Postać, która przechodzi jedną z najbardziej zaskakujących i głębokich przemian w całej historii kina gangsterskiego. Grany z mistrzowską charyzmą przez Samuela L. Jacksona w "Pulp Fiction", Jules to zawodowy płatny zabójca – lojalny pracownik Marsellusa Wallace’a, człowiek, który zna zasady gry, żyje według prostego kodeksu i nie zadaje zbędnych pytań. Ale pod powierzchnią tej chłodnej skuteczności kryje się coś więcej: niepokój, ciekawość, a z czasem – potrzeba zrozumienia sensu własnych działań.
Jules jest inteligentny, elokwentny i groźny. Zanim pociągnie za spust, często prowadzi ze swoimi ofiarami długą, kontrolowaną rozmowę – nie po to, by ich przestraszyć, lecz by poczuć kontrolę. Lubi cytować fragment stylizowany na Biblię – "Ezechiel 25:17" – który recytuje z teatralnym spokojem przed egzekucją. To jego rytuał, jego znak firmowy. Co ciekawe, cytat ten nie pochodzi z żadnego konkretnego tłumaczenia Pisma Świętego – to literacka kompilacja, zmyślona przez Tarantino – ale dla Julesa pełni rolę duchowego totemu. Nie rozumie jeszcze, co oznacza, ale czuje, że coś w nim jest.
Styl Julesa to połączenie prostoty i ekspresji: czarny garnitur, biała koszula, cienki krawat – klasyczna "uniformizacja zabójcy". Ale jego fryzura – afro z lekkim zarostem – i sposób mówienia wyróżniają go na tle innych postaci. Jules to facet, który mówi, jakby każde słowo miało znaczenie, jakby każde zdanie miało siłę wyroku.
Największą część filmu Jules spędza w duecie z Vincentem Vegą – partnerem w pracy, przeciwieństwem w duchu. Vincent to cynik, Jules – poszukiwacz. Choć początkowo obaj funkcjonują jak dobrze naoliwiona maszyna, w miarę trwania filmu ich drogi się rozchodzą. Kluczowy moment następuje po scenie, w której obaj cudem unikają śmierci – kule wystrzelone z bliskiej odległości ich nie trafiają. Dla Vincenta to dziwny przypadek. Dla Julesa – znak od Boga. To wydarzenie staje się dla niego momentem przełomowym. Mówi wprost: "To był cud. I nie zamierzam go zignorować". Od tej chwili zaczyna patrzeć na swoje życie inaczej – nie jako łańcuch zleceń i egzekucji, lecz jako moralną drogę, która wymaga przemyślenia i... zakończenia.
Jules przechodzi wewnętrzne przebudzenie. W scenie kulminacyjnej, podczas konfrontacji z młodym złodziejem w restauracji, nie sięga po broń od razu. Zamiast zabić – rozmawia. Tłumaczy swoją przemianę, analizuje cytat z "Ezechiela", mówi o tym, że przez całe życie był złym człowiekiem, który mylił się, myśląc, że jest sprawiedliwy. W tym momencie nie gra już zabójcy – mówi jak człowiek, który zrozumiał coś o sobie i o świecie. Odchodzi z życia przestępczego nie z powodu strachu, lecz z przekonania. Odchodzi, by „iść ziemią jak samuraj”. To moment, w którym Jules staje się kimś zupełnie nowym: gangsterem-filozofem, który potrafił spojrzeć w lustro i nie odwrócić wzroku.