Zastanawia mnie jedno, a mianowicie: skoro możliwych było parę zakończeń, to jak rozpocznie się
sezon 3, skoro każdy gracz będzie miał inną historię? Niektórzy pójdą z Kenny'm, niektórzy z Jane, a
jeszcze inni zostaną sami z dzieckiem. No bo, z doświadczenia wiemy, że osoba przez nas
uratowana ginie w następnym epizodzie, o ile jeszcze nie w tym samym. Z tego wynika, że zarówno
Jane jak i Kenny powinni zginąć w sezonie 3, bo innego wyjścia z sytuacji nie widzę. Przecież nie
zrobią różnych historii w zależności od decyzji gracza.
A jak wy to widzicie?
To przecież zupełnie podstawowa wiedza, że ciężar rozłożony na mniejszej powierzchni oddziałuje na nią z większą siłą – dlatego po śniegu chodzi się w karplach (zwanych także rakietami śnieżnymi), zresztą przykłady z życia codziennego można mnożyć.
Ja naprawdę nie należę do ludzi, którzy mają w zwyczaju rozkładanie fikcji na czynniki pierwsze, wręcz przeciwnie, nie znoszę tego i najczęściej dowiaduję się, że coś było „nierealistyczne” z for dyskusyjnych. Tym niemniej są pewne „oczywiste oczywistości”, które z miejsca odwieszają u mnie *zawieszenie niewiary (*wolne tłumaczenie suspension of disbelief), jak chociażby ten idiotyczny moment z wiatrakiem z Ep2, czy omawiana sytuacja z Lukiem.
Niestety jest dla mnie nie do pojęcia, że grupa dorosłych może zachować się w tak idiotyczny sposób: chodzić i biegać po kruchym lodzie, wysłać dziecko, żeby wyciągnęło z wody rosłego faceta. Sam fakt, że to Clem musiała im przypominać, aby zachowali dystans/szli powoli na tafli jest kuriozalny.
Wkurza mnie to, bo z jednej strony scenarzyści w wielu momentach postarali się o wiarygodność, niejednokrotnie przypominając graczowi, że koniec końców gra dzieckiem, a nie Rambo, a z drugiej pojawiają się czasem takie kwiatki, że człowiek łapie się za głowę.
Sęk w tym, że ta zupełnie podstawowa wiedza nie jest tak powszechna, jak ci się wydaje. Poza tym, w różnych sytuacjach ludzie nie pamiętają o różnych rzeczach. Sam dobrze znam główne prawa fizyki opisujące ciśnienie, przykład rakiet śnieżnych też jest mi znany, ale o sugestii, żeby się położyć na kruchym lodzie, dowiedziałem się dopiero od ciebie. To jedna z czynności spod znaku "no tak, jak ja mogłem na to nie wpaść". Poza tym, do tego wszystkiego dochodzą strach, panika oraz poczucie bezradności i znalezienia się w sytuacji bez wyjścia. Mimo wszystko zastanawia mnie zamiłowanie co poniektórych do oceniania zachowania ludzi, którzy przez 2 lata stawiają czoła apokalipsie zombie, pod kątem logiki.
Bohaterowie chodzili po lodzie, nie znając jego grubości. Pobiegli tylko dwaj: Arvo (nie wiadomo, dlaczego, może się przestraszył - to tylko przerażony nastolatek) i Kenny, bo myślał, że Rosjanin chciał uciec. Clem nie musi nikomu o niczym przypominać, sami rozstawiają się w dość sporych odstępach, zresztą to tylko opcjonalna linia dialogowa. Bonnie wysłała Clementine na pomoc Luke'owi, argumentując, że jest ona lżejsza i to jest akurat logiczne (choć może nie do końca racjonalne). Poza tym, Luke nie wpadł cały do wody, a ugrzęzła mu noga. To wyraźna różnica, 11-latka nie musiała go wyciągać z wody całego, a jedynie pomóc. Aktualnie nie miała niczego przy sobie, co mogłaby podać przyjacielowi - zdjęcie np. kurtki wystawiłoby ją samą na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Poza tym, spójrzmy prawdzie w oczy - to była stara scenariuszowa zagrywka, nie ma produkcji, w której ludzie przechodzą po zamarzniętym akwenie i nikomu nie dzieje się krzywda. Kompletnie jednak nie rozumiem, jak można pisać, że śmierć Luke'a była głupia albo że nie była wzruszająca - serio, trudno o bardziej poruszające pożegnanie się z postacią.
Jeśli chodzi o grę, z dwojga złego ludzie przynajmniej podają konkretne sytuacje, które uważają za absurdalne. Na forach serialu wypisują głównie puste hasła (bardzo uniwersalne, gdy ktoś chce się wyżalić, jak to mu się nie podobał film/serial - pasują w zasadzie do każdej produkcji) bez wypunktowania przykładów. Nie zmienia to jednak faktu, że w drugim sezonie wszyscy stali się zdecydowanie bardziej wyczuleni na poszukiwanie sensacji. Podobne "absurdy" i błędy znajdują się w dosłownie każdym filmie/serialu/grze. W pierwszym sezonie też były i jakoś nikomu aż tak nie przeszkadzały. Nie przypominam sobie, by ktoś tutaj marudził na to, że Lily wyrzuca Lee z kampera nawet wtedy, gdy ten zgodzi się z nią odjechać albo że całe Crawford, świetnie zorganizowana i zdyscyplinowana społeczność, wymarła od jednego zamienionego w szwendacza człowieka (lekarz dźgnięty nożem przez ciężarną kobietę).
