Na 1 owszem, co wyzej to z dupy. Film beznadziejny! NIE POLECAM TEJ CHAŁY!
Wprawdzie forma w jakiej autor tematu wyraził swoją opinię nie bardzo mi podchodzi, ale zgadzam się z nim.
Proszenie o "argumenty" uważam za zabawne.
Film możemy podzielić na dwie sfery, w których jest rozpatrywany - technikę i treść.
Jeśli chodzi o treść... to może najlepszym argumentem będzie, że coś takiego w ogóle nie istnieje obiektywnie? Jak poczytamy sobie historię filmu, to okaże się, że recenzenci na początku ten film bardzo ostro krytykowali. Potem nagle pojawiły się jakieś imponderabilia uwznioślające film i wpajające w niego "głębię"; jacyś fanatycy s-f stali się chyba grupą nacisku i nagle wszyscy recenzenci diametralnie zmienili zdanie. Ten sam dziadek, który wtedy ten film zjechał od góry do dołu i nie zostawił na niej suchej nitki nagle zaczął: "Aj, tak, tak, macie rację drodzy koledzy. To niesamowity obraz o egzystencjalnym wydźwięku. Naprawdę nie mam pojęcia, jak to cudo mogło umknąć mojej uwadze. Fenomenalny film! Jeden z najlepszych w historii kina!" - czy to nie jest komedia?
Oczywiście wielkich artystów docenianych pośmiertnie nie muszę chyba wspominać, ale na wszelki wypadek: Georges Seurat, Vincent van Gogh, Paul Gaugin.
Technika - chyba nie wymaga komentarza, bo wystarczy przeczytać coś niecoś o produkcji filmu. Harrison Ford jedną scenę (wygłoszenie jakiegoś komunikatu przez radio bodajże) powtarzał parędziesiąt razy, każdy kolejny już coraz gorzej (co sam przyznał), bo był znużony. Reżyser do filmu wstawił celowo jedno z ostatnich, najgorszych ujęć. Paradoks jakiś. "Im gorsze tym lepsze"? Efekty specjalne jak na dzisiejsze czasy też nie zachwycają. Właściwie źle się wyraziłem - jak na dzisiejsze czasy, to są beznadziejne. Niech Pan/Pani sobie porówna efekty specjalne "Władcy Pierścieni" z tymi w tym filmie. Wszystko to powoduje, że film jest w moim odczuciu mdły niesamowicie, a to powoduje, że nie mogę się nawet zagłębić w fabułę. Nawet nie wiem, co się tam działo, po prostu ja tam widziałem przesuwające się po monitorze postacie i gadające coś do siebie, ale sensu nie wyłapywałem, bo czułem się jakbym słuchał księdza z ambony - po prostu nie da się słuchać.
Film jest mdły. Mdły niesamowicie. Ciężko przy nim wysiedzieć. Jest to taki sam subiektywizm jak opinie wszystkich recenzentów.
Oczywiście można mówić, że "film jest spowity aurą wybitności" i takie inne poetyckie rzeczy, ale ja w to oczywiście nie wierzę. Nie wierzę w żadną magię ani czary. To jest zwykły, smętny film.
Nie chce mi się wierzyć, że ludziom się on tak podoba. Nie wysuwam oskarżenia do jakiejś konkretnej osoby, jednak uważam, że większość uległa jakiemuś owczemu pędowi i stara się gloryfikować wszystkie filmy, o których usłyszą, że są mądre. Wydaje mi się, że chcą mieć "klasę" i dlatego stylizują się na takich, co to lubią filmy "głębokie" - ale mi głębia, czy wszystko, co w jakiś sposób zazębia się z filozofią musi być głębokie? Kubuś Puchatek też jest w takim układzie bardzo głęboką produkcją, bo Kubuś Puchatek to epikurejczyk, a np. Kłapouchy to pesymista pokroju Schopenhauera. W dodatku mamy tu konfrontację przywiązanego do dbałości o materię Królika (dba o ogród i marchewki) i żyjącego chwilą Tygryska, czyli niejaka konfrontacja: "być czy mieć?" albo ("żyć chwilą czy budować przyszłość?").
__
Pozdrawiam.
Tyle tekstu i całkowity brak treści. Puste słowa - mowa trawa. Bo argumentów nie dopatrzyłem się, mimo szczerych chęci.
Co to znaczy "Jeśli chodzi o treść... to może najlepszym argumentem będzie, że coś takiego w ogóle nie istnieje obiektywnie?"? To może przyjmijmy od razu, że nic nie istnieje obiektywnie? A skoro nie istnieje, to i argumentację możemy sobie odpuścić? Reszta akapitu również pusta, chyba, że szanowny rozmówca potrafi wskazać nazwisko wspomnianego recenzenta. Choćby jedno, jeśli to tylko figura retoryczna i uogólnienie. Wtedy możemy przejść do dalszej dyskusji.
Technika? Ależ jak najbardziej wymaga komentarza. Tylko, że porównania z LOTR to zakrawa na taką dziecinadę, że naprawdę odechciewa się polemiki.
Wiara drogiego rozmówcy, albo raczej jej brak, w to, czy film się komuś podoba, czy też nie, jest właściwie zgodna z początkową, "filozoficzną" teorią braku obiektywizmu. Tylko jak na złość tacy ludzie istnieją, w żadnym wypadku nie kierowani owczym pędem - na początek: ja. I ten jednozdaniowy, naprędce przeprowadzony dowód, obala tezę postawioną przez drogiego rozmówcę - domorosłego krytyka i początkującego filozofa ;)
A chodziło mi przede wszystkim o jedno. Ilość tekstu w żaden sposób nie przekłada się na wartość merytoryczną wypowiedzi.
"Tyle tekstu i całkowity brak treści. Puste słowa - mowa trawa. Bo argumentów nie dopatrzyłem się, mimo szczerych chęci."
1. Treść jest, nawet jeśli niesymetryczna do Twojego/Pana oczekiwań (nie wiem, na jaki stopień spoufalenia mogę sobie pozwolić, bowiem Ty do mnie pisałeś w trzeciej osobie, jednak ze względu na wygodę pozwolę sobie mówić per "Ty". Jeśli to uchybienie, to przepraszam).
2. Napisałem, że wszelką argumentację - zarówno "za", jak i "przeciw" - uważam za niedorzeczną.
3. Ja również przeczytałem Twoją wypowiedź, i również nie dopatrzyłem się absolutnie żadnych argumentów. Dlaczego ciężar argumentacji ma leżeć po mojej stronie?
4. Zasadniczą kwestią jest to, czy w ogóle takie argumenty istnieją. Skoro film obiektywnie (zdaniem krytyki, z którą sympatyzujesz) jest dobry i nie istnieją argumenty świadczące o tym, że tak nie jest, to jaki sens ma proszenie o nie? Iście formalny, czy też może to jakaś predylekcja do przekomarzania się z motłochem?
