Felieton

FELIETON: Maciejewski prywatnie o Szumowskiej

Filmweb /
https://www.filmweb.pl/article/FELIETON%3A+Maciejewski+prywatnie+o+Szumowskiej-47290
"33 sceny z życia", głośny film Małgorzaty Szumowskiej trafia dziś do naszych kin. O filmie pisaliśmy już sporo, także o kontrowersjach związanych z nienagrodzeniem go tam, gdzie miał być nagrodzony. Naszym zdaniem obraz Szumowskiej żadnych nagród nie potrzebuje, broni się sam, co (d)oceni każdy kto postanowi wybierze się nań do kina. A sama reżyserka potwierdza, że nie jest już nadzieją, ale żywą rzeczywistością polskiego kina. O filmowym dojrzewaniu Małgorzaty Szumowskiej, jej różnych kinowych wcieleniach, oraz o tym, że w zawodzie filmowca można też „zmądrzeć, nie tylko zgłupieć”, specjalnie dla Filmwebu, w mocno osobistym felietonie pisze znany krytyk filmowy Łukasz Maciejewski.

33 SCENY MOJEGO ŻYCIA Z SZUMOWSKĄ

GDYNIA, MON AMOUR

Pisząc o cudzej twórczości mam zawsze nadzieję, że spoza osobistych gustów i predylekcji, wynika jednak jakaś prawda obiektywna – efekt wiedzy, przemyśleń, obejrzanych filmów, przeczytanych lektur, niekoniecznie tylko prywatnych sympatii czy animozji.
Ale przecież nie żyjemy na wyspie bezludnej. Znamy się: nie tylko z widzenia. Festiwale, wywiady, konferencje i balangi. Każda okazja jest dobra żeby wypić (piwnego) bruderszafta, poobgadywać koleżanki z branży, poklepać po plecach kolegów. W żaden sposób nie udaję niewiniątka. Tak, jestem umoczony: piłem i klepałem, znam i lubię wielu polskich filmowców, o dziennikarzach nie wspominając. Czy to grzech? Być może, nie będę się kajał. Dopóki polskie kino i rodzimych filmowców (nawet tych zaprzyjaźnionych) traktuję uczciwe, bez taryfy ulgowej, ale także bez agresywnej taryfy lanserskiej - vide niedawna radosna twórczość publicystyczna pod hasłem „onanizujmy się Gdynią” – nie czuję się w obowiązku do konfesji. 

Gdyńskie fumy pojawiły się w felietonie nie bez przyczyny. Królową dyskotek postgdyńskich zażaleń stała się bowiem Małgorzata Szumowska, która zdaniem wszystkich mądrali, powinna dostać na festiwalu Złote Lwy, a nie dostała nawet przysłowiowego pluszowego tygryska. Nie, nie będę po raz setny wracał do sprawy mętnego werdyktu festiwalowego. Nie czuję się na siłach żeby powtarzać identycznie brzmiącą listę banałów co moi szanowni koledzy i koleżanki. Przecież wszystko można było przewidzieć od razu, na długo przed imprezą, po co zatem ta piana? Bez bitej śmietany.
Nie zazdroszczę też polskim reżyserom. Łaska pana na pstrym koniu jeździ. I ostro zajeżdża ogiera. Wczorajsi wrogowie stają się pierwszymi pochlebcami, dzisiejsi krytyczni lizusi jutro uderzą swoich pupili w nienadstawiany wcale policzek. Taki lajf. Oczywiście, bardzo mnie cieszy zasłużony sukces filmu Małgosi Szumowskiej, ale równolegle niepomiernie bawi kunktatorstwo armii jej nowych pochlebców (i niedawnych wrogów). Pewnie przy następnym filmie znowu zmienią zdanie.
Tymczasem Szumowska to bardzo ciekawy przykład na to, że jednak można w tym zawodzie zmądrzeć, nie tylko zgłupieć. I nie przejmując się zanadto ani nagrodami, ani laurkami (a wcześniej atakami) po prostu robić swoje. Po swojemu.

SZUKANIE UŚMIECHU

Jeszcze do niedawna była w zasadzie dyżurnym obiektem złośliwości polskiej prasy i forów internetowych. Wszystko można było jej wytknąć. Poparcie znanych rodziców, nonszalancję w zdobywaniu środków na kolejne projekty, oraz – być może przede wszystkim – międzynarodowy sukces, który przyszedł do Szumowskiej zdecydowanie zbyt wcześnie. Bez polskiej celebry, że swoje trzeba odczekać, trochę przy tym ponarzekać, albo chociaż zakulisowo poobmawiać kolegów. Dzisiaj jest scenarzystką, reżyserką i producentką swoich filmów, o współpracę z którą zabiegają producenci francuscy, niemieccy (znana firma „Pandora”) i duńscy („Zentropa” należąca m.in. do Larsa von Triera). I nawet zwyczajowo „przyjazne” rodzime głosy z uporem powtarzające że autorka 33 scen z życia wszystkie sceny własnego zawodowego życia załatwiła sobie w taki czy inny sposób, na razie ucichły. Nie wypada?

