiem tych idiotyzmów
były bunty choćby RNK które powstało z rebelii w 15 oraz początek trójki. Tyle w temacie.
Wymienianie Mistrza wśród "sukinsynów" jest dla mnie jakąś pomyłką. Był postacią czysto tragiczną, trudno w zasadzie określić go chociażby mianem arcyłotra jedynki. Nemezisem - tak, ale nie "głównym złym". Kalkulator był dla mnie przeciętnym "narzędziem, które oszalało" jakich jest na pęczki w wielu innych tytułach. Horrigan to archetyp zepsutego, sadystycznego prawego ramienia-"wykonawcy", podporządkowanego pracodawcy i czerpiącego przyjemność ze swojej roli.
Autumn jest ciekawszy o tyle, że NAPRAWDĘ wierzy w ideę Enklawy, choć charakter niestety spłycono. Cezar jest ciekawym charakterem zważywszy na przeszłość oraz system wartości kierujący jego działaniami - w tym wypadku także udało się ukazanie pewnych odcieni "szarości"; Pan House zaś - choć nie umieszczony w pozycji "złego" - kieruje się pobudkami raczej niskimi bądź ograniczonymi, ustanowił motyw naczelnego megalomana serii, który podobnie jak Bractwo nie posiadał "podstaw moralnych" swojego celu (BoS to organizacja militarno-quasi-religijna, która poszukiwała starej technologii by ją "zabezpieczyć", nie "spożytkować") - chodziło mu jedynie o uczynienie Vegas oazą starego świata na środku pustyni, podszyte zapewne podbudowaniem swojego rozbuchanego ego. Jedynymi pretendentami do tego tytułu moim zdaniem są więc Prezydent i Von Braun - ja niestety byłem bardzo rozczarowany rozwinięciem kwestii Krypt (jak i samą fabułą F3 oraz konsolowej produkcji spod znaku Fallouta, BoS, czyli jedynego prawdziwego gniota serii; nawiasem mówiąc, niektóre pomysły na Krypty - te "nowe" - były iście kretyńskie, ale to pozostawmy na inny temat) i nieciekawie zarysowana postać profesora w ogóle do mnie nie przemówiła. To mógł być punkt kulminacyjny, coś, co stanowiłoby kolejny skok jakościowy uniwersum Fallouta - okazało się, że to zaledwie ciche strzelenie palcami. Dlatego niekwestionowanym sukinsynem pozostaje dla mnie prezydent Stanów Zjednoczonych i na razie nie zapowiada się na to, by najbardziej cyniczny k&!@s najlepszego postapokaliptycznego RPGa mógł zostać zdeklasowany.