"Co to znaczy "Jeśli chodzi o treść... to może najlepszym argumentem będzie, że coś takiego w ogóle nie istnieje obiektywnie?"? To może przyjmijmy od razu, że nic nie istnieje obiektywnie? A skoro nie istnieje, to i argumentację możemy sobie odpuścić? Reszta akapitu również pusta, chyba, że szanowny rozmówca potrafi wskazać nazwisko wspomnianego recenzenta. Choćby jedno, jeśli to tylko figura retoryczna i uogólnienie. Wtedy możemy przejść do dalszej dyskusji."
Akurat nazwiska osoby, o której pisałem, zapomniałem. Jednak znalazłem na szybko kilka nazwisk: Pauline Kael, Roger Ebert, Brian Aldiss. Jeśli natomiast chodzi o relatywizację wszystkiego - to póki co można sobie odpuścić. Jednak wartości możemy zrelatywizować jak najbardziej, i to wszystkie. Wszystko, co wypływa z umysłu, nie ze zmysłów. Jeśli koza je trawę, to każda istota posiadająca percepcję będzie to zjawisko postrzegać, na swój sposób, ale będzie. Natomiast to, czy to dobrze, że koza je trawę, czy źle, czy koza wykonuje czynność zwaną "jedzenie trawy" dobrze technicznie, czy może słabo technicznie jest już oceną.
"Technika? Ależ jak najbardziej wymaga komentarza. Tylko, że porównania z LOTR to zakrawa na taką dziecinadę, że naprawdę odechciewa się polemiki."
Znaczy się, że matowość i monotonia jest przejawem wielkiej dojrzałości umysłowej, a wszelka jaskrawość i fajerwerki dziecinady? Wszelkie przyspieszenie akcji jest infantylne? Albo może filmy robione starszą techniką mają jakieś przywileje? Niby czemu? To bardzo ciekawa teza, prosiłbym o jej rozwinięcie.
"Wiara drogiego rozmówcy, albo raczej jej brak, w to, czy film się komuś podoba, czy też nie, jest właściwie zgodna z początkową, "filozoficzną" teorią braku obiektywizmu. Tylko jak na złość tacy ludzie istnieją, w żadnym wypadku nie kierowani owczym pędem - na początek: ja. I ten jednozdaniowy, naprędce przeprowadzony dowód, obala tezę postawioną przez drogiego rozmówcę - domorosłego krytyka i początkującego filozofa ;)"
Nie wiem, gdzie tu jest jakiekolwiek obalenie tezy. Nie pisałem, że wszyscy ulegli owczemu pędowi, tylko większość. Film dla mnie - przeciętnego widza, który kinem interesuje się raczej mało - jest zwyczajnie nudny, więc przypuszczam, że podobać się może koneserowi kina, który dostrzega jakieś idealne piękno, harmonię, doskonałą pracę kamery i inne detale, których ja nie zauważam. Tymczasem film podoba się 90% ludziom, którzy piszą na forum. Ciekawe... czyżbyśmy mieli w Polsce aż tylu profesjonalnych znawców kina? No niebywałe, doprawdy.
"A chodziło mi przede wszystkim o jedno. Ilość tekstu w żaden sposób nie przekłada się na wartość merytoryczną wypowiedzi."
To jest konstatacja zawarta na samym początku wypowiedzi. Po co taki zwarty układ? To zakrawa trochę na retorykę.
"Jak można podzielić film na coś takiego jak treść i technika? Co to za podział?"
Odpowiedź na pierwsze pytanie: zwyczajnie
Odpowiedź na drugie: zwykły
"Jak można się czepiać tego w jaki sposób kręcili film?"
Ma to kluczowe znaczenie dla wskazania niedoskonałości technicznych, bowiem skoro aktor biorący udział w scenie sam stwierdza, że początkowe ujęcia wyszły mu znacznie lepiej, a do filmu trafia jedno z późniejszych, to znaczy że technika jest wartością względną - jednemu się podoba, drugiemu nie.
"Jak można szukać argumentów w ciekawostkach?"
...
"Następnym razem postaraj się opisać twoje wrażenia zaraz po filmie, zamiast doktoryzować się na temat jego produkcji."
No pewnie, najlepiej szukać argumentów w samym filmie. Tylko że wtedy będzie je można podważyć. Ja powiem, że gra aktorów jest drętwa, a mój dyskutant powie, że jest świetna. I? Nic z tego nie wynikło. Każdy pozostał ze swoim zdaniem. Natomiast jak podam fakt z produkcji, to można co najwyżej podważyć źródło, z którego czerpałem. Zresztą przecież napisałem, że film jest mdły, i to są właśnie te wrażenia.
"Zresztą jakie znaczenie ma jeden dialog w porównaniu do całego filmu? ..."
Małe, ale funkcją przykładu było coś innego; nie podważenie techniki filmu, tylko techniki jako wartości.
Jeśli istnieje jakikolwiek sposób, bym dołączył do grona profesjonalnych krytyków (poprzez przeczytanie poleconych książek, zapoznanie się wcześniej ze światowej klasy filmami), to jestem na wszelkie propozycje otwarty i piszę to bez ironii. Jeśli wtedy zacznę z tego filmu wyłuskiwać te wszystkie smaczki i czerpać radość z seansu, to z pewnością o tym tutaj napiszę.
___
Pozdrawiam.
Jestem właśnie świeżo zawiedziony po Incepcji, z obrzydzeniem przeczytałem te wszystkie ochy i achy na forum tamtego filmu, jako odtrutkę postanowiłem sobie zaserwować jakąś mądrą dyskusje na forum Blade Runnera i dosłownie nóż mi się otworzył jak przeczytałem twoje wypociny.
Przeczytaj sobie ten artykuł: http://www.film.org.pl/prace/blade_runner_miasto.html i idź pan w diabły, razem ze wszystkimi efektami z władcy pierścieni.
Jak można podzielić film na coś takiego jak treść i technika? Co to za podział? Jak można się czepiać tego w jaki sposób kręcili film? Jak można szukać argumentów w ciekawostkach? Następnym razem postaraj się opisać twoje wrażenia zaraz po filmie, zamiast doktoryzować się na temat jego produkcji. Zresztą jakie znaczenie ma jeden dialog w porównaniu do całego filmu? ...
Muszę się z Tobą zgodzić. Krótko, zwięźle i na temat. gharou, jeżeli dla Ciebie komentarz lipinksiego jest bezsensowny, bez żadnej treści, to naprawdę masz mocne problemy z czytaniem ze zrozumieniem. Krótkie podsumowanie tego jak ludzie w dużej mierze oceniają filmy oraz tego jak z każdego błahego filmu można wyciągnąć jakąś 'głęboką' myśl.
