Ten film wywołuje naprawdę masę sprzecznych opinii. Nie wiem czemu, ale postanowiłem
wtrącić swoje trzy grosze, opisać szczegółowo dlaczego uważam "Łowcę Androidów" za jeden z
najpiękniejszych i najgłębszych filmów sci-fi w historii. Mogę też powiedzieć, że to mój ulubiony
film w ogóle.
Wpierw omówię film od strony technicznej. Scott wybrał naprawdę świetną stylistykę. Połączył
cyberpunk z filmem Noir. Z jednej strony mamy monumentalne, futurystyczne i piękne budowne
jak ten korporacjii Tyrella, niemal ociekajacy złotem, a z drugiej olbrzymie kominy i wyziewajacy z
nich ogień, zatłoczone, zadymione ulice pełne postaci ubranych w najdziwniejsze stroje, i ich
duszna atmosfera. Cyberpunk po całości. Do tego dochodzą ciągłe ulewy. Całość dopełnia
klimatyczna muzyka Vangelisa. Muzyka w tym filmie jest po prostu przepiękna. Nieraz słucham
sobie utworów z tego filmu dla relaksu. Cóż więcej rzec. Coś niesamowitego.
Film ma wolne tempo. Widz dzięki temu może całkowicie dać się pochłonąć atmosferze
brudnego, wilgotnego, wynoszczonego świata przyszłości. Zadziwiające jest to, że jak na film sci-
fi, niewiele w nim ... cóż, sci-fi. Czasem można wręcz o tym zapomnieć. Więcej w nim czarnego
kryminału z lat 30stych czy 50tych.
Czas przyszedł na naszego głównego bohatera. Deckard jest wręcz podręcznikowym bohaterem
z filmu Noir. Cyniczny, mrukliwy, brak mu taktu, choć większość czasu uchodzi za twardziela, to
gdy przychodzi co do czego dostaje ostro po tyłku. Nie jest to zbytnio postać którą da się polubić.
Większość czasu nosi brązowy płaszcz, i jedyne czego mu brakowało jeszcze to kapelusz. Poza
tym, niewiele w nom człowieczeństwa.
Kontrastuje on z bohaterem na którego poluje. Roy Batty to naprawde ciekawa i złożona postać.
Mógłbym rzec, że jest on w pewnym sensie bohaterem romantycznym. Właściwie, to najbardziej
ludzka postać spośród wszystkich. Ma w sobie duszę poety, cieszy się życiem, jest uczuciowy,
kocha. Najlepszym przykładem tego jest jego końcowy monolog. Nie można nazwać go nawet
antagonistą. Nie robi na dobrą sprawę nic złego. Bo co złego jest w walce o przetrwanie? Nie
jest człowiekiem a mimo to ma w sobie olbrzymią chęć do życia.
Ludzie w tym filmie są po prostu okrutni. Można powiedzieć, że Tyrell, który jest postacią
drugoplanową, wydaje się być całkiem sympatyczny, ale to on wpadł na pomysł aby Replikantce
dać wspomnienia. Gdy dowiedziała się że całe jej życie, każde wspomnienie było kłamstwem, i
postanowiłą uciec od tego wszystkiego, sama jest teraz poszukiwana i kazano ją zabić. A
przecież nie zrobiła nic złego. Do niedawna sama nie wiedziała kim tak naprawdę jest. Nawet jej
romans z Deckardem wydaje się być... zimny. Właściwie to sam wstęp do filmu już pokazuje, jak
ludzie wykorzystywali Replikantów. Gdy ci się zbuntowali, każdy z nich nieważne czy dobry, czy zły
na Ziemi jest skazany na śmierć.
Ok, jest wyjątek w postaci konstruktora Sebastiana, który sam cierpi na podobną przypadłość co
nasi Replikanci. Przyznać też trzeba że ci nie są też w porządku w stosunku do Sebastiana. Nie
jest do końca pewne czy naprawde darzyli go sympatią, czy może po prostu chcieli go
wykorzystać. Sam Sebastian miał przyjaciół w postaci... zabawek które tworzył. Te wyglądają
naprawde surrealistycznie i zabawnie.