Drugi sezon cierpi na to, co każdy sequel udanego tytułu - zaawansowaną lustrację przez widzów/graczy. Jego główną wadą jest to, że nie był pierwszy, ludzie są zdecydowanie bardziej wyczuleni na wady, często nawet podchodzą do niego z podejściem "i tak to nie będzie to samo", co przekłada się na ich odbiór tej produkcji. Nie bierz tego do siebie, to w głównej mierze obserwacje całego forum.
Co było nie tak z tym wiatrakiem? Może nie pamiętam.
Obawiam się, że fakt iż czegoś nie wiesz nie oznacza, że nie jest to powszechną wiedzą, a przynajmniej ja nie znam nikogo kto by nie wiedział, że po kruchym lodzie lepiej się czołgać niż po nim iść – jest to dość oczywiste nawet na tzw. chłopski rozum. Z grupy 5 dorosłych ktoś powinien być na tyle rozsądny, aby mieć powyższe na względzie, zwłaszcza że Kenny był przecież rybakiem.
Wyraźnie wyartykułowałem, że nie czepiam się samego wejścia na lód i do momentu, kiedy zaczął pękać jestem jeszcze w stanie zrozumieć nie podjęcie środków ostrożności.
Szli w odstępach, bo tak była zaprogramowana scena, co nie zmienia faktu, że mała dziewczynka musiała im o tym przypominać (pada nawet „ma rację” i „będą o tym pamiętać”).
Żeby kogoś skądś wyciągnąć trzeba dysponować OPARCIEM oraz określoną MASĄ. Tak więc pytam po raz kolejny: jak JEDENASTOLATKA ma pomóc dorosłemu wygrzebać się z przerębla STOJĄC na lodzie, który się zapada?
Cała sytuacja nie była aż tak chaotyczna i niespodziewana, jak sugerujesz. Luke miał dość czasu, aby podjąć jakąś decyzję. Mógł, przynajmniej, nie podawać ręki, tylko tego kałacha, którego trzymał (lololol).
Zdjęcie kurtki byłoby zdecydowanie mniejszym narażeniem życia niż chodzenie po kruchym lodzie.
Szukanie źródła każdej krytyki po stronie widza i jego nastawienia to zachowanie typowe dla apologetów, którzy nie mają za grosz dystansu do rzeczy, którą oceniają – na taką postawę jest nawet termin w slangu. Pewnie, że niektóre zarzuty, które krążą po forach są idiotyczne i często wynikają z uprzedzenia (ot są tacy, co dziś nie mogą przeżyć, że Lee zginął i gramy jako Clem), ale przecież nie oznacza to, że KAŻDA krytyka jest nieuzasadniona.
Pisałem wcześniej, że summa summarum Sezon 2 mi się podobał i miło spędziłem przy nim czas. Nie przeszkadza mi to jednak w uznaniu także wad gry, zwłaszcza że niektóre są solidnie uargumentowane i dość uniwersalnie podnoszone. Uważam, że taka postawa jest po prostu zdrowa i cechuje świadomego konsumenta.
Nie rozumiem, co mają zombie do wyżej omawianej sytuacji. Chcesz powiedzieć, że skoro w uniwersum TWD zwłoki wracają do życia, co jest oczywistym nonsensem z naukowego punktu widzenia, to widz w ogólnie nie powinien wymagać realizmu od scenarzystów? Należy przecież oddzielić konwencje uniwersum od całej reszty.
Nie oczekuję od fikcji bezwzględnego realizmu, mówiłem zresztą o tym wyżej, ale raczyłeś nie zwrócić na to uwagi. Tym niemniej, wymaganie spójności i wiarygodności (a „wiarygodność” nie zawsze równa się „realizm”) od scenariusza to przecież nie jest wygórowane wymaganie, do cholery ciężkiej. Brak realizmu nie przeszkadza mi, dopóki nie jest skrajnie, oczojebnie oczywisty.
,,Obawiam się, że fakt iż czegoś nie wiesz nie oznacza, że nie jest to powszechną wiedzą, a przynajmniej ja nie znam nikogo kto by nie wiedział, że po kruchym lodzie lepiej się czołgać niż po nim iść''
Pytałeś wszystkich swoich znajomych? I co powiedzieli, że tak? A co mieli powiedzieć? :P
,,Kompletnie jednak nie rozumiem, jak można pisać, że śmierć Luke'a była głupia albo że nie była wzruszająca - serio, trudno o bardziej poruszające pożegnanie się z postacią.''
Też tego nie rozumiem. Przecież zginął jak 3/4 bohaterów - przez przypadek. Ludzie się czepiają, że nie zginął bohatersko, ratując komuś życie i nie było łzawych pożegnań jak w przypadku Lee.
,,Co było nie tak z tym wiatrakiem? Może nie pamiętam.''
W epizodzie 2 żaden z dorosłych nie wiedział jak wyłączyć wiatrak, a Clem zrobiła to bez problemu :P To faktycznie było słabe jak siemasz. Chyba nawet też w którymś z tematów o tym wspominałam.
„Nie znam nikogo (…)” – figura słowna. Wystarczy przejrzeć byle komentarze na temat tej sceny, jeśli ktoś ma wątpliwości, że nie jest to wiedza powszechna.
Nie zrozummy się jednak źle; na przestrzeni całego sezonu takich sytuacji było raptem kilka, tak więc nie twierdzę, że to jakaś reguła i CAŁY scenariusz obfitował w idiotyzmy.