No tak, skoro wam się nie spodobał to znaczy, że film jest "błahy", "mdły", a wszyscy którym się podoba gloryfikują go na siłę. Zabawne, bo ja mógłbym powiedzieć to samo o "2001: odyseja kosmiczna" czy serii "Gwiezdne Wojny", które tak bardzo lubicie. Nigdy nie rozumiałem fenomenu tych filmów, ale ograniczam się do subiektywnej opinii i staram się nie wpajać nikomu na siłę swoich racji.
Czy wam się to podoba czy nie, Blade Runner podobnie jak w/w filmy na trwałe zapisały się w historii światowej kinematografii.
Masz niski poziom czytania ze zrozumieniem, bowiem napisałem: "Film jest mdły... Jest to taki sam subiektywizm jak opinie wszystkich recenzentów.", a Ty insynuujesz, że ja to głoszę jako obiektywną prawdę, a Ty ograniczasz się do subiektywnej opinii, choć mógłbyś napisać to samo o jakichśtam filmach, które lubię. Możesz napisać, możesz im dać jedynkę, chyba nie myślisz, że ja będę Ci w tym przeszkadzał i beształ Cię za to?
Prawo do komentarza negatywnego jest, ale zauważ że sam sobie w tym komentarzu zaprzeczasz pisząc, że niektórych artystów docenia się nie od razu i to nie dlatego, że tworzą kicz i chałę, ale dlatego że wyprzedzają epokę, nie idą jak mainstream nakazuje itp.
No i oczywiście NIE MA SENSU porównywanie efektów specjalnych tak jak to zrobiłeś, myślałem że chociaż ten banalny błąd zrozumiesz, ale nie (po prostu się zastanów chwilę nad tym porównaniem).
Co do oceniania przez krytyków to należy pamiętać, że też są tacy krótkowzroczni i mądrzejsi, a to co się ukazuje w mass mediach zazwyczaj jest związane z krótkowzrocznością i słabą interpretacją. Masz rację, że niektórzy krytycy ulegają naciskom innych, ale czy to zawsze jest źle jak się zmienia zdanie? I nie chodzi tu o "obiektywną prawdę", ale o to że w tamtych czasach kino s-f było raczej jednoznaczne natomiast w "Łowcy" pokazano coś co dla niektórych było nie do przyjęcia, bo było głębsze, ciekawsze no i nie stawiano na fajerwerki, bo przecież te tylko mają rozpraszać i zachwycać oczy, ale rzadko kiedy umysł ;)
"Prawo do komentarza negatywnego jest, ale zauważ że sam sobie w tym komentarzu zaprzeczasz pisząc, że niektórych artystów docenia się nie od razu i to nie dlatego, że tworzą kicz i chałę, ale dlatego że wyprzedzają epokę, nie idą jak mainstream nakazuje itp."
- Nie uważam, że zostali docenieni za wyprzedzenie własnej epoki. Na przestrzeni ostatnich paru tysięcy lat żadne węzłowe zmiany się w budowie genetycznej gatunku ludzkiego się nie dokonały - człowiek z epoki średniowiecza dysponuje podobnym wachlarzem predyspozycji umysłowych, co współczesny. Nie może być mowy o jakimś "niezrozumieniu" dzieła. Periodycznie następowały zmiany w mentalności ludzkiej wraz z każdym wielkim wydarzeniem, ale rzadko było to skorelowane z rozumieniem dzieła - co ma rozumienie melancholii bijącej z obrazów Van Gogha do jakichkolwiek późniejszych zdarzeń (np. I Wojny Światowej)? Nic... Ciężko znaleźć jakiekolwiek zależności między rozwojem świata a treścią obrazów. Na dobrą sprawę uważam, że dziadek z mojej rodzinnej wioski tworzy podobne malowidła, jednak nikt ich nie taksuje ich na kwoty sięgające milionów euro, gdyż nie są sygnowane podpisem: "Van Gogh" i tym samym pozbawione tła historycznego, które czyniłoby je unikatowymi.
Myślę, że katalizatorem sławy była tu śmierć. O Ryszardzie Kapuścińskim, na przykład, też mało kto słyszał, póki ten żył. Znam osobę, która czyta średnio dwie książki tygodniowo, a zajawkę informującą o jego śmierci w "Szkle Kontaktowym" skwitowała słowami: "kto to był?". Na poparcie moich słów może przytoczę wyniki ankiety, która mówi, że ~60% Polaków nie przeczytało w minionym roku żadnej książki. W pozostałych ~40% trzeba jeszcze uwzględnić tych, którzy wstydzili się przyznać i deklarowali niezgodnie z prawdą; tych, którzy przeczytali jedną lub dwie i były to lektury szkolne; tych, którzy czytają książki tematyczne, najczęściej związane z wykonywanym przez nich zawodem, i ostatecznie dojdziemy do wniosku, że Ryszarda Kapuścińskiego przed śmiercią znało ~2% osób lub nawet mniej. A teraz jest on wszędzie - nawet na maturze z polskiego.
"No i oczywiście NIE MA SENSU porównywanie efektów specjalnych tak jak to zrobiłeś, myślałem że chociaż ten banalny błąd zrozumiesz, ale nie (po prostu się zastanów chwilę nad tym porównaniem)."
- Zamiast podkreślać caps lockiem frazesy lepiej zrobiłbyś podając jakieś argumenty dowodzące niezbicie, że masz rację. Nie muszę uznawać ustanowionych przez Ciebie aksjomatów. "NIE MA SENSU" porównywanie pracy kamery w jednym filmie do obsady w drugim. Natomiast porównywanie tych samych komponentów dwóch różnych filmów ma sens. Dokonałem dychotomii filmu na technikę i treść i ustanowiłem efekty specjalne składową techniki. Efekty specjalne LotR'a znacznie przewyższają pod względem technicznym te z BR'a. Jaki był telos ich zastosowania? - abstrahuję od tego, bowiem podchodzi to pod treść, którą omówiłem odrębnie.
"Co do oceniania przez krytyków to należy pamiętać, że też są tacy krótkowzroczni i mądrzejsi, a to co się ukazuje w mass mediach zazwyczaj jest związane z krótkowzrocznością i słabą interpretacją. Masz rację, że niektórzy krytycy ulegają naciskom innych, ale czy to zawsze jest źle jak się zmienia zdanie? I nie chodzi tu o "obiektywną prawdę", ale o to że w tamtych czasach kino s-f było raczej jednoznaczne natomiast w "Łowcy" pokazano coś co dla niektórych było nie do przyjęcia, bo było głębsze, ciekawsze no i nie stawiano na fajerwerki, bo przecież te tylko mają rozpraszać i zachwycać oczy, ale rzadko kiedy umysł ;)"
- Ja uważam, że zadaniem filmu jest dostarczenie widzowi rozrywki. Zaobserwowałem, że utarło się w ogólnej opinii, iż fajerwerki są "złe". "Złe", bo dostępne na każdym kroku, nie dające odbiorcy poczucia elitarności. W telewizyjnych reklamach pełno jakichś migotających kulek ze świstem przemierzających ekran. Ostatecznie doprowadza to przeciętnego człowieka do zblazowania i szukania ukojenia dla przesyconej wrażeniami psychiki w jakiejś mętności, którą ten film dosyć naiwnie serwuje. Analogicznie: kiedyś zespół Lady Pank uchodził za komercyjny i efekciarski, a teraz, w obliczu muzyki techno, wiele osób wskazuje go jako wzorzec, do którego należy dążyć, jako muzykę o szczególnych walorach estetycznych. Wystarczy wejść sobie na youtube i poczytać, co ludzie piszą w komentarzach. Same "ochy" i "achy".
