!UWAGA SPOILERY!
Ja zaliczyłem film dopiero dziś (wiem trochę wstyd) w wersji Final Cut i uzupełniłem o masę dodatków (tak, z wydania 5dvd w metal boxie :-) Polecam, świetne wydanie.) I powiem szczerze, cały film zleciał szybko, byłem zafascynowany wizją przyszłości, dużo mi sie podobało, ale jakoś 20 min przed końcem tak pomyślałem: "dobry, ale chyba taki 7/10" brakowało mi czegoś. Potem przyszły ostatnie sceny w domu Sebastiana i jakoś nie spodobał mi się montaż i zachowania bohaterów (Roy całuje Prist a potem po połamaniu palców Rickowi znów podchodzi i jakby dopiero zauważył że ona "nie żyje"). Potem gonitwa, była b.dobra, ale znów gryzła się z wcześniejszym obrazem przedstawionych Androidów (wcześniej Roy taki jakby spokojny, teraz robi za kogoś jakby z obłędem, w ogóle On przez cały film jakby zmieniał charaktery). I tak już niemal pewny swojego 7/10 zobaczyłem ostatnia scenę na dachu. I BANG... KABUM! To było to, czego mi brakowało, nagle to, co mi sie nie spodobało znikło i zacząłem widzieć tylko tą scenę... Idealna i piękna symbolika, doskonałe przesłanie, zwrot i nowy pogląd na postacie, dramat, zastanowienie i dopełnienie. Film urósł do 9/10 w sekundę. Ta scena była tak piękna, tak wysmakowana, że mogłem pławic się w niej bez końca. Jestem pewien, że pozostanie w mojej głowie do końca życia. W jednej scenie została zamknięta kwintesencja kina, to wszystko czego brakuje tak wielu dzisiejszym produkcją. To było po prostu „TO”.
no:)
Ja też tą scenę często wspominam.
Mam o tyle lepiej, że pamiętam ten film z dzieciństwa i bardzo mi się podobał.
Po latach jak go zobaczyłem, to każda sekunda tego dzieła była dla mnie ucztą nad wszystkie filmy i powrotem do dzieciństwa.
Muzyka, postacie, świetne sceny, klimat...
Dokładnie to samo czułem po tym filmie co ty. Film jest genialny a scena końcowa (rozmowa na dachu między Harrisonem Fordem a Rutgerem Hauerem) jest najlepszą sceną filmową wszech czasów. Genialny film, jedyny któremu mógłbym dać 10/10
Tak dla uściślenia. Nie rozmowa, a monolog Hauera. Ford w całej tej scenie nie wypowiada ani słowa :)
wiesz co , kurde to wlasnie jest to dokladnie cie rozumiem
zajebiscie to napisales, ten wlasnie moment czesto wspominam od wielu
juz lat.Tak samo w filmie Matrix, ten moment jak maszyna zbiera
dzieci jak kawiaty z łąki... cos pięknego i niezapomnianego
all those moments will be lost in time, like tears in rain...
ja rowniez sie pod tym podpisuje. Finalowa scena powalila mnie na kolana i ogladalem ja jeszcze kilka razy po skonczeniu filmu. To jest jedna ze scen w kinie ktora bede pamietal do konca zycia.
A papież Jan Paweł II, jak gołębie z okna Pałacu Apostolskiego w Watykanie w 1979 roku puszczał, to Ci sie nie podobało? Patrząc na obrazek obok nicka, to powinno. Zatem scena nie taka znów oryginalna!!! Bo okno na dach zamienili?
Film rewelacyjny, oczywiście, jednak nie upatruję jego "genialności" czy "arcydzielności" w tej jednej tylko scenie. Na wrażenie składa się całokształt, a w tym przypadku od początku utrzymywała się sugestia, iż obcujemy z dziełem nieprzeciętnym czy wręcz nadzwyczajnym.
To nie do końca tak, że zamienili okno na dach. Wgłębiając się w scenę można zauważyć znacznie więcej. A wydarzenie, o którym piszesz, było całkiem miłe, ale nie będę się rajcował.
Film jest świetny, ale gdyby nie ostatnia (tak dobra) scena, dużo by stracił, to dzięki niej całość nabiera głębszego sensu i tylko z całością filmu daje ona tak genialny efekt. To są rzeczy, które się uzupełniają i dlatego trzeba je oceniać, jako całość, co też robię. To nie jest tak ze genialności dopatrzyłem się tylko w jednej scenie... Po prostu zrobiła ona na mnie największe wrażenie i stanowiła świetne zwieńczenie historii... Ale genialny jest cały film. 9/10 Jak dla mnie to Ojciec chrzestny swojego gatunku z tym, że na 10/10 u mnie musi jeszcze trochę zasłużyć? Pewnie w końcu mu dam. :-)
nie wiem co robił papierz z gołębiami, ale te scene z tego filmu moze docenij jedynie ktos wrazliwy i romantyvzny , inni ogladają seriale,
Oczywiście, ta scena wymaga "wyjątkowej wrażliwości" i "wybitnej inteligencji". Jak czytam takie wstawki, to zawsze z pobłażliwym uśmiechem.