1. Wiatrak: nikt poza małą dziewczynką nie potrafi go wyłączyć.
2. Strzelanina: grupa zostaje otoczona przez rusków, dysponujących m.in. kałachem i śrutówką – nikt nie zostaje nawet ranny (Luke dostał dopiero później).
3. Operacja lodowisko: nikt z odrobiną oleju w głowie nie chodzi po cienkim lodzie, natomiast w wypadku wpadnięcia do wody, po wydostaniu się trzeba NATYCHMIAST zdjąć mokre ubranie.
Żeby nie być gołosłownym, zmiany jakie bym wprowadził:
1. Wiatrak. Wystarczyłoby przesunąć atak zombie PRZED zabawę z wyłącznikiem, wówczas jeden z dorosłych mógłby powiedzieć, „Clem, wyłącz ten pier*****y wiatrak, my zajmiemy się walkersami!”. Ma sens? Ma, bo dziecko dostaje mniej niebezpieczne zadanie, a przy tym nie pada sugestia, że nikt poza małą dziewczynką nie potrafi tego zrobić.
2. Strzelanina. Miast śmiercią naturalną, w strzelaninie mogłaby zginąć Rebecca, co IMO byłoby znacznie bardziej dramatyczne niż jej samoczynna przemiana i lepiej uzasadniałoby gniew Kenny’ego na ruska, Luke powinien zostać ranny od razu. W ten sposób cała sytuacja wyglądałaby IMO znacznie bardziej wiarygodnie.
3. Lodowisko. Kiedy lód zaczął pękać, powinni się byli położyć. Clem mogłaby spróbować się podczołgać i podciągnąć Luke'a za karabin, który miał przecież w łapie. Wywaliłbym też motyw z wpadaniem pod lód, który w połączeniu z późniejszym postrzałem dał efekt Cleminatora.
Zgadzam się. Człowiek w takiej sytuacji nie myśli racjonalnie, ale żeby zrobić coś jak najszybciej.
Jednak zgodzę się z Necroscope, że to było głupie, że Clem rzuciła się z pomocą, bo równie dobrze mogła to zrobić Bonnie, która stała tuż obok.
Poza tym, jeśli Clementine zdecyduje się kryć Luke'a poprzez wystrzeliwanie szwendaczy, na pomoc przyjacielowi ruszy właśnie Bonnie i też wpadnie do wody. Ba, zginie, jeśli Clem nie zacznie rozbijać lodu nad Lukiem.
Przede wszystkim należy pamiętać, że gra traktuje komiks jako kanon, a historia Ricka wyprzedza grę o jakiś… rok? Nie chcę mi się teraz robić researchu, ale tak mi się wydaje – rok, góra półtora. Tak więc nie mogą zrobić zbyt dalekiego przeskoku, no chyba, że TT ma kontakt z Kirkmanem i wiedzą, co się dalej wydarzy w uniwersum TWD (tak jak w przypadku współpracy scenarzystów GoT z Martinem). Napomknę, że ostatni numer TWD zaserwował niezły mindblown, chociaż może być to tylko troll Kirkmana ([----------UWAGA-------SPOILER----------]trupy zaczynają się ze sobą porozumiewać[----------UWAGA-------SPOILER----------]).
Niemniej między jedenastolatką a trzynastolatką będzie już spora różnica. Dziewczynki dorastają znacznie szybciej od chłopców.
,,([----------UWAGA-------SPOILER----------]trupy zaczynają się ze sobą porozumiewać[----------UWAGA-------SPOILER----------]).''
nie no to raczej był żart...chyba.... :D
,,Niemniej między jedenastolatką a trzynastolatką będzie już spora różnica. Dziewczynki dorastają znacznie szybciej od chłopców.''
Mimo, że zauważyłeś, haha :D Jednak nie zmienia to faktu, że nadal będzie dzieckiem i i tak wszyscy będą pisać, że jest terminatorem.
Po dość chaotycznej konstrukcji fabuły Se2 widać, że w trakcie jego produkcji ścierały się ze sobą różne koncepcje. Gdzieś nawet czytałem, że „zmartwychwstanie” Kenny’ego było decyzją last minute i pierwotnie jego rolę miał spełniać Carlos, co polaryzowałoby konflikt grupy na linii Luke vs ten ostatni. Tak czy inaczej, TT zapewne doszło do wniosku, IMO słusznego, że Luke vs Kenny/Carlos będzie dublowaniem sytuacji z pierwszego sezonu, dlatego w Ep3 wprowadzono Jane, która jest postacią ciekawszą i mniej jednoznaczną. Od tego momentu postać Luke’a straciła sens i przedstawiano go jako młodego i niedoświadczonego człowieka, który częściej potrzebował pomocy niż vice versa. Jego śmierć nie była zbyt widowiskowa i heroiczna, ale tak to już jest w uniwersum TWD, że nawet ważne postacie giną czasem w trywialny sposób.
Pozostaje mieć nadzieję, że Sezon 3 będzie bardziej konsekwentny i lepiej rozplanowany.
"Przede wszystkim należy pamiętać, że gra traktuje komiks jako kanon, a historia Ricka wyprzedza grę o jakiś… rok?"