___
Pozdrawiam.
Jakie można podać argumenty oprócz tego że filmy różnią się o pokolenie w czasie i nie należą do tego samego gatunku? (co powoduje że różnią się praktycznie wszystkim) Najlepiej zapytaj P. Jacksona co by zrobił na miejscu Scotta w 1982 roku. Spróbuj też zrozumieć klimat filmu i sam nie pisz niepotwierdzonych niczym teorii o ludziach średniowiecza. Żyłeś wtedy, że wiesz jakie mieli możliwości umysłowe?
A "frazes", i to wyświechtany, to już prędzej "podkreślać coś caps lockiem", bo nigdy go nie używam i tutaj też go nie używałem. Chyba znasz inny sposób na pisanie wielkich liter?
Nikt nie znał Kapuścińskiego przed jego śmiercią? - bez komentarza
Lady Pank - równie świetny argument, zupełna nieznajomość realiów tamtych czasów
Podsumowując: mniej "mądrych" słów, a więcej wiedzy z życia lub choćby trochę zdrowego rozsądku wyszłoby Ci na dobre (bo widzę po poniższych wypowiedziach, że ze znajomością architektury też nie najmocniej).
Jakoże dyskusję z Tobą rozpocząłem, a myślałem błędnie, że jest zakończona (nie odpisywałeś długi czas, mimo że na stronie w międzyczasie przebywałeś), to pozwolę sobie na niekonsekwencję i mimo, że zadeklarowałem, iż więcej się nie wypowiadam, ustosunkuję się do niej. Oczywiście to nie jest tak, że robię komukolwiek jakąś łaskę, że z nim rozmawiam, no ale jak wchodzę i widzę, że odpisał mi człowiek (LizardKing), który w profilu ma ustawione zdjęcie porozcinanych nadgarstków i umieszczoną niżej sentencję z filmu (oczywiście w języku angielskim, bo wprawdzie portal jest dla Polaków, ale angielski ma bardziej szpanerskie brzmienie), no to nawet nie czytam, bo się jej domyślam z grubsza.
"Jakie można podać argumenty oprócz tego że filmy różnią się o pokolenie w czasie i nie należą do tego samego gatunku? (co powoduje że różnią się praktycznie wszystkim)"
- Wpadłeś w zastawioną przeze mnie pułapkę dla ludzi skrępowanych stereotypami. Zdaję sobie doskonale sprawę, że porównanie jakiejkolwiek starej produkcji z "Avatarem" lub "Władcą Pierścieni" uchodzi u wielu tzw. artystów (*) za nie lada bluźnierstwo. Większość nawet nie może pomyśleć, że te filmy można ze sobą jakkolwiek porównać. Jedną z takich osób jesteś właśnie Ty. Ja porównywałem :: efekty specjalne ::.
Efekty specjalne występują w obu filmach. Tak? - tak.
W obu filmach efekty specjalne mają jakiś poziom techniczny. Tak? - tak.
Do produkcji "Władcy Pierścieni" wykorzystano najnowszą technologię z 2000.-któregoś roku, a "Łowca androidów" powstał jakieś dwadzieścia lat wcześniej, czyli w najlepszym razie użyto do produkcji najnowszej technologii z 1980 roku. Tak? - tak.
Jesteśmy świadkami technicznego progresu, a nie regresu. Tak? - tak.
Nie wiem z czym tu się można spierać. Z oczywistościami?
Nie potrafisz przyznać się do błędu, tylko brniesz w to dalej. Tak rozumiany upór nie jest zaletą. Trudno. Moja argumentacja jest zbudowana na prawach logiki. Twoja to: "jak można!", "przecież tak nie wolno!", "to niedopuszczalne!", "przeciez to zupelnie rozne filmy!" "przeciez one calkowicie roznia sie gatunkiem!" itp.
"A "frazes", i to wyświechtany, to już prędzej "podkreślać coś caps lockiem", bo nigdy go nie używam i tutaj też go nie używałem. Chyba znasz inny sposób na pisanie wielkich liter?"
- frazes to nie tylko utarte połączenie wyrazów, ale także "sformułowanie pozbawione głębszych lub nowych treści" (słownik pwn). "Podkreślać caps lockiem" jest frazesem, ale nie w tym pejoratywnym znaczeniu. Nie ma dla mnie większego znaczenia, czy zaznaczyłeś wypowiedź shiftem, caps lockiem, czy może kopiowałeś kolejno litery z tablicy znaków.
"Najlepiej zapytaj P. Jacksona co by zrobił na miejscu Scotta w 1982 roku."
- Nie wiem, o co Ci chodzi i co to ma do rzeczy.
"nie pisz niepotwierdzonych niczym teorii o ludziach średniowiecza. Żyłeś wtedy, że wiesz jakie mieli możliwości umysłowe?"
- "Niepotwierdzonych niczym teorii"? Znaczy się, ze dla Ciebie posiadająca oparcie w empirii nauka nie jest wiarygodnym źródłem? Brak Ci elementarnej wiedzy z genetyki? Należysz do osób, które myślą, że jakby teraz wszyscy ludzie zaczęli jeść tylko szpinak, to w 2100 roku mieliby zęby jak nosorożec? Polecam zapoznać się z magazynami "Science" i "Nature".
Druga możliwość jest taka, że nauki nie uznajesz za wiarygodną. Ale w takim razie Twój świat jest bardzo hermetyczny i nie powinieneś z nikim prowadzić dyskusji, no bo przecież wszystkie teorie są podważalne. Nie było dinozaurów, starożytnych Greków, Napoleona, nazistów - w ogóle niczego.
"Nikt nie znał Kapuścińskiego przed jego śmiercią? - bez komentarza
Lady Pank - równie świetny argument, zupełna nieznajomość realiów tamtych czasów"
- W PRL-u nie żyłem oczywiście, bazuję na informacjach udzielonych mi przez starszego mężczyznę. Twierdzi on, że Lady Pank uchodził za komercyjny w tamtych czasach.
Co do Kapuścińskiego - wydaje mi się, że większość Polaków go nie znała, bo w telewizji było z nim bardzo mało wywiadów, a książek ponad połowa Polaków nie czyta. Nauczanie w szkołach nie obejmowało jego twórczości. Ale spierać się nie będę, bo nie jestem pewien. Może nawet masz rację. Ja tam go nie znałem.
