Oglądałem ten film 2 razy i nie rozumiem kilku rzeczy. Czy te osoby które ścigał Harrison Ford to były faktycznie androidy (w sensie roboty o wyglądzie człowieka) czy genetycznie zmodyfikowani ludzie ? Jeśli bowiem faktycznei byłyby to roboty, to trudno zrozumieć dlaczego wykazywali ludzkie emocje i dlaczego musieli umrzeć, przecież maszynę można łatwo naprawić. Trudno też zrozumieć dlaczego tak łatwo było ich zabić (kobieta która wywijała fikołki została trafiona raz z pistoletu o ile dobrze pamiętam i umarła, na robocie to nei wywarłoby raczej większego wrażenia).
Decard był łowcą androidów (blade runnerem) więc po 1 wiedział gdzie trafić po 2 jego broń to nie 9mm beretta czy inny glock. To były androidy - czyli taki mix technologii i biologii. Były zaprogramowane na określoną ilość lat pracy, po tym czasie "umierały". To było zabezpieczenie - androidy były potężną bronią - odporne na warunki śmiertelne dla człowieka, inteligentne i zdolne do podejmowania niezależnych decyzji a więc i buntu. Po "zużyciu" miały sie "wyłączyć". Te w filmie próbowały wymknąć się przeznaczeniu - uciec śmierci bo były pełne chęci życia w całkowicie ludzki sposób. Chciały też dotrzeć do swoich kreatorów. Potrzeba odnalezienia korzeni, rodziców i jednocześnie odwetu na nich - to ludzkie bardzo ludzkie. Nieludzkie mieli możliwości. Połączenie potęgi z nieodwołalnie tykającym zegarem odliczającym ich krótkie życie
Ale zasadę działania tego zabezpieczenia nie wyjaśniono w żadnej wyciętej scenie ? Bo trochę to dziwne że nie mogli sobie po prostu wymienić baterii, czy tam innych podzespołów które się wyłączały w ramach tego zabezpieczenia.
Trzeba tutaj troszkę użyć wyobraźni. Jeśli nie chcemy sugerować się Dickiem w filmie chodziło bardziej o zegar biologiczny. Nie ma tutaj robotów jako takich. Są to replikanty. Biologia itd.
Replikanci byli całkowicie biologiczni. Inaczej łatwo byłoby przetestować, czy to android czy człowiek. Jedyną różnicą było właśnie opóźnienie w emocjonalnych reakcjach. A to może wynikać jedynie z właściwości mózgu, który nie miał wystarczająco dużo czasu by się rozwinąć. Prawdopodobnie, gdyby przetestować dziecko tym testem, wynik wyszedłby podobny jak dla replikantów.
Zasadę działania "zabezpieczenia" długości życia wyjaśnia Tyrell, w scenie z Battym. Mówi, że raz zaprogramowanego kodu DNA nie można zmienić, tym samym sugerując, że było to celowo zaprogramowane ograniczenie w DNA. Mówi jednak, że bez tego nie można by było osiągnąć tego, co osiągają androidy. Tyrell mówi, że zrobili replikantów najlepiej jak się dało, sugerując że musieli wybrać pomiędzy długością życia a doskonałością androida. Oczywiście Tyrell mógł kłamać. Wg mnie miał on syndrom Boga, bał się, że ktoś będzie lepszy od niego. Myślę, że mógł kłamać bojąc się, że stworzenie przerosło twórcę.
Z drugiej strony jest JF, który zazdrości androidom ich doskonałości. Sam mając wadę genetyczną, wydaje się, że wolałby raczej żyć 4 lata będąc zdrowym, niż całe życie będąc chorym.
Jak widać zawsze najbardziej pragniemy tego, co jest dla nas nieosiągalne. Ten film oczywiście jest o ludziach, nie o maszynach.
Zależy od wersji.
W wersji producenckiej - nie
W wersji reżyserskiej - tak
I to jest ogromna strata dla filmu.
Niestety w wyniku, perfidnej dodajmy sugestii Ridleya, że Deckard nie jest człowiekiem, lecz androidem, a właściwie replikantem (za pomocą snu o jednorożcu i przyniesionego mu do domu origami o kształcie jednorożca sugerującego, że sen został mu wdrukowany) film traci swoje... człowieczeństwo.
Bo czyż nie tego dowodzi robot Roy Batty ratując od śmierci... człowieka, który mu zagraża?
Swojego człowieczeństwa.
Dopóki Deckard jest człowiekiem to scena wielka, pełna humanizmu.
W momencie gdy Deckard okazuje się androidem scena traci jakiekolwiek znaczenie. No, bo co może oznaczać, czego dowodzić, że jeden replikant ratuje drugiego?
Niczego.
W wersji producenckiej - replikant dowodzi swego człowieczeństwa
W wersji reżyserskiej - nie.