Teraz o mniej więcej dwa lata. Przed przeskokiem, który ma miejsce po "All Out War" (2 lata przerwy pomiędzy zeszytami nr 126 i 127) obie historie toczyły się mniej więcej równolegle. Na początku gra była chronologicznie przed komiksem, bo w przeciwieństwie do niego zaczyna się w pierwszym dniu apokalipsy. Świadczy o tym chociażby to, że gdy Glenn opuszcza grupę Lee, jedzie do Atlanty, gdzie dołącza do ekipy znanej z komiksu i serialu.
Ten cliffhanger to prawdopodobnie podpucha, facet bite 11 lat temu, w Letter Hacks do już drugiego zeszytu, powiedział że zombie nigdy nie będą inteligentne. Do tej pory był niezłomny i wywiązał się ze wszystkich swoich obietnic.
Schematy schematy schematy...
Prawdę powiedziawszy liczyłem na większe zakończenie a tu takie coś, lepiej prowadzone były pierwsze epizody choć co ja tam wiem, nie podoba mi się powtarzalność. I taki brak logiki w tym wszystkim cały ten wielki plan szukania Wellington był tak od czapy że hej. W pierwszym sezonie było wszystko lepiej organizowane. Czuło się swobodę, a mniej film, ale tak to jest jak ktoś wpada na pomysł hej zróbmy akcje akcje akcje...
Poważnie ja odniosłem głupie wrażenie że nikt tam rozsądnie nie myślał, a tylko czekał aż Clem podbuduje jego ego.
Wyszło na to że wszyscy byli strasznie bezradni.
Co za tym idzie mam obawy co do innowacyjności następnego sezonu jeśli, pewnym jest że będzie. Już ataki zombi czy też zdradliwość ludzi to słabe gwoździe programu. Choć jeśli postarają się w kwestii postaci... to kto wie. Chciałbym widzieć więcej nawiązań do minionych wydarzeń (Flash-back).
Choć spójność jest większa mniej mieliśmy przeskoków w czasie tutaj względem pierwszego sezonu.
A jaką mieli alternatywę? Wszędzie roi się od zombie, ataki bandytów, brak pożywienia, brak medykamentów; pozostawanie w jednym miejscu nie wchodzi w grę, a ciągłe przemieszczanie się to gra w rosyjską ruletkę. Jedyna długofalowa opcja to znalezienie jakiegoś miejsca, które można ufortyfikować i zorganizować – a do tego potrzeba ludzi i dobrego planu. Pomysł szukania Wellington był dobry jak każdy inny.
Sezonowi 2 można zarzucić, że był niekonsekwentny, ale schematyczny? Gdzie te schematy? Większość ludzi spodziewała się, że fabuła będzie się rozwijała wokół konfliktu Luke’a z Kenny’m – co byłoby właśnie powielaniem modelu znanego z pierwszego sezonu. Zamiast tego wprowadzono postać Jane i skomplikowano sytuację. Jak już pisałem wyżej, sezon 2 był po prostu gorzej rozplanowany, co przełożyło się na ogólne zamieszanie w fabule i kulejące tempo akcji. W Ep4 próbowano ratować sytuację, ale było już trochę za późno.
Co do sezonu 3; ja mam przede wszystkim nadzieję, że lepiej wyeksponuje odcienie szarości, bo póki co wciąż najbardziej nagradzaną jest opcja idealisty (czyli jesteśmy mili i wszystkich ratujemy). Zresztą wystarczy spojrzeć na tabelki wyborów na koniec każdego epizodu – większość graczy wybiera jasną stronę mocy, bo najbardziej się opłaca. Weźmy chociażby sytuację z Sarą, przez którą zginął Carlos i Nick, omal nie zginęli Clementine, Luke i Jane (ta ostatnia dwa razy, bo była jeszcze opcja, żeby podjąć próbę ratunku Sary jak zleciała z tarasu). Podobna rzecz tyczy się kradzieży medykamentów od ruska; gdyby miało to jakieś realne przełożenie na życie lub śmierć kogoś z grupy, to wybór byłby o wiele donioślejszy. Mamy w ekipie gościa z wypłyniętym okiem, gościa postrzelonego w nogę, babę w ciąży, ale nieeee, lepiej nie kraść, bo kradzież je zła. Gdyby gra jasno stawiała takie sytuacje, to gracz miałby większą zagwozdkę, czy skupić się na przetrwaniu, czy byciu miłym wobec wszystkich.
Wkurza mnie też sytuacja z noworodkiem, który rzecz jasna będzie teraz niezabijalny – bo przecież nie do pomyślenia jest sytuacja, że ktoś w sytuacji życia i śmierci może nie ratować dziecka, które i tak ma mikroskopijne szanse na przeżycie w takich warunkach. Bez odpowiedniego pożywienia, leków, ciepłego schronienia, ubrań itd. zabije je byle przeziębienie, a bez mleka matki jego system odpornościowy się przecież nie rozwinie. W sumie to szkoda, że to właśnie AJ nie wleciał pod lód, żeby Clem mogła go wyłowić, a następnie ogrzać przy piecu w nieokrytej chacie i nakarmić puszką chili.
Najbardziej z całego sezonu 2 podobał mi się ten wybór na sam koniec, jeżeli gracz zdecydował się pójść z Jane, czy odesłać tę podejrzaną rodzinę z kwitkiem.
,,Gdyby gra jasno stawiała takie sytuacje, to gracz miałby większą zagwozdkę, czy skupić się na przetrwaniu, czy byciu miłym wobec wszystkich.''