"Podsumowując: mniej "mądrych" słów, a więcej wiedzy z życia lub choćby trochę zdrowego rozsądku wyszłoby Ci na dobre"
- To fakt, że używam wielu rzadko używanych słów, ale tak się do tego przyzwyczaiłem, że nawet na to nie zwracam uwagi. Robię to, bo chcę wzbogacać swój słownik. Pobudka jak najbardziej szlachetna, sam czyn zbrodnią nie jest; osoba postronna może zarówno to odebrać jako przejaw pewnej ambicji, jak i chęć wywyższenia. Wszystko zależy od tego, czy to ona ma kompleksy, czy jest wyluzowana, a nie od tego, co ja chciałem osiągnąć. Za dużo większą zbrodnię uważam kaleczenie ojczystej mowy błędami ortograficznymi czy wypieranie jej anglikanizmami. Przejrzałem na szybko wypowiedzi niżej, i co widzę? - "...Ani koopy, ani doopy..." Dlaczego nikt się autora nie czepia? Wulgaryzmy rodem z koszar, w dodatku z angielską pisownią. Co to w ogóle ma być?
Z tym zdrowym rozsądkiem, to nie wiem, o co Ci chodzi.
"(bo widzę po poniższych wypowiedziach, że ze znajomością architektury też nie najmocniej)."
- Aha. Uwielbiam to uczucie, kiedy z kimś rozmawiam przez Internet i widzę, że nie mówi zbyt mądrze, do tego robi pełno ortów, i nagle okazuje się, że gadam z profesorem, który zna angielski, niemiecki, francuski i norweski i w nich przez wiekszosc zycia sie komunikowal - stad bledy w polskim. Tutaj rozmawiam z czlowiekiem, ktoremu brak ::najbardziej::podstawowej:: wiedzy z genetyki, a nagle okazuje sie, ze zna sie troche glebiej na architekturze! Wprawdzie powiedzialem to, bo na historii w liceum dowiedziałem się, że Dorowie podbili Jonow, a ich styl architektoniczny byl lepszy, bo mniej bylo roznych bogato rzezbionych freskow, a same kolumny stabilniejsze - czyli wlasnie lepsze. Przyklad mozna dowolnie przeksztalcic - dlaczego w pilke nozna nie gra sie w Koloseum tylko w Camp Nou? To jest wiedza, ktora zwyklemu czlowiekowi wystarcza. Nikt normalny nie zagłębia się w niuanse z tej dziedziny (chyba, że jest architektem).
Skoro dałeś mi dobrą radę, to ja Tobie też dam. Wylecz się z kompleksów, nie traktuj swoich dyskutantów jak wrogów, nie staraj się ich za wszelką cenę ośmieszyć i popracuj nad netykietą (podkreślanie czegoś wielkimi literami uchodzi za krzyk i nie jest grzeczne zwracanie komuś w ten sposób na coś uwagi, znacznie lepsze jest _takie_podkreslenie_, ponadto "myślałem że chociaż ten banalny błąd zrozumiesz" jest obraźliwe, bo sugeruje rozmówcy, że jest bardzo tępy).
(*) - pod słowem artysta rozumiem kogoś, komu logika jest mu czymś zupełnie obcym, nad myślenie przekłada "czucie", czuje nieodparty pociąg do zawoalowywania swoich wypowiedzi i pociągają go bardzo niedopowiedzenia. Bardzo polecam film "I'm so so" Kieślowskiego, ta postać jest kwintesencją takiego "tajemniczego" stylu bycia. Takiego sprawiania wrażenia nieobecności, oderwania od świata i bredzenia od rzeczy. Wszyscy go wychwalają pod niebiosa, nawet na tym serwisie, a jego słowa nie niosą żadnego trudnego do zrozumienia czy tym bardziej innowatorskiego przekazu. On tak sobie gada swoje przemyslenia typu: "to kim czlowiek jest zalezy po czesci od przypadku, a po czesci od niego samego, bo np. jak mu ktos wybije oko, to zmieni sie jego droga zyciowa, ale to, czy jest dobrym czy zlym czlowiekiem, to zalezy tylko od niego samego. Jak jest skurwielem, to bedzie skurwielem bez oka, a jak jest dobrym, to bedzie dobrym bez oka." To sa takie takie przemyślenia pijaka albo dziecka z podstawówki. Różnica jest tylko ta, że on to potrafi tak "ciekawie" opowiadać, ćmi jednego papierosa za drugim i ma takie mętne oczy.
Naukę uważam za najlepszą, najbardziej uniwersalną do poznawania rzeczywistości, sztuka to wymysł jakiejś odseparowanej elity intelektualnej. Jak poproszę kogokolwiek o wymienienie 10 największych malarzy, jakich znają, to na pewno będzie wśród nich Picasso. Picasso był słabiutkim malarzem, sławę zdobył, bo utrzymywał stosunki homoseksualne z wpływowymi osobami i wiedział na co jest akurat zapotrzebowanie w tej "sztuce". Wielu historyków twierdzi, że było dużo lepiej wyszkolonych technicznie malarzy, a sławę zdobył akurat on. Ja tam do sztuki podchodzę z przymrużeniem oka, bo jest np. taki obraz uznanego artysty Kazimierza Malewicza, który wygląda tak, że jest białe tło, a na środku czarny kwadrat i jest to uznane dzieło sztuki. Sam autor twierdzi, że jest to piękna alegoria zwycięstwa człowieka nad otaczającą go przyrodą, bo tylko człowiek jest zdolny stworzyć kwadrat, nigdzie w naturze nie występuje nic o tym kształcie, a że znajduje się on dumnie w samym środku, to jest jego pozycja symbolizuje panowanie. Oczywiście zostawiam to bez komentarza. Tak jak parędziesiąt minut nudy zwieńczone obnażonym mężczyzną okaleczającym dłoń gwoździem, wygłaszającym "wzruszającą" przemowę i wyrzucającym w niebiosa przy dźwiękach muzyki klasycznej białego gołębia. I to niby "pozostawienie dowolności interpretacji"... Nie ma żadnej dowolności interpretacji, odpowiedź jest piekielnie populistyczna i bardzo zasugerowana. Przecież nikt po widoku rozegzaltowanego robota i znudzonego życiem Forda nie dojdzie do wniosku, że człowiek jest tylko chodzącą kupą miesą. To byłby komizm przecież. Film mówi właśnie to, co widz chce usłyszeć i to jeszcze przy takim paskudnym patosie... Ale dobra, ja tam nic nie mówiłem. Film jest genialny i nie chce mi się za bardzo z nikim kłócić, że tak nie jest.
____
Pozdrawiam.
Napiszę tak (mam nadzieję, że wypowiedź będzie krótka, bo i tak jest co czytać pod powyższym tematem): Twój sposób argumentowania mnie zachwycił - błyskotliwe repliki, trafne porównania, precyzja wywodu - naprawdę c'est magnifique. Gryzie mnie jednak jedna, szkaradna myśl: po co?