Tak na marginesie - zagadkową pozostaje dla mnie scena w której Deckardowi śni się
jednorożec. Zawsze zastanawiałem się czemu ma służyć ta scena. Jest to właściwie jedyna
scena w której widzimy naturę, a dokładniej las. Czy w tym świecie przyszłości istnieje jeszcze
natura? Czy może wszystko to również jest sztuczne jak ta sowa u Tyrella, a prawdziwa natura
jest właśnie tym? - wspomnieniem, lub snem, czymś abstrakcyjnym, jak jednorożec.
Efektów specjalnych mamy tu tyle co na lekarstwo, co jak na film sci-fi jest... niezwykłe.
Aktorzy spisali się znakomicie. Postacie mniej lub bardziej zarysowane zagrane zostały
naprawde dobrze. Na największe uznanie i tak zasługuje Ruthger Hauer za rolę Roya Batty'ego i
jego zaimprowizowane "Tears in rain".
"Łowca Androidów" to naprawdę piękny film, o tym jak ludzie zatracają swoje człowieczeństwo,
pokazuje wizję zniszczonego świata. Kto wie, może nasza przyszłość będzie wyglądać podobnie.
Czy maszyny które stworzymy będą bardziej ludzkie niż my? Czy nasze własne twory będą w
stanie docenić człowieczeństwo bardziej niż my? (Btw, czy nie wydaje wam się to nawiązaniem
do potwora Frankensteina? Roy, jako sztucznie stworzona istota próbuje dopaść swego
stwórcę) Poza tym, film pokazuje też że cenić życie zaczynamy dopiero wtedy gdy stajemy w
obliczu jego utraty. Dopiero gdy coś tracimy, lub wiemy że utracimy, wtedy zaczynamy to
doceniać. Mroczny, przygnębiający, stylowy, świetnie zgrany i pełen głębi film.
Niestety, wiele osób go krytykuje. Wiele osób nie cierpi go twierdząc że jest nudny. Dla mnie, to
jest wręcz pokaz irytujacej wręcz ignorancji. Ciężko mi uwierzyć że ludzie dają temu filmowi
ocenę 1/10 nie dostrzegająć w nim niczego z tego co wymieniłem.
To dla mnie niezrozumiałe.
Co do sceny z jednorożcem - Deckard śnił na jawie, z otwartymi oczami co raczej jest DZIWNE. Pod koniec filmu Deckard znajduje jednorożca z origami pozostawionego najpewniej przez Gaffa... i tu pojawia się dużo spekulacji. Czy to by oznaczało, że Gaff zna sny Deckarda a sam Deckard jest replikantem? Wielu fanów ma nad tym dylemat. Według Ridleya Scotta zaiste nim jest. Chociaż każdy może to inaczej zrozumieć.
Ja osobiście wolę myśleć iż Deckard może i jednocześnie nie moze być Androidem. Ja jestem skłonny podejść do obu opcji i każda bedzie prawidłowa. Poza tą końcówką i rozmową z Rachel nie ma niczego innego co wskazywałoby na to że Deckard moze być androidem.
Ktoś kiedyś wskazał rozmowę z Brianem, ale słysząc to co mówi w oryginale po angielsku (tłumacząc dosłownie "Jak nie jesteś gliną, jesteś małym człowieczkiem") uważam, że to nic nie znaczy.
Twoja koncepcja nie trzyma się kupy ponieważ stawiasz jedną błędną tezę.
Kto powiedział, że Deckard ŚNIŁ? Wtedy to rzeczywiście wydaje się dziwne.
Moim zdaniem to były WSPOMNIENIA, a nie sen. To by oznaczało, że Gaff zna wspomnienia Deckarda, czyli te zostały mu wszczepione, a więc jest androidem. Na tej samej zasadzie na jakiej Tyrell znał wspomnienia Rachel (które były de facto wspomnieniami bratanicy Tyrella - jeśli dobrze pamiętam).
"Większość czasu nosi brązowy płaszcz, i jedyne czego mu brakowało jeszcze to kapelusz. Poza
tym, niewiele w nom człowieczeństwa."
--
Kapelusz też był przewidziany w scenariuszu. Ale Harrison Ford wymusił tę zmianę, ponieważ po Indianie Jonesie nie chciał w kolejnym filmie wyglądać tak samo i znów być kojarzony z tego rodzaju kapeluszem.