Trochę nie rozumiem twojego punktu widzenia. Ja myślę, że to nie jest wina gry, a raczej braku pomyślunku u ludzi. Gracze nie zastanawiają się, co będzie najlepsze dla grupy (bez względu jaką będzie miało to cenę) tylko wybierają tak, żeby nikogo nie skrzywdzić. W sumie, to normalny ludzki odruch.
Jednak zgodzę się co do Sarah. Ja ją od razu zostawiłam, bo była tylko piątym kołem u wozu, poza tym działała mi na nerwy tym swoim upośledzeniem umysłowym, czy jak to tam nazwać (jak wtedy źle poprzycinała gałązki to myślałam, że krew mnie zaleje).
Co do kradzieży leków - niby były nam bardzo potrzebne, ale sam pomyśl i postaw się w takiej sytuacji. Gadasz z typem, który ma torbę leków i mówi, że ma chorą siostrę. Byłbyś w stanie przystawić mu pistolet do głowy i zabrać leki, pozostawiając go praktycznie bez żadnych środków? Bo ja nie. Ja bym poprosiła go ewentualnie o to, żeby podzielił się ze mną paroma flakonikami w zamian za coś tam. Niestety takiego wyboru nie było, a powinien być. Bo chyba lepiej najpierw pójść na kompromis niż od razu grozić śmiercią.
,,Wkurza mnie też sytuacja z noworodkiem, który rzecz jasna będzie teraz niezabijalny – bo przecież nie do pomyślenia jest sytuacja, że ktoś w sytuacji życia i śmierci może nie ratować dziecka, które i tak ma mikroskopijne szanse na przeżycie w takich warunkach''.
No i tutaj znowu postaw się w takiej sytuacji. Masz w grupie noworodka i co? wypierda**sz go gdzieś na śmierć bo jest ciężarem? Znowu kłania się ludzki odruch. W sumie jakby zginął to miałabym to głęboko w poważaniu, bo szczerze mówiąc średnio mnie on interesuje, ale myślę tak tylko dlatego, bo to jest po prostu gra. W prawdziwym życiu na pewno nie zrobiłabym mu krzywdy, ani nigdzie nie zostawiła.
,,W sumie to szkoda, że to właśnie AJ nie wleciał pod lód, żeby Clem mogła go wyłowić, a następnie ogrzać przy piecu w nieokrytej chacie i nakarmić puszką chili.''
A potem założyć przemoczoną, lodowatą kurtkę, w której zmókł parę godzin temu :D
Poza tym nie wiem co jeszcze twórcy mieliby zrobić, żeby zmienić punkt widzenia gracza.
Ja piję do tego, że gra nagradza przeważnie dobre wybory, przez co bardziej pragmatyczne decyzje są po prostu nieopłacalne, jako że efekt będzie taki, iż ktoś nas znielubi, a korzyść żadna.
Ta scena z lekami jest źle zaimplementowana, bo opcja „weź torbę” skutkuje wyłącznie tym, że Clem zabierała pigułki przeciwbólowe, które można dać Rebecce podczas porodu. Nie ma to jednak żadnego praktycznego znaczenia – i tak nas ruscy nie lubią, i tak, więc po kiego kraść? Niemniej; sytuacja, w której miałbym rannych przyjaciół, w tym kobietę w ciąży, a następnie spotkał gościa z ostrym dyżurem w plecaku byłaby dla mnie zero-jedynkowa: albo on, albo my.
Co do noworodka. Jeżeli waliłaby do mnie z banda rusków z Ak47, to nie daję głowy, że rzuciłbym się po dziecko, miast w pierwszej kolejności skupić się na odparciu zagrożenia i obronie ludzi, którzy w przeciwieństwie do noworodka mogą się na coś przydać.
Tak, pod tym względem trudno się nie zgodzić. Chodziło mi, że nie pozbyłabym się dziecka w takim sensie, że nie porzuciłabym go, a tym bardziej nie zabiła bo ,,i tak nie przeżyje''. Jednak w sytuacji, którą opisałeś, też nie daję sobie głowy uciąć, że rzuciłabym się po dzieciaka, ale tylko w takiej sytuacji. Oczywiście nadal mówię o życiu realnym, bo w grze to najchętniej bym się tego dzieciaka pozbyła.
,,Nie ma to jednak żadnego praktycznego znaczenia – i tak nas ruscy nie lubią, i tak, więc po kiego kraść?''
Takie sytuacje mają miejsce non stop, już nawet w sezonie 1.
Po co ratować Bena? i tak zginie 20 minut później.
Po co ratować Sarah? i tak zginie 20 min później,
Po co kraść zegarek w chacie? tylko po to, żeby później go po prostu oddać Nickowi? wow, fascynujące.
Tak samo po co była ta decyzja Clem nad strumieniem, żeby dać rannemu wodę. Po co to w ogóle było skoro tak naprawdę nie miało to żadnego znaczenia, gdyż i tak nam nic nie powiedział.
Tak można w kółko, dlatego mogę się zgodzić, że decyzje powinny ciągnąć za sobą większe konsekwencje.
Ale przecież podejmując te decyzje nie znacie ich konsekwencji.
A nawet jeśli znacie (grając kolejny raz) trudno tutaj dyskutować w kategoriach opłacalności/nieopłacalności, bo przecież to nie jest tak, że jak dobrze wybierzemy, to sobie podpakujemy postać, itp.
Mimo, że to marnotrawstwo dałem umierającemu wody, bo mu współczułem. Nie liczyłem, że mi coś powie. Choć przeczuwałem, że Sarah później zginie to i tak ją ratowałem. Oddałem leki, bo nauczony doświadczeniem z finału pierwszego sezonu wiedziałem, że gdybym tego nie zrobił to być może skazałbym kogoś na śmierć.