Jeśli sprawia Ci przyjemność "intelektualne ruganie" kolejnych użytkowników, zamieszczających swoje nierzadko mało "twórcze" przemyślenia, to uważam to za sadyzm (wiem, duże słowo) - w taki a nie inny sposób Ci ludzie żyją, myślą i wyrażają własne opinie na temat filmów. Lingwistyczne i erudycyjne popisy tylko pogłębiają przepaść, jaka dzieli Ciebie i sporą część wypowiadających się.
Jeśli urządzasz donkiszoterię to współczuję. Zakładam wtedy bowiem, że telos (dziękuję za mozliwość poznania nowego terminu tak swoją drogą) przyświecający Twoim działaniom można powiązać z niezgodą na deteriorację 'słowa' w mowie pisanej pozostałych, napotykanych przez Ciebie interlokutorów.
Bez względu na to czy jest to jedna z dwóch wyżej wspomnianych przyczyn, czy może jeszcze inna, lepiej dać sobie spokój. To tylko komentarze, szkoda zdrowia, a i tak każdy wyraził kotłujące się w gorących głowach myśli. Dziękuję za możliwość przeczytania niezwykle wartościowych poznawczo wypowiedzi. Pozdrawiam i życzę bardziej trafnych wyborów filmów. :)
"Ruganie" w części słuszne (w miejscach gdzie uważasz, że Cię obrażam - niech będzie) w części nie, ale ta część z "pułapką" nie przekonała mnie nadal,chociaż w końcu postanowiłeś napisać o co Ci chodzi (dziękujemy!). Czy nierealne jest porównywanie tych dwóch filmów ze sobą? (pod względem efektów) Jak widać z Twoich (@lipiński793) powyższych wypowiedzi, to oczywiście jest, ale nic to nie wnosi. Skoro tak lubisz nauki ścisłe to podam przykład: porównajmy skomplikowanie i dokładność teorii Newtona i Einstaina dotyczących grawitacji. A teraz pytanie: czy to Newton był żałosny, czy może nie miał tych narzędzi (np. teorii matematycznych; a może też wystąpiła tu jakaś umysłowa ewolucja), co ludzie trzy wieki później? A może powinien na to wpaść tylko jełop z niego był straszny? Tu jest podobnie - sam to zresztą przyznałeś - użyto najlepszych narzędzi i w jednym i w drugim filmie, ale wyniki są różne. Takie myślenie i porównywanie ukrywa się pod tajemniczym hasłem "zdrowy rozsądek".
Dziękuję za odpowiedź, lepiej coś napisać (nawet elaborat trochę o niczym) niż zignorować; poza tym jak lubisz sobie tak zgrabnie pisać to faktycznie o wiele lepiej niż 90% wypowiedzi z jakimi się spotkałem choćby na flimwebie. A może spróbowałbyś swoich sił z recenzjami do filmów, zamiast wciąż patrzeć tym przymrużonym okiem na sztukę? Jest ona równie ważna co nauki ścisłe. I to nawet dla Ciebie, bo w końcu KqAROL13 zauważył, że lubisz (hmm... czym by tu podkreślić...) sztukę dyskusji.
* co do shifta/caps locka to miał to być podniesiony głos, tak jak to się czasem robi w dyskusji, powiedzmy... coś między zwykłą mową a krzykiem (już nie przesadzaj, że naruszam netykiete jednym wyrazem)
** jedno jest trochę tylko dziwne - znasz szczegóły kariery Picassa, a o Kapuścińskim nie słyszałeś przed jego śmiercią? ale dobra, znowu się chyba czepiam, w końcu Kapuściński to nie autor "Quo Vadis"
1. Nikt nie wymaga od ciebie niemożliwego, spokojnie. Po prostu napisz, co ci się nie podoba... subiektywnie.
2. Nie, to nie jest komedia. ;)
3. Co do "głębi". Moim zdaniem, film porusza interesujące kwestie i przedstawia je w ciekawej formie. Nie skupia się wyłącznie na rozwoju fabuły, ale dba o to, aby odzwierciedlały one przesłanie, które ze sobą niesie. Oczywiście można się z nim zgodzić, lub nie, a nad nim samym można by sobie uciąć długą rozmowę, ale myślę, że zauważyłeś to drugie dno.
4. Scott chciał znużonego Forda - dostał znużonego Forda. Nazwałbym to celowym zabiegiem, a nie "paradoksem jakimś". Dla przykładu, Kubrickowi zdarzało się doprowadzać swoich aktorów do płaczu, tylko po to, aby grając byli spięci. Swoją drogą, zastanawiam się czemu interesują cię takie szczegóły skoro film ci nie podszedł.
5. W mojej opinii efekty trzymają się świetnie pomimo upływu lat, nie bardzo wiem czego można się tam uczepić. Co nie oznacza, że nie uważam, że efekty we Władcy nie trzymają poziomu, każdy wydany na produkcję dolar lśni własnym blaskiem.
6. Widziałem wiele znacznie nudniejszych filmów i wydaje mi się, że Łowca wcale nie jest aż taki trudny. Uważam to za trochę smutne, że twoje trudności w odbiorze uniemożliwiły ci skupienie się na rozwoju fabuły, gorąco cię zachęcam do podjęcia kolejnej próby.
7. Zupełnie rozwaliłeś mnie swoim spojrzeniem na kwestię fajerwerków :).
Film mnie rozczarował, jest dla mnie jednym z wielu; zobaczyć i zapomnieć ale to własnie cieszy, że jestesmy różni i podobaja się nam skrajnie inne rzeczy.
Dziwny z ciebie gość, niby konto w porządku, oceny wystawiasz poprawnie a to już tzreci taki temat od ciebie, który spotykam, i to przy samych świetnych filmach typu łowca czy ojciec ch.. dziwne.
kolego jesli S/F dla ciebie za ciezka to moze zacznij ogladac na wspolnej
,mniej bedzie cie draznic a i sen powinienes miec spokojny
Powiedzcie mi jedno Filmweb istnieje już kupe czasu i jeszcze nikt nie nauczył się olewac prowokatorów ?
fuck, toż to trolll !! Faktem jest, że jak tylko czytam taki post, to od razu widzę w tym prowokacje - nieudolną, ale raczej zawsze potrafię ją zauważyć (z drugiej strony "raczej" to prawie to samo, co "prawie", a jak wszyscy wiemy ... :] ).