W ogóle wychodzę z założenia, że "Blade Runner" to genialne kino science fiction, arcydzieło tego gatunku. Nic poza tym. Według standardów sztuki wysokiej, także tam można zwyczajnie banał dostrzec.
Androidy bardziej ludzkie niż ludzie, tak? Tylko że jakoś nie udało się im człowieczeństwa zdefiniować w żaden sensowny sposób. Jak zwykle zresztą... Filozofom też się nie powiodło, ale to inna kwestia. Przynajmniej przedstawiają problem na tyle wszechstronnie, wielowymiarowo i głęboko, że "dają do myślenia". A tutaj - w filmie SF - wszystko powierzchowne, a "poważne" to się może tylko komuś niezorientowanemu wydawać.
Czy tego, że androidy są zdolne do "ludzkich" zachowań, miałoby dowodzić to, iż Roy Batty - model: morderca - daruje życie swojemu prześladowcy, zabójcy jego syntetycznych towarzyszy, Rickowi Deckardowi? Cytuję z recenzji: "Walczy z Deckardem, swoim wrogiem. Tutaj wszystko się zmienia: ratuje mu życie. Podobnie jak Rachel dokonuje rzeczy pięknej - jakże ludzkiego czynu". Toż wcześniej setki bohaterów literackich to czyniło, by tylko powszechnie znany przypadek Juranda ze Spychowa przywołać. A bełkot o tym, że nieziemskie piękno widział - bo w innych galaktykach - to wyczytacie, na poważniejszym poziomie, u niejednego mistyka. Fragment: "Atakujące w ogniu statki na ramieniu Oriona. Oglądałem rozświetlające mrok błyski dział w pobliżu wrót Tannhauser" nie upoważnia do żadnego zachwytu, jeżeli przemyślimy jego dwuznaczność: wszak tam ginęli ludzie, z których każdy pragnął żyć nie mniej niż on. To nie widowisko teatralne dla replikanta. Jak to jest - ktoś ludzki czy nieludzki zachwyca się czymś, co oznacza żniwo śmierci? Itd.
Tak przy okazji, przywołajmy przypadek Makbeta: kiedy uświadamia sobie, że nie utrzyma władzy, nie poddaje się, nie prosi o przebaczenie (jak uczynił to przed śmiercią inny buntownik - tan Cawdoru), nie zamierza popełnić samobójstwa - pragnie natomiast, aby wraz z jego klęską zagładzie uległ cały świat; pragnie definitywnego unicestwienia wszystkich i wszystkiego, jakiejś totalnej anihilacji!
Czy to nie-ludzkie? To może Makbet był androidem? Tylko że polecam zapoznać się z jego wcześniejszymi refleksjami, zanim ktoś udzieli odpowiedzi.
Czyżbyście zapomnieli: "Ludzie ludziom zgotowali ten los". Wszystko to dzieło ludzkości - nawet Szoa/Holokaust. Człowiek jest zdolny tak do dobra, jak i do zła, do największej wspaniałomyślności i niewyobrażalnej podłości. To wszystko ludzkie.
W większości dzieł SF występują problemy pozorne, banalne, "niedomyślane". Nawet w "Blade Runnerze".
tak to film tylko scfi, ok , ale ja mam na mysli teylko ten jeden
moiment wlasnie ten , moment smierci androida. widzialem seeeetki
filmow, pmietam wiele, , ale to mam prtze oczami
czesto, w filmnie matrix, np: ta scena jak maszyna
zbierala ...... no co ??? wie ktos ?>?
Przy scenie "łez w deszczu" jest wszystko to czego brakuje dzisiejszym produkcją bo przecież niema wielkich efektów specjalnych a mimo to gdy słyszę słowa wymawiane przez Rutgera łzy cisną mi sie na oczy a na skórze pojawia gęsia skórka.Cały film to dzieło kompletne pod każdym względem i żaden film nie zapisał mi sie tak w pamięci jak Blade Runner.Każda scena i każdy dżwięk tego filmu jest dla mnie prawdziwą ucztą.Przynajmniej raz w miesiącu robię sobie seans z Blade Runnerem oglądając go w łóżku i mimo iż obejrzałem ten film chyba ze 20 razy to za każdym razem wzbudza on u mnie emocje nie do opisania.Jest to dla mnie absolutny majstersztyk kina i jednocześnie najwybitniejsze dzieło w historii kina a myślę,że filmów widziałem dość sporo.