Mało istotne jest, czy każda z tych decyzji niesie za sobą jakieś istotne konsekwencje. Ważne, że każda z nich to pewne "przeżycie moralne" i to właśnie według mnie jest kwintesencja tej gry.
Może będzie wybór rozpoczęcia gry wobec tego jak zakończyliśmy sezon 2.Tylko musieli by wtedy 3 różne historie zrobić.Chyba że początek były każdy inny i kończyłby się,i potem już wspólny wątek dalej.
Dodam swoje 3gr. Przed pojawieniem się TWD2 TT wypuściło DLC o nazwie 400 days przedstawiający losy różnych bohaterów o których nie było mowy w TWD1. Tym prostym sposobem zrozumieliśmy w jaki sposób pojawili sie oni w TWD2.
To samo może być z TWD3. TT może wypuścić jakiś DLC do TWD2, który sprawi że wszystkie zakończenia z TWD2 będą zmierzały w jednym kierunku, a zakończenie dodatku będziem początkiem TWD3.
Równie często pojawia się dyskusja na temat "przeskoczenia czasu" na forum TellTale. To też jest wyjście. Zaczęlibyśmy gre w nieznanym miejscu, ale stopniowo dowiadywalibyśmy się co wydarzyło się pomiędzy TWD2 i TWD3. Sposobów jest sporo i wierze że ekipa z TT poradzi sobie z tym odpowiednio. Oby tylko nie tworzyli z tego innej historii z innymi bohaterami. Clem is love, clem is life.
Myślę, że fabuła skoczy kilka lat do przodu i Clem ze wszystkich zakończeń trafi w to samo miejsce. Może też po prostu skończy w Wellington tak czy siak, tylko za każdym razem to inaczej wytłumaczą.
Prędzej wszystko zostanie sprowadzone do punktu, w którym Clem będzie sama z AJ.
Jedyna zdrowa i prosperująca społeczność w uniwersum TWD, na razie, to ta zorganizowana przez Ricka – są samowystarczalni (produkują żywność, amunicje, ubrania itd.), mają genialnego lidera i przemyślany system obrony (m.in. odciąganie tabunów zombie zanim podejdą do murów). Wellington miało problemy z przeludnieniem i zapasami, więc łatwo dopisać sobie dalszy ciąg jego historii.
Nie znam komiksów, więc uwierzę ci na słowo. Ale to tym bardziej wspiera teorię, że sprowadzą to do Wellington. Rozłam takiej społeczności to materiał na dobrą premierę sezonu.
Byłoby to bez sensu, bo po pierwsze, wybierając Jane udajemy się w przeciwnym kierunku, a po drugie, motyw community już był (czyt. Carver). Wreszcie, o wiele prościej sprowadzić zakończenia do samotnej Clem niż na siłę do Wellington.
Skopiuję tu moją wypowiedź z yt, którą dałem odnośnie 3 sezonu, a dokładniej rozwiązania kilku zakończeń z dwójki.
Moim zdaniem dałoby się zrobić epizod z kolejnego sezonu, który wypełniłby te wybory. Na upartego całość zamknięto by w tym pierwszym epizodzie.
Moja wizja:
1. Biorąc pod uwagę, że Jane zginęła:
- zostajemy w Wellington, akcja przesuwa się o ok. 6 miesięcy i Kenny zostaje w końcu wpuszczony.
- idziemy z Kennym i wracamy też po pół roku.
Akcja, która spowoduje, że Wellington upada, bądź musimy się z niego wynieść a Kenny ginie (jest już sposobność do punktu 3, gdy Clem jest sama).
2. Biorąc pod uwagę, że Kenny zginął:
- wpuszczamy rodzinę, ale po pół roku obóz zostaje zaatakowany i trzeba uciekać. Ginie Jane.
- nie wpuszczamy rodzinki i po jakimś czasie wracają, ale chcąc zdobyć obóz siłą. Ponownie ginie Jane.
3. Clem zostaje sama. Krótki wątek o tym jak poznała jakąś grupkę - chociażby tą rodzinę z obozu (nawiązując do 2 punktu). Coś się dzieje i rodzina ginie (p. zaatakowali oni obóz i niedobitki od Carvera ich dopadają), a Clem zostaje sama.
W ten sposób można zamknąć pierwszy epizod, trzeciego sezonu. Ktoś powie, że tyle roboty z tym i większość nie zostanie wykorzystana, ale chociaż jest logiczna możliwość połączenia obu sezonów. Oczywiście to tylko moje przemyślenia, jak będzie przekonamy się pewnie za kilka miesięcy.
No powiem ci, że bardzo podobne miałam przemyślenia. Też sobie myślałam, że może z Wellington będzie coś nie tak (w przypadku wyboru Kenny'ego) albo, że rodzinka nas napadnie, żeby się zemścić (w przypadku wyboru Jane). O tym niedobitkach od Carvera nie pomyślałam, choć nie wydaję mi się.
Trochę głupio będzie jak Clem znowu zostanie sama. Mogliby dać jakiegoś bohatera na dłużej, bo juz mnie wkurza to ciągłe uśmiercanie postaci, żeby tylko była jakaś akcja.
,,Oczywiście to tylko moje przemyślenia, jak będzie przekonamy się pewnie za kilka miesięcy.''