Blade Runner to film którego ludzie niegdyś nie rozumieli, który niegdyś wyprzedzał swój czas.. jak widzimy dla niektórych nadal wyprzedza.. Sam fakt, że film nie jest pusty i posiada ogromny przekaz już powinien punktować u przeciętnego widza, nawet jeśli ktoś nie lubi filmów sc-fi powinien to docenić po za tym, jak można nazwać ten film.. KICZEM!!?? Gdy po raz pierwszy obejrzałem go w jakości HD, na myśl przyszła mi jedna rzecz, że te wszystkie filmy, które oglądamy dziś z "rzekomo" świetnymi efektami specjalnymi, wychwalanymi pod niebiosa jak np. Matrix, 300, Transformers (wymieniłem przykładowe filmy, co oczywiście nie znaczy że mi się nie podobają), które zdobywają masę nagród Oscarów itp. rzeczy powinny się schować przed Blade Runnerem. Film ten jest dopięty na ostatni guzik, tak szczegółowych efektów, które co najważniejsze nie rażą sztucznością, a są wykonane najdokładniej jak to możliwie nie widziałem NIGDY, co w połączeniu z równie genialnym klimatem daje efekt nie z tej ziemi. Naprawdę nie raz przecierałem oczy z wrażenia, myślę że gdyby taki Blade Runner powstał by dziś był bym równie mocno podekscytowany jego stroną techniczną jak i samym przekazem. Warto było by dodać, iż w moim mniemaniu jest to najlepszy film sc-fi jaki powstał kiedykolwiek i daje mu 10/10, a tych "dziesiątek" wystawiłem (o ile się nie mylę) zaledwie 7, a to o czymś świadczy. Pozdrawiam wszystkich, którzy rozumieją kunszt tego filmu.
Załamać się można jak ludzie nie mający pojęcia o filmach wystawiają naokoło same 1.
lipinski793 kpi z efektów, a to dobre, a widziales z którego to jest roku? dziś zrobić na poziomie efekty to żaden problem, wówczas to była zupełna rewelka, zresztą o wiele bardziej naturalna niż wiele dzisiejszych produkcji. Poza tym to wizualna i scenograficzna magia, kocham bezwzględnie takie kino, takie cudowne deszczowe sceny, muzyka vangelisa z Blade Runera jest arcyperłą muzyki elektronicznej (nie mylić z techno, do którego nic nie ma) a treść filmu zwyczajnie ci przerosła - ten film był niezrozumiały, bo wyprzedzał epokę, bo mówiła o zagrożeniach związanych z budową sztucznej inteligencji, o ludzkiej wrażliwości i moralności, o tym, że taka maszyna może być bardziej ludzka niż człowiek.
Im więcej wypowiedzi czytam, tym bardziej tylko utwierdzam się w przekonaniu, że mam rację.
"Warto było by dodać, iż w moim mniemaniu jest to najlepszy film sc-fi jaki powstał kiedykolwiek i daje mu 10/10, a tych "dziesiątek" wystawiłem (o ile się nie mylę) zaledwie 7, a to o czymś świadczy."
Wow! Niewątpliwy atest jakości. Jak ja mówię, że coś jest dobre, to to musi coś znaczyć! Ale żenada... Nie dość, że to nawet argument nie jest, to dąży tylko do wyeksponowania własnego wspaniałego gustu.
Wszystkich entuzjastów filmu cechuje:
1. Zaznaczenie własnej wyższości duchowo-intelektualnej poprzez wskazanie, że ja coś zrozumiałem, a ktoś inny - nie;
2. Niska umiejętność czytania ze zrozumieniem;
3. Brak jakichkolwiek argumentów świadczących o własnej racji - raczej wychodzenie z założenia, że film jest dobry, a argumentować musi każdy, kto uważa inaczej;
4. Parafrazowanie fragmentów recenzji zamieszczonych na serwisie.
"lipinski793 kpi z efektów, a to dobre, a widziales z którego to jest roku?"
- Totalnie beznadziejny argument. Moja babcia też ponoć w wieku dwudziestu lat uchodziła za bardzo urodziwą wśród rówieśnic, a ponoć poszukuje partnera życiowego, więc jeśli chcesz, to mogę Cię z nią umówić na spotkanie. Jeśli się nie zgodzisz, to jesteś hipokrytą. Dlaczego dzisiaj nikt nie buduje świątyń w stylu jońskim? Miejsca jest pod dostatkiem, budulca też, a przy dzisiejszej technice byłoby to zadanie dużo łatwiejsze niż wtedy. To oczywiście pytanie retoryczne. Nikt nie buduje - bo są gorsze, a te, które istnieją do dziś pełnią jedynie funkcję pamiątki.
"...a treść filmu zwyczajnie ci przerosła - ten film był niezrozumiały, bo wyprzedzał epokę, bo mówiła o zagrożeniach związanych z budową sztucznej inteligencji, o ludzkiej wrażliwości i moralności, o tym, że taka maszyna może być bardziej ludzka niż człowiek."
Nic mi nie przerosło. To dokładnie ten sam "argument", o którym mówiłem. Przede wszystkim film powstał na bazie książki, więc jeśli coś wyprzedza swoją epokę, to książka, a nie film. Ponadto: nad istotą człowieczeństwa zastanawiali się niemal wszyscy filozofowie (np. Blaise Pascal, który żył w epoce... oświecenia, czyli jakieś 300 lat temu). Tak na dobrą sprawę, to już w Biblii i mitologii są podobne motywy - golem i tamten mit o Pigmalionie i Galatei (czy jak jej tam było...).
To moja ostatnia wypowiedź, bo argumentów się tu nie doczekam.
___
Pozdrawiam.
"To moja ostatnia wypowiedź, bo argumentów się tu nie doczekam."
To może najlepszym argumentem będzie, że coś takiego w ogóle nie istnieje obiektywnie?
jeśli to nie są argumenty to proszę łaskawie wyjaśnij mi co nimi jest ? a gdzie są Twoje arbumenty ? ja nie uzurpuję sobie prawa do jakiegoś wyjątkowego zrozumienia, niby z czego to wywnioskowałeś ? przecież podobny odbiór filmu może mieć milion innych osób. recenzji też nie czytałem, oglądałem film, a czytałem oryginalną książkę. I nie jestem w stanie zrozumieć Twojego podejścia do oceny efektów wizualnych - jak można je skreślać tylko na takiej podstawie, że dziś robi się lepsze? przecież to oczywiste, że dziś są lepsze, ale to niczego nie zmienia w ocenie BR, istotne jest ile ten film wycisnął z możliwości jakie miał w czasie swego powstania.
jesteś śmieszny gościu , a text o twojej babci mnie rozwalił na łopatki ... Jak już chcesz ją porównywać do jakiegokolwiek filmu (bo to właśnie zrobiłeś ) , to ja się zapytam - ile kosztowały bilety ,żeby oglądać tą niewiastę :D ?
Odwracasz kota ogonem , Twoje kontrargumenty nie trzymają sie koopy i doopy , w ogóle nie nawiązują do tematu . Chcesz udowodnić ,że się znasz i jesteś mądry ,ale coś Ci nie wychodzi .
