Mówią, że klasyk i coś może w tym być - świetnie zrobiony jak na tamte czasy ale fabuła bardzo przeciętna (mimo kilku ciekawych motywów: umierającego cyborga, który chce dalej żyć czy scenie gdzie w oku bohatera odbija się rozjarzony jak iskra, świat).
I kultowa scena-monolog Hauera. "I seen things you people wouldn't believe..." - poetycko, pięknie, refleksyjnie. Myślę że ten film warto obejrzeć ze względu na tę scenę.
Zależy od wersji.
W wersji producenckiej - replikant dowodzi swego człowieczeństwa
W wersji reżyserskiej - nie.
I to jest ogromna strata dla filmu.
Niestety w wyniku, perfidnej dodajmy sugestii Ridleya, że Deckard nie jest człowiekiem, lecz androidem, a właściwie replikantem (za pomocą snu o jednorożcu i przyniesionego mu do domu origami o kształcie jednorożca sugerującego, że sen został mu wdrukowany) film traci swoje... człowieczeństwo.
Bo czyż nie tego dowodzi robot Roy Batty ratując od śmierci... człowieka, który mu zagraża?
Swojego człowieczeństwa.
Dopóki Deckard jest człowiekiem to scena wielka, pełna humanizmu.
W momencie gdy Deckard okazuje się androidem scena traci jakiekolwiek znaczenie. No, bo co może oznaczać, czego dowodzić, że jeden replikant ratuje drugiego?
Niczego.