Chyba za rok :P Taka była przerwa między 1 a 2 sezonem. (tak słyszałam, bo sama w sezon 1 zaczęłam grać w 2013 roku więc nie wiem dokładnie kiedy był ostatni odcinek).
Największym problemem jest to żę i tak wszyscy zginą Jane i tak zginie niestety i cała historia się powtarza poznajemy nowych ludzi gracz
znajduje jakiegoś faforyta np. kogoś takiego jak Jane a potem ta osoba i tak ginie trochę to słabe
Zapomnij o sterowaniu Clementine w 3 sezonie :) przy tylu możliwych zakończeniach jest to wykluczone
A skąd ty to możesz wiedzieć? Już mieliśmy tu jednego ,,fachowca'', który twierdził, że Luke zgwałci Clementine, a w 5 epizodzie, ktoś przeniesie zwłoki Lee :P
A z czym się tu dzielić ?? Telltale nie potrafi sobie poradzić z prowadzeniem jednej postaci po alternatywnym wyborze (patrz Nick) i szybko ją uśmierca . Myślisz ,że pociągną wątek Clementine po tylu możliwych wersjach zakończeń ?? Historia Clementine jest już (prawdopodobnie )zakończona ,choć nie obraziłbym się gdyby tak nie było :)
Nie wiem czy wiesz, ale jeżeli nie, to powtórzę to po raz setny. Ta gra to HISTORIA CLEMENTINE, więc nie możliwe, żeby jej nie było w 3 sezonie (podobnie jak serial TWD to historia Ricka, który nigdy nie zginie). Jakbyś trochę poczytał forum, zanim palniesz jakąś teorię, na którą nie masz żadnych dowodów to byś to wiedział, bo ten temat był już przerabiany nie wiem ile razy.
Po drugie twórcy musieliby być na haju, żeby wyrzucić historię Clementine do kosza i rozpocząć nową, zupełnie nienawiązującą do poprzedniej.
Takie coś znalazłem:
http://thewalkingliability.tumblr.com/post/96537562345/stopitsclementime
Jestem zmartwiony, ciekawi mnie ile w tym prawdy bo nie wyobrażam sobie grać w TWD3 bez Clem. Trudno było mi się pogodzić z faktem, że Lee nie będzie już głównym bohaterem (odpuściłem sobie TWD i wmówiłem sobie że już nigdy nie zagram, ale przełamałem się gdy dowiedziałem się o premierze 3 epki do TWD 2).
Mimo wszystko jest jeszcze Greg Miller z IGN który mówił w jednym filmie z The Walking Dead https://www.youtube.com/watch?v=_nTX4NxUcpo że historia Clem jest daleka od końca, a o ile wiadomo, może on mieć jakieś kontakty z TT.
Chyba że TWD3 ma być sezonem przejściowym. Tzn. zaczniemy go inną postacią, ale pod koniec ostatniego episodu natknięmy się na Clem która już będzie starsza o kilka lat. Tylko to i tak jest bez sensu bo wszystkie nasze decyzje z poprzednich sezonow nie miałyby wpływu w grze. Już to żeby pozbyć się Clem i pokazać świat z innej perspektywy jest troche bezsensu - Clem jest jedyną postacią jaką znamy z TWD 1. Pozbycie się jej będzie oznaczać rozpoczęcie całkowicie nowej serii co według mnie mija się z ideą gry. Aktualnie TT ma na głowie GoT i ToB więc o TWD3 dowiemy się pewnie dopiero pod koniec ~2015r, nie wcześniej, ale mimo wszystko jeśli TT podjęłoby ostatecznie taką decyzje, żeby pokazać świat opanowany przez zombie z innej perskeptywy to chyba sobie sami grób wykupią tym sposobem. Nie można kusić gracz świetną historią i bohaterami z TWD1 i TWD2 do której już się przyzwyczailiśmy by potem wszystko rzucić i stworzyć coś innego w tym samym świecie.
Eee tam to jeszcze nic nie znaczy :) Mi tam się i tak wydaje, że Clem będzie w 3 sezonie.
Jeżeli jednak okaże się, że będzie zupełnie nowa historia, to obsram tą grę ciepłym gównem, bo zgadzam się z tobą, że ,,Nie można kusić gracz świetną historią i bohaterami z TWD1 i TWD2 do której już się przyzwyczailiśmy by potem wszystko rzucić i stworzyć coś innego w tym samym świecie.''
Każde z zakończeń w jakimś stopniu kształtuje naszą bohaterkę. Moim zdaniem wybierając samotnść stajemy się kimś pokroju Jane albo Molly z pierwszego sezonu. Wybierając Jane (powrót do obozu) stajemy się Carver'em. Wybierając Kennego i opuszczając z nim Wellintgon wybraliśmy najlepsze możliwe zakończenie, gdyż przyjacieli się nie opuszcza a w dodatku jest ostatnią osobą z tych które najdłużej znamy, bo praktycznie od wybuchu epidemi. Obie te postacie posiadają wspólnie wspomnienia i wiele ich łączy gdyż wiele razem przeszli opuszczając swoich przyjaciół za plecami. Wybierając Kennego jesteśmy kimś w rodzaju Lee, który był wstanie przebyć taki kawał drogi z Clem w poszukiwaniu jej rodziców (mimo że wiedział że już nie żyja ale nie chciał jej tego zdradzać) a gdy Clem została porwana nie poddał się i dążył do swego. Myśle, że Lee więcej dobrego dla niej uczynił niż jej rodzice o czym świadczy sam fakt, że częściej o nim wspomina i zawsze jemu zawdzięcza że tyle potrafiła przetrwać. Gdyby nie on, raczej umarłaby w tym domku na drzewie z głodu i ze strachu. Trudno powiedzieć czy warto było zaufać Wellingotonowcom, Lee mówił żeby trzymać się z daleka od "miast", wiec ja wolałem zostać z Kennym.
Kenny/Jane w zależności od wyboru napewno zginie w następnym sezonie o ile TWD3 bedzie kontynuacją i musimy się z tym pogodzić. Ja na ilość zakończeń nie narzekam i mam nadzieje że TT da sobie rady z uporządkowaniem historii bo te 5 zakończeń troche im problemów narobiło, trudno będzie teraz coś skleić. Może 400 days był taką próbą? Dodatek posiadał sporo różnych historii, więc myśle, że nie byłby to problem dla TT zrobić coś podobnego by skierować wszystkich graczy na jedną ścieżke.
E tam. Nie ma „dobrych” i „złych” zakończeń, są zakończenia różne, z których każde ma jakieś ale.
Wybierając Wellington wybieramy niepewną przyszłość w przeludnionej społeczności, w której zaczyna brakować zapasów. Ponadto mury niekoniecznie bronią przed stadami/tabunami (gram po angielsku, więc nie wiem jak przetłumaczyli „herd”) zombie, jak pokazuje komiks i serial.
Wędrowanie z Kennym to droga przez pole minowe, bo gość jest emocjonalnym wrakiem, któremu zdarza się tracić panowanie nad sobą.
Samotność to chyba najgłupsza opcja, bo jakie szanse ma jedenastolatka z noworodkiem?
Wreszcie, powrót z Jane do obozu Carvera. Na miejscu zostało niewiele zapasów, a niejednoznaczny motyw z rodziną sugeruje potencjalne zagrożenia z zewnątrz (być może nawet z ich strony, bo facet zaczyna się odgrażać, jak odeśle się go z kwitkiem).
Z tym stawaniem się Carverem/Molly to już gruba nadinterpretacja.
,,(gram po angielsku, więc nie wiem jak przetłumaczyli „herd”) ''
Po prostu horda :)
,,Samotność to chyba najgłupsza opcja, bo jakie szanse ma jedenastolatka z noworodkiem?''
Oj tam zaraz samotność - 2 dni i znowu będzie miała nowych znajomych :P
,,Wybierając Jane (powrót do obozu) stajemy się Carver'em.''
Dżizys, chyba za bardzo poleciałeś z tym Carverem :P
Nie wiem czemu tak się oburzyliście :P
Odnośnie Carver'a: Sam fakt że wrociła do miejsca gdzie władze sprawował Carver i gdzie również chciała sie osiedlić to już była głupota i czułem ogromnym wstyd wybierając za pierwszym podejściem Jane. Gdybym ja był na miejscu Clem, to raczej nie chciałbym wrócić do tego miejsca, ciągle siedziałoby mi w głowie co tutaj się wydarzyło. Tego typu DUŻE miejsca nie są bezpieczne więc żeby przetrwać trzeba przejąć pałeczke Carver'a by móc stać sztywno na nogach. Z dnia na dzień będą pojawiać się nowi przybysze, więc jeśli nadal będziemy udawać młodą, bezbronną dziewczynkę możemy zostać szybko z tego miejsca wypchani - dlatego uważam, że Clem przemieni się w pewnym stopniu w Carver'a. Myśle że zakończenie z Jane jest najgorsze ze wszystkich - to do czego wszyscy dążyli, czyli do spokoju który można bylo znaleźć na północy, zniszczyła jakaś psychiczna, niezrównoważona kobieta. Nawet sam tytuł "No Going Back" wskazuje że powrót jest złą decyzją - aczkolwiek wiem, że można to interpretować różnie.
Ondośnie Molly, myśle że to trafna interpretacja i o ile rozumiem w pewnym stopniu oburzenie że Clem zmienia się w Carver'a o tyle nie potrafie zrozumieć czemu przemiana Clem w Molly jest nadinterpretacją. Molly była postacią samotną, która przemierzała tereny na własną ręke. Wybierając samotność myśle że Clem podąży tą samą drogą. Może mieć obawy zaufać komukolwiek zważywszy na wydarzenia z przeszłości (zdrada Bonnie, Mike itd).W zakończeniu tym nawet widać, że Clem staje się właśnie kimś takim - zaczyna rozumieć, jak poradzić sobie w trudnych sytuacjach.
,,Myśle że zakończenie z Jane jest najgorsze ze wszystkich - to do czego wszyscy dążyli, czyli do spokoju który można bylo znaleźć na północy, zniszczyła jakaś psychiczna, niezrównoważona kobieta. Nawet sam tytuł "No Going Back" wskazuje że powrót jest złą decyzją - aczkolwiek wiem, że można to interpretować różnie.''
Akurat z tym się zgadzam w 100%. Jednak jesteśmy tutaj w mniejszości, bo większość uważa, że pójście z tą psycholką jest lepszym wyjściem z sytuacji :P bo Kenny oszalał, a biedna Jane tylko chciała pokazać Clem jak z nim na prawdę jest. Wzruszające doprawdy :) Moim zdaniem zakończenia z Kennym są o wiele lepsze i bardziej wzruszające niż z tym babochłopem.
Aczkolwiek każdy ma swojego ulubionego bohatera, którego będzie bronił, więc nie ma się co ścigać w tym, który jest lepszy :)