Argumenty ? Proszę bardzo. Temat filmu ściśle dotyka zagadnień egzystencjalnych. Mając na uwadze, iż jak słusznie zauważyłeś, rozważania tego typu towarzyszą ludzkości od zawsze i zapewne tak już pozostanie w przyszłości, potraktowanie ich w tak nowatorski, futurystyczny i artystyczny sposób napewno jest cennym elementem dorobku kultury. Paradoksalnie, dostrzegane przez większość widzów tego filmu, rozważania o sztucznej inteligencji to tylko powierzchowna warstwa interpretacyjna, bardziej wnikliwi odnajdują tu rozważania o istocie człowieczeństwa - coś w typie "Jądra ciemności". Kolejny argument za to gra aktorska. Young nigdy wcześniej ani potem nie była taka piękna, Ford zagrał poprawnie ale objawieniem okazał się Hauer, który stworzył kreację na miarę Jokera w wykonaniu Ledgera. Podobno śmierć Batty`ego było improwizowana w pierwszym dublu i wzruszyła ekipę filmową do łez. Czuć to w filmie. Inne argumenty to myzyka Vangelisa /ktoś obdarzony jakąkolwiek wrażliwością muzyczną zrozumie co mam na myśli/ i koncepcja plastyczna filmu. Właściwie filmy późniejsze o równie dopracowanej stylistyce można policzyć na palcach emerytowanego pracownika tartaku. Ważnym argumentem jest oddziaływanie tego filmu na kulturę. Żeby nie wspominać Cyberpunku wspomnę o grach komputerowych, komiksach, gadżetach a przede wszystkim o nawiązaniach w późniejszych filmach. To pierwsze co przyszło mi na myśl -jeśli znajdę czas to dopiszę więcej. PS. czy naprawdę nie buduje się świątyń w stylu jońskim ??? Jońskim może nie ale klasycznym napewno.
To tak jakbym chciał opisać ślepemu kolor zielony, albo niebieski, mogę próbować, ale wszystkie
wysiłki są skazane na porażkę, to tak jakbym z dżdżownicą chciał porozmawiać o Filozofii, Etyce,
i jeżeli ktoś takiemu filmowi przyznaje jedynkę, to te wszystkie moje wysiłki:
"rozłyną się jak łzy w deszczu,"
dlatego nawet nie będę próbował.
Skoro, jednak już tu jestem, to chciałbym odnieść się, do dzieła jakiegokolwiek - obraz, rzeżba, piosenka, film itp.
każde z tych dzieł posiada miejsca niedookreślone - tzn. twórca daje nam taki "szkielet" z tymi miejscami,
które każdy odbiorca wypełnia i dlatego jest możliwe, że u każdej ze stu osób oglądających jeden obraz, to wyobrażenie
tego obrazu może być inne - wynika to z wielu przyczyn, np. wrażliwości estetycznej,
i dopuszczam myśl, że filmowi, któremu daję maksymalną notę - 10,
ktoś inny może dać minimalną - 1,
możemy dyskutować, ale konsensusu nie osiągniemy,
konsensus oznacza w tym wariancie -5,
dla mnie nie do zakceptowania.
O !!! Powrócił naczelny osioł filmwebu Mandolinio pod nowym wiele mówiącym nickiem. Nie może biedak znieść że w tak kiepskim stylu opuścił nasze forum i znowu, jak widać, próbuje promować swoje durne tezy. Nie dyskutujcie z nim Panowie bo jedyne co wam odpisze to to że "1/10" lub "nie polecam".
to, .ze tacy ludzie jak lipinski istnieja utiwerdza mnie w przekonaniu, ze nie jestem czlowiekiem, jestem androidem ':(
W końcu miałem okazję zobaczyć ten film. Bardzo mi się podobał, chociaż trzeba przyznać, że jest to kino wymagające od odbiorcy skupienia i po prostu wysiłku umysłowego. Z odrobiną zaangażowania można wiele z tego obrazu wynieść. Poza tym jest w Blade Runnerze coś hipnotyzującego i przyciągającego. Może Vangelis? Co do dyskusji na temat efektów specjalnych uważam, że jest ona kompletnie bezsensowna i dziwię się że niektórzy podejmują się porównywania pod tym względem Blade Runnera i Władcy Pierścieni. O większej bzdurze dawno już nie słyszałem. To jakby porównywać Bacha z Lady Gagą, niewiele z tego tak naprawdę wynika. No może poza tym, że komentatorzy pokroju "Lipinskiego" zupełnie nie wiedzą o czym mówią. Inaczej, rozumiem, że film może się nie podobać z jakiś wzgledów (zupełnie normalna rzecz), ale odmawianie mu posiadania treści, czy przekazu to już oczywiste wariactwo.
Nie ma się co dziwić, że komuś się nie podoba. FIlm jak film albo się podoba albo nie. Blade Runner z kolei na dzisiejsze zabiegane czasy nie jest dobrym wyborem, sam obejrzałem ten film za którymś podejściem. Jest bardzo dobry i nie dziwie się, że jest w gronie tych najlepszych.
Jednak, jak już wspomniałem, jest to film który wymaga skupienia. Akcja.. Właściwie jaka akcja? Fabuła płynie powoli, a na takie filmy trzeba mieć humor. Często od kina teraz oczekujemy czegoś do wyluzowania, więc jak komuś się nie podoba trudno.
Film bardzo dobry, ale niestety nastawiłem się na wiele i nie zostawił we mnie jakichś większych uczuć, ale w istocie, jest niezwykły od scenariusza, przez muzykę po niezwykły klimat.
Bez przesady! To, że komuś nie spodobał się film nie oznacza, że trzeba od razu wyzywać go od trolli i prowokatorów, gratuluje poziomu dyskusji. Ja sama nienawidzę sytuacji, gdy obejrzany film mimo powszechnego uwielbienia nie spodoba mi się. Wystarczy napisać na forum negatywną opinię o nim i już jest się zjechanym przez fanów zaślepionych tymże filmem, często nie potrafiących zobaczyć żadnej z wad.
Moim zdaniem, ten film na pewno nie zasługuje na miano arcydzieła. Pomysł na fabułę był dobry, ale nie został zbyt dobrze wykorzystany. Film mógł być o wiele lepszy. Irytował mnie też fakt, iż przesłanie zostało ni stąd ni zowąd podane na tacy, robiąc z widza idiotę. Bardzo podobała mi się natomiast scena, w której główny bohater "przesłuchiwał" tamtą kobietę, szkoda tylko, że następne sceny już tak dobre nie były...
moze i efekty specjalne niezłe jak na tamte czasy, pomysł moze i zły nie był, ale realizacja fatalna, nuda, flaki z olejem i ciezę się, że własnie przed chwilą skończyłem oglądać i mogę iść już spać. Mało się działo, jakies krasnale sobie pobiegały, łowca androidów zabił tych kilka androli zgodnie ze zleceniem, 1 sobie zachował dla siebie bo sie zakochał i tyle. Te dialogi też głupie niemiłosiernie. Wiem, że zaraz zwolennicy tego fiolmu będą pisać jaki to ja jestem głupi, ograniczony i że nie pojąłem filmu itp itd etc. Także darujcie sobie