Witam,
Obejrzałem właśnie Blade Runner'a w wersji final cut z 2007 roku. Mam pytanie, czym różni się zakończenie ww. wersji od zakończenia oryginalnego w wersji "hollywoodzkiej"? I co wnosi do filmu narracja Forda w tejże oryginalnej wersji. A, i tak jeszcze offtopowo, o co chodzi z tymi origami? Dziękuje za odp. i pozdrawiam.
Jeśli oglądałeś obie wersje to sam powinieneś najlepiej wychwycić różnice.
No z tym origami to już przesadziłeś, spałeś na filmie ?
Oglądałem tylko final cut, tej z narracją nie, czym się różnią i która lepsza?
A co do origami - nie, nie spałem, ale nie rozumiem, gościu zostawiał w różnych miejscach origami, po co, dlaczego?
Origami pozostawiane przez Gaffa a zwłaszcza jednorożec to podpowiedź dla nas, widzów co do natury Deckarda.
Jeśli Gaff zna sny Deckarda (w jednym z nich jest ukazany jednorożec) to znaczy, że jest on replikantem.
Replikantem, gdyż mają oni wspomnienia przeszczepiane od kogoś innego a przede wszystkim te wspomnienia są znane Blade Runner-om (a Gaff właśnie nim jest).
Dobrze, tylko w wersji producenckiej (o ile dobrze kojarzę), nie ma sceny snu z jednorożcem, więc orgiami-jednorożec staje się trochę bezsensu. No, ale ok, oglądałem reżyserską, więc tam sen był, więc okay.
A co z tym zakończeniem? Jakie różnice są pomiędzy reżyserską a producencką?
W wersji reżyserskiej film kończy się na tym, że Deckard i Rachael wychodzą z mieszkania, a w wersji producenckiej dodana jest jeszcze scena, w której Deckard opowiada o tym, że żyli długo i szczęściwie.
Co do origami i faktu, że łowcy znają sny replikantów to jestem ciekawy ile osób samo to odkryło, a ile przeczytało gdzieś o tym. Przyznaję, że sam nie rozumiałem zakończenia i musiałem o niej poczytać.
Wiesz może, gdzie można zobaczyć wersję producencką ? Bo wszędzie, gdzie szukałam mają edycje kolekcjonerską : wersja reżyserska, a chciałabym zobaczyć jeszcze tą okrojoną wersję.
Niestety w wyniku, perfidnej dodajmy sugestii Ridleya, że Deckard nie jest człowiekiem, lecz androidem, a właściwie replikantem (za pomocą snu o jednorożcu i origami) film traci swoje... człowieczeństwo.
Bo czyż nie tego dowodzi robot Roy Batty ratując od śmierci człowieka, który mu zagraża?
Swojego człowieczeństwa.
Dopóki Deckard jest człowiekiem to scena wielka, pełna humanizmu.
W momencie gdy Deckard okazuje się androidem scena traci jakiekolwiek znaczenie. No, bo co może oznaczać, czego dowodzić, że jeden replikant ratuje drugiego?
Niczego.
Przecież cały film jest o człowieczeństwie replikantów - Roy jest jego orędownikiem - sam traktuje replikantów jak ludzi.
Roy Batty w wersji producenckiej jest kimż znacznie więcej. Jest Chrystusem. Maszyn. Może pokonać człowieka, ale nie robi tego. Poświęca się na rzecz przyszłych robotów/androidów/replikantów. Wbicie sobie gwoździa w rękę to swoiste ukrzyżowanie. Niestety to przesłanie zostaje unieważnione w wersji reżyserskiej, w której to Deckard okazuje się replikantem. Ofiara Roya jest nagle psu na budę, jest bez wartości, znaczenia. To zasadnicza różnica.