Ale satysfakcja z sukcesu 33 scen z życia Małgorzaty Szumowskiej wynika także z mojego uznania dla alternatywnej drogi reżyserki. Z reguły jest przecież tak, że po świetnym debiucie, większość młodych reżyserów przez lata szuka swojego drugiego oddechu. U Szumowskiej odwrotnie. Zaczynała jako nazbyt pilna uczennica ukochanych profesorów z Łódzkiej Szkoły Filmowej. Jej fabularny debiut (Szczęśliwy człowiek z 2000 r.) był bardzo hasowski, z kolei dokumenty – w większości przesycone aurą twórczości Kazimierza Karabasza. Jako przyjazny widz Szczęśliwego człowieka wiedziałem jednak od początku, że Szumowska potrafi pracować z operatorem, wie jak należy ustawiać poszczególne sceny, budować rytm filmowego opowiadania, ale równolegle czułem, że za tym wszystkim stoi jednak jakieś intelektualne roztrzepanie obwarowane gardą napuszonych dialogów, nietrafionych – z filmowego punktu widzenia – lektur, i, przede wszystkim, strach przed własnym zdaniem. Obawa przed prywatnym uśmiechem reżyserki, jej grandilokwencją, poczuciem humoru.
Paradoksalnie, odkąd Małgorzata Szumowska przestała bać się w kinie własnych słabości, fobii i marzeń, stała się w końcu autorką silną, świadomą i dojrzałą. Dzisiaj jest jedną z najciekawszych osobowości polskiego kina.

PIEKIEŁKO

Szumowska to także moje „sceny z życia”. Może trzydzieści trzy, może więcej. Taki luźny, w zasadzie „samopiszący” się tekst, pozwala na pewną intelektualną dezynwolturę. Zamiast dętej analizy, mętna psychoanaliza. Bo przecież miałem szansę przyglądać się dojrzewaniu Szumowskiej bezpośrednio. Patrzyć jak kombinuje, jak walczy ze sobą: ze złymi przyzwyczajeniami, kiepskimi nawykami. I jak wygrywa.
Pierwsze sceny: ulica o nazwie Kupa (naprawdę!) w Krakowie. Jeszcze chyba jako studenciak filmoznawstwa przyglądałem się jak kręciła Szczęśliwego człowieka. Potem zrobiliśmy jakiś wywiad, reportaż z planu - zaiskrzyło. Więcej było spotkań prywatnych niż zawodowych. Bez oczekiwań lenna życzliwości ode mnie z jej strony, bez parawaniku zawodowych zawstydzeń – z mojej. Zwyczajnie byłem ciekawy tego, co robi. Oraz tego, jak żyje.

Sceny z pracy, sceny z życia. W jakiejś podkrakowskiej dziurze, w szczerym polu, gdzie – tuż po śmierci ojca Małgośki – przywiozła mnie jej stała współpracowniczka, Agnieszka Kurzydło, patrzyłem jak powstawał krótki, niedoceniony film Szumowskiej Skrzyżowanie, realizowany w ramach projektu „Wizje Europy” Larsa Von Triera. Wcześniej, w knajpie, Gośka opowiadała o filmie, który w jakiś sposób odnosiłby się do jej niedawnych, traumatyczno-orgiastycznych przeżyć. Śmierci rodziców, narodzin dziecka. Mówiliśmy że taki film koniecznie musi być oszczędny, odarty z wizualnej ornamentyki, która pokonała Szumowską w Ono, a ja podsunąłem reżyserce lekturę obowiązkową, film Patrice’a Chéreau Ci którzy mnie kochają wsiądą do pociągu. Obejrzała?

Potem były jakieś żenujące tańce w „Piekiełku”, na festiwalu w Gdyni, fantastyczne rozmowy z Jackiem Drosio, znakomitym montażystą i „mózgiem” wszystkich filmów Gośki. Wino i kac. Piszę o tej naszej prywacie bez kaca. Bez winy. Myślcie, co chcecie. To bez znaczenia: bo polubiłem Gośkę jako człowieka, ale szanuję Ją niezależnie: jako artystkę. Kiedy w maju tego roku Szuma pokazała mi niegotową jeszcze wersję 33 scen z życia pomyślałem – w końcu się udało. Zobaczyłem film na który czekałem od dawna. Wzruszający, ale nieegzaltowany. Osobisty, ale nie pretensjonalny. Kiedy kilka tygodni temu Szumowska opowiedziała mi z detalami fabułę nowego, francuskiego filmu, pomyślałem że ta historia może się powtórzyć. Repeat, please.

Łukasz Maciejewski

Łukasz Maciejewski (ur. 1976): filmoznawca, krytyk filmowy i teatralny. Współpracuje m.in. z „Filmem”, „Tygodnikiem Powszechnym”, „Teatrem”, „Notatnikiem Teatralnym”, „Magazynem Filmowym SFP”, „Kwartalnikiem Filmowym”, „Dekadą Literacką”, „Dziennikiem”, „Machiną”, „Dziennikiem Polskim”, „Dialogiem” (Niemcy). Jest ekspertem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w dziedzinie dokumentu oraz Agencji Produkcji Filmowej TVP, a także członkiem Rady Kultury przy Prezydencie Tarnowa, oraz współpracownikiem dydaktycznym UJ i AP w Krakowie. Współautor wielu książek zbiorowych, w ostatnich latach m.in.: „Tako …rzecze Lem” (Rosja, 2006), „Marek Koterski” (Filmoteka Narodowa, 2006), „Głosy wolności. 50 lat polskiej szkoły filmowej” (Warszawa, 2007). Na początku 2009 roku ukaże się tom wywiadów Łukasza Maciejewskiego zatytułowany „Przygoda myśli”, kilka miesięcy później zostaną wydane rozmowy Maciejewskiego z Krystianem Lupą.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones