Wywiad

Czuję się outsiderem - rozmowa z Piotrem Trzaskalskim

- / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Czuj%C4%99+si%C4%99+outsiderem+-+rozmowa+z+Piotrem+Trzaskalskim-24350
Filmweb: Skąd wziął się pomysł na scenariusz "Mistrza", historię rosyjskiego cyrkowca przemierzającego prowincjonalną Polskę w starym autobusie?
Piotr Trzaskalski: Wpadliśmy kiedyś z Wojtkiem Lepianką na pomysł, żeby nakręcić film kostiumowy i wymyśliliśmy, że będzie to opowieść o dwóch lalkarzach jeżdżących po średniowiecznej Polsce i wystawiających sztuki będące inscenizacjami zdarzeń, które podpatrzyli w podróży.
Z czasem doszliśmy jednak do wniosku, że taka sytuacja jest zbyt odległa czasowo dla współczesnego widza i zamieniliśmy lalkarzy na cyrkowca oraz akordeonistę.

Filmweb: Bohaterowie "Mistrza" i "Ediego" to outsiderzy, ludzie żyjący na marginesie społeczeństwa. Dlaczego Twoje filmy opowiadają właśnie o nich? Czy takie postaci są Twoim zdaniem ciekawsze?
Piotr Trzaskalski: Są mi przede wszystkim bardzo bliskie. Moje filmy składają się z rzeczy, które mnie, lub Wojtka Lepiankę spotkały w życiu lub z rzeczy które sobie opowiadamy. Na ich podstawie budujemy fikcyjne historie, w których czasem prawdy więcej niż wymyślonych zdarzeń. Ponadto ja i Wojtek sami czujemy się outsiderami, choć nie jest to sytuacja komfortowa.

Filmweb: Po premierze "Mistrza" na festiwalu w Gdyni pojawiły się opinię, że bohaterowie twojego filmu są bardziej postaciami z przypowieści, niż prawdziwymi ludźmi. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem??
Piotr Trzaskalski: Żeby baśń była prawdziwa, musi być wiarygodna, jeśli chodzi o budowę bohaterów. Świat przedstawiony może być dziwny pełen zaklęć i czarów, tak jak w "Harrym Potterze", ale musi mieć bohaterów, wobec których widz nie pozostanie obojętny. Dokładnie takie są postaci pokazane w "Mistrzu". To nie są figury na szachownicy, to postacie z krwi i kości - akordeonista i nożownik. Cała opowieść, poprzez separację z szyldów, z nowoczesnych samochodów, z wielkiego miasta, sprawia wrażenie paraboli, czyli przypowieści.
Pod tym względem ten film podobny jest do "Ediego", o którym także mówiono, że był baśnią, kiedy w faktycznie była to opowieść o dwóch złomiarzach funkcjonujących w dzisiejszej Łodzi. "Mistrz" ma w sobie może nieco więcej abstrakcji wyrażającej się choćby przez to, że główny bohater jeździe rozklekotanym Jelczem "ogórkiem", które już dawno temu zniknęły z naszych dróg.

Filmweb: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że "Mistrz" to "film, który trzeba było nakręcić". Co miałeś na myśli mówiąc te słowa?
Piotr Trzaskalski: Jeżeli reżyser nie ma w sobie absolutnego imperatywu, żeby coś nakręcić, to nie powinien tego filmu kręcić. Każdy mój film wyleciał ze mnie jak ciąża i poród. To po prostu jest mus. Zarówno "Mistrz" jak i "Edi" to były dla mnie filmy, które musiały się pojawić.
Ich powstanie było wynikiem wielkich zmian, przełomów, rozstań i wyborów, jakie dokonały się w moim życiu. Sytuacji, kiedy musiał odpowiedzieć sobie na pytanie, czy pisać czy tworzyć, czy być odpowiedzialnym, czy opiekować się kimś.
Jeśli człowiek ma jakąś pasję, to zawsze cierpi na tym jego najbliższe otoczenie, bo jest człowiekiem szalonym, walniętym. Jak się patrzy na takie postacie jak Pinero, Baudleaire, to trudno im było utrzymać rodzinę stałe związki. W moim przypadku nie ma aż tak ekstremalnych napięć, ponieważ staram się kontrolować swoje życie. "Mistrz" opowiada o takim stanie, o stanie pogubienia, o braku umiejętności podjęcia właściwej decyzji.

Filmweb: Główną rolę w filmie gra Konstantin Ławronienko, który trafił do filmu z castignu. Jak się z nim pracowało na planie? Z tego, co się zorientowałem nie mówi on biegle po polsku.
Piotr Trzaskalski: Kostia dostał do nauki kilkaset zdań scenariusza, tłumacza, który pilnował jego wymowy i okazał się tak niesamowitym człowiekiem, że na planie posługiwał się językiem polskim.
Był doskonale przygotowany, napięty, momentami miałem wrażenie, że on jest na mnie wściekły, tak był skupiony. Bardzo dobrze nam się pracowało i mam cichą nadzieję, że w przyszłości będę jeszcze miał okazję spotkać się z nim na planie filmowym.

Filmweb: W "Mistrzu" udało ci się pokazać prawdziwie magiczną rzeczywistość. Pokazałeś prowincjonalną Polskę, ale w sposób skrajnie odmienny od tego, jaki znamy z telewizyjnych reportaży. Gdzie kręciłeś zdjęcia do filmu?
Piotr Trzaskalski: Przed rozpoczęciem zdjęć dużo jeździliśmy po Polsce szukając odpowiednich plenerów. Tak naprawdę podświadomie szukaliśmy Łodzi. Mam taką obsesję estetyczną, która silnie wiąże się z architekturą Łodzi, podwórkami, bramami. Szukaliśmy czegoś, co będzie miało charakter pagórkowaty, wąskie uliczki, pozwalające na pokazanie przeciskającego się przez nie Jelcza. Znaleźliśmy Gniew nad Wisłą i Górowo Iławieckie. To ostatnie jest tak biedne, że właściwie nie ma tam żadnego szyldu, reklam, nieczego, co musielibyśmy zdejmować. Prawdziwie magiczne miejsce.

Filmweb: Za "Ediego" zdobyłeś zdecydowaną większość nagród przyznawanych w tym kraju. Twój drugi film wchodzi do kin, ale nie towarzyszą mu już entuzjastyczne recenzje. Jak się z tym czujesz?
Piotr Trzaskalski: Rosjanie wymyślili coś takiego jak "bania". Najpierw się nagrzewasz, a potem skaczesz do zimnej wody. Obydwa stany są bardzo przyjemne.
Jeśli publiczność spolaryzowała się tak, jak mówisz, to dobrze. Przy "Edim" wszedłem w pewien rodzaj materii, bo taki wtedy byłem. Teraz jestem inny, a za chwilę może domknę te dwa filmy trzecim i zakończę jakiś etap swego twórczego życia. Spodziewałem się różnego przyjęcia tego filmu, ze względu na to, że to nie jest film "ekumeniczny", który łączy wszystkich. To film o bohaterze, którego się nie lubi a rozumie dopiero na końcu. Fajna dziewczyna pojawia się i znika. Dobrze się czuję z tym, że premierze nie towarzyszy huraoptymizm.
Z ogromną satysfakcją przyjąłem wiadomość, że festiwal w Berlinie łamie regulamin i "Mistrz" zostanie tam pokazany w kategorii Forum, mimo faktu, iż był pokazywany wcześniej w San Sebastian i w Gdyni. Jeśli Niemcom, twórcom tak prestiżowego festiwalu, film podoba się tak bardzo, że łamią regulamin, to dla mnie to jest zupełnie inny rodzaj nagrody. To dla mnie potwierdzenie, że moja droga estetyczna, formalna i moralna w kinie, choć tym razem nie podoba się wszystkim, to podoba się bardzo wielu ludziom.
Nagrody są genialną rzeczą, budują w tobie poczucie euforii, spełnienia, powodują, że unosisz się jak tylko możesz. Aż nagle zdajesz sobie sprawę, że kiedy wypruwasz sobie flaki przy drugim filmie, to okazuje się, że wszystko jest nie tak. To jest moje dziecko, więc go bronię.

Filmweb: Lubisz pracować z Wojtkiem Lepianką? Zrobiliście razem już dwa filmy, na czym polega tajemnica waszej współpracy?
Piotr Trzaskalski: To tajemnica przyjaźni i nie ścigania się ze sobą. My pracujemy na 4 ręce. Jak on odchodzi od komputera, to ja siadam. On ucina moje tasiemcowe monologi dialogi, do których mam skłonność, ja podsuwam mu pomysły. Mamy wspólne marzenia i chyba daltego tak dobrze się rozumiemy.

Filmweb: W Gdyni mówiłeś, że być może "Edi" i "Mistrz" złożą się na trylogię, której domknięciem będzie twój kolejny film. Czy możesz zdradzić nad czym teraz pracujesz?
Piotr Trzaskalski: Mam pewien pomysł na historię o właścicielu piekarni, który zakochuje się w dziewczynie z myjni samochodowej. Kiedy traci wzrok odsuwa ją od siebie obawiają się, że uczucie może przerodzić się w litość. Na razie to jednak nic konkretnego. Może ten pomysł przerodzi się w film, może nie. Na razie za wcześnie o tym mówić.

Filmweb: Dziękuję bardzo za rozmowę.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones