Nie jest fanem SF ten, kto nigdy nie słyszał o tym filmie! Od ponad dwudziestu lat fani gatunku widzą w nim ucieleśnienie wszystkiego co w SF najlepsze. Obok "Zakazanej planety" i "2001: Odysei kosmicznej" jest
to najczęściej wymieniany tytuł w ramach tego jakże pięknego gatunku. "Łowca androidów" to po prostu jeden z tych tytułów z którymi trzeba się zapoznać, nawet jeżeli miałoby się okazać że nam do gustu nie przypadnie. Mnie także ta opowieść urzekła, ale peanów pochwalnych na jej cześć nie będę pisał.
"Łowca androidów" jest skonstruowany jak film kryminalny, jak taki detektywistyczny obraz noir. Zmęczony, znudzony robotą i - pewnie nawet bardziej - życiem detektyw Deckard otrzymuje zadanie wytropienia i unieszkodliwienia zbiegłej grupki replikantów - androidów imitujących ludzi niemal idealnie.
Z filmu emanuje niesamowity klimat. Chociaż już ze względu na początkowe przesłuchanie podchodziłem do obrazu sceptycznie, to z łatwością uległem tej wizji świata. Mroczne, wielokulturowe miasto skąpane w ciemnych, chłodnych odcieniach z nienacka przebijanych przez ożywczą i ocieplającą atmosferę żółć oraz typowa dla SF z tamtych lat elektroniczna muzyka w wykonaniu Vangelisa tworzą razem trudną do opisania mieszankę, która mnie ujęła. Nie wiem czy kiedykolwiek czegoś takiego doświadczyłem.
Aktorstwo to kolejna zaleta filmu. W tym momencie miałem zamiar wymienić co ważniejsze kreacje, ale nie jestem w stanie wyróżnić jednych aktorów nad drugich i nie chciałbym tu nikogo pominąć. Wszyscy zagrali bardzo przekonująco nie wprowadzając do filmu ani jednej nutki fałszu.
Sama historia jest o tyle ciekawa, że przez cały film wydaje się być typową opowiastką detektywistyczną. Dopiero z czasem zauważamy, że gdzieś na drugim planie, mimochodem, wprowadzana jest również do śledztwa perspektywa samych androidów, która z czasem zyskuje na znaczeniu i wzbogaca cały obraz. Nic nachalnego, a to trudno osiągnąć.
Teraz jednak przychodzi czas na tytułową rysę. W tytule tematu napisałem, że jest drobna, ponieważ dzięki wykreowanemu w filmie klimatowi nie zniszczyła ona mojego dobrego zdania o samym filmie. Po prawdzie jednak jest to dla mnie poważna wada scenariusza. Chodzi mi o sam sposób ukazania androidów. O ile wątek Rachel bardzo mi się podobał i został moim zdaniem przeprowadzony perfekcyjnie, o tyle denerwowało mnie ukazanie pozostałej trójki maszyn. Najgorzej wypada Leon - już w scenie przesłuchania okazuje się być typowym psychopatą. Roy i Pris nie budzą już u mnie takich zastrzeżeń. Gorzej jednak z finałowym pojedynkiem, w którym android zachowuje się jak jakiś Freddy Krueger. Tak negatywne ich ukazanie przywołuje u mnie porównania z innymi filmami akcji w kostiumie SF, w których liczą się tylko dekoracje i niesamowite pojedynki bohaterów. Dzięki takiemu podejściu film ten jeszcze nie znalazł się w moich ulubionych i możliwe, że pomimo mojego wcześniejszego zauroczenia nie będę skory do niego wracać.
Podsumowując - tak, "Łowca androidów" faktycznie znosi próbę czasu i nadal dobrze się trzyma w czołówce obrazów SF. Gorąco polecam.
4/5
PS.
Film doczekał się kilku oficjalnych wersji. Swoją opinię wyrażam na podstawie wersji director's cut albo Final Cut (raczej ta)- różnią je szczegóły, których obecnie nie jestem w stanie odnotować. http://www.movie-censorship.com/report.php?ID=4589&In=WikE
Finałowy pojedynek i gra Hauera w nim ma być rysą w obliczu tego filmu ??? Moim skromnym zdaniem to najlepszy i najważniejszy moment filmu, który niesie tak poteżną dawkę emocji, że można ją porównać jedynie z ciosem Mike Tysona a gra Rutgera Hauera w nim to majstersztyk i wyraz niesamowitego talentu tego aktora. O tej scenie krążą legendy. Podobno Hauer improwizował w niej, zmienił tekst, podobno śmierć Battego była nakręcona bez żadnego dubla. Jeśli chodzi o rysy to może nimi być tekturowa scenografia, latające samochody, wypukłe monitory czy inne wpadki ale nie najgłębsza istota tego filmu.
Finałowy pojedynek tak, ale nie tyle gra Hauera, co sama postawa androida którego odgrywał.
...:::[SPOILER]:::...
Nim rozpoczęła się gonitwa mamy świetną scenę, w której Roy rozpacza nad mechanizmami Pris. Później niestety jego postać poprowadzono dziwną drogą - ani nie wyglądało na to, że chciał pomścić Pris i dołożyć Deckardowi, ani też nie postawiono na drogę spokojną, w której Roy nie opuściłby Pris. Jego postać zaczęła zaś obłąkańczo podążać za detektywem i bredzić niczym slasherowy psychopata. Jego finałowy tekst jest faktycznie piękny, ale też z kolei Hauer jest tam moim zdaniem kiczowato ucharakteryzowany - bez koszuli, z gołębiem i jeszcze ze skrzyżowanymi rękoma wygląda jak fanatyk religijny. W efekcie android przypominał mi zwykłego psychopatę, a to sprawia, że cieszę się z ograniczenia jakie było montowane tym modelom, zamiast rozumieć ich żal.
...:::[SPOILER OFF]:::...
Moim zdaniem ważniejsze w filmie były sceny ukazujące relacje J.F. Sebastiana do swych dzieł oraz Rachel - Deckard. Najważniejszym zaś momentem filmu i w moim odczuciu najbardziej emocjonalnym jest dla mnie scena, w której Rachel przychodzi do Deckarda, aby pokazać mu zdjęcie z dzieciństwa. Ten wątek stanowi o głębi obrazu.
Pozdrawiam. :)
Charakteryzacja Roya Batty`ego była kiczowata ? To dlaczego Hauer w tej charakteryzacji został potem ojcem cyberpunku ? Czy cyberpunk to kiczowaty nurt ?
Przyznam że kiedyś byłem podobnego zdania, że wydawało mi się że Hauer zagrał źle ostatnie chwile Battego, że tekst jaki wypowiada, poza ostatnim zdaniem, jest niezwykle infantylny ale kiedy próbowałem sobie wyobrazić jak ja chciałbym to widzieć, nagle zdałem sobie sprawę, że w tym nieracjonalnym zachowaniu androida i w jego dziwacznej kwestii tkwi głeboki sens i jest to scena idealnie przystająca do wcześniejszych wydarzeń.
ps. czy psychopata uratowałby życie swego prześladowcy ??? Android w ostatnich chwilach swego istnienia poznał przawdziwą wartość życia i jego wcześniejsze, irracjonalne zachowanie jest obrazem przemiany jaka w nim zachodzi. Tylera zabił - Deckarda już nie.
Nie chciałbym być nie fair wobec cyberpunku, ale czy dobrym jego filmowym przedstawicielem jest "Johnny Mnemonic"? ;)
...:::[SPOILER]:::...
Ostatnie chwile Roya i jego monolog są moim zdaniem dobre. Mnie rozczarował sposób w jaki on podąża za Deckardem i to jak wyje niczym wilk. Wizualnie i aktorsko ta scena robi wrażenie, ale nie pasowała mi ona do całego, genialnego obrazu.
Parę rozwiązań widzę dla tej sceny, ale możliwe, że byłyby one zbyt typowe i nijakie. Myślę, że lepiej by wyglądało zrezygnowanie z pościgu po dachach i osłabienie Roya. Deckard chciałby zwiać, ale zostałby złapany przez Roya, który by nim zaczął pomiatać/go zaczął dusić/w jakiś sposób go zaczął uśmiercać. Osłabiony Roy odrzuciłby Deckarda, sam by wypluł trochę krwi lub innego płynu, a potem przysiadł w tym miejscu na podłodze i zaczął swój monolog. Nie wiem jakby to zagrało w filmie i już się tego raczej nie dowiemy. Może by to jakoś wyglądało, a może większość widzów uznałaby finał za przeciętny.
...:::[SPOILER OFF]:::...
Psychopaci ogólnie cechują się tym, że robią różne, dziwne rzeczy. ;)
Czyli okazuje się, że jednak niesłusznie zarzucałeś cokolwiek temu fragmentowi filmu, jeśli stwierdzasz że jakiekolwiek zmiany wyszłyby mu na gorsze.
Jakkolwiek Rutger Hauer jest aktorem wysokiej klasy i dobrych ról zagrał w swej karierze wiele to jednak chyba w Blade Runnerze spotkał swoje zawodowe przeznaczenie. Roy Batty ma wewnątrz siebie wielkie szaleństwo - cechę przynależną ludziom /wiem, wiem/ wielkim i ogromnie jestem ciekawy czy jakikolwiek inny aktor potrafiłby oddać je równie przekonująco na ekranie. Naprawdę jestem ciekawy jak spisałby sie w tej roli np. De Niro choć obawiam się, że to nie byłoby już to.
Ja nie stwierdzam - ja tylko przypuszczam dopuszczając taką abstrakcyjną myśl, że moje kompetencje mogłyby się okazać ciut za małe. Co nie znaczy jednak, że póki nikt tego rozwiązania nie wypróbował, nie pozostaję jego największym zwolennikiem. :)
Hmmm... Ja także nie potrafię sobie wyobrazić teraz nikogo innego w tej roli. Może Leonardo DiCaprio? Może Hugo Weaving? Może Sam Neil? Może ... kurza stopa! Życzę im wszystkim jak najwięcej ról tak rozpoznawalnych, w tak świetnych filmach i odegranych przez nich tak przekonująco jak Roy w wykonaniu Hauera. Cała ta piątka + Pacino na to zasługują.
PS.
Mnie natomiast ciekawi jak by sobie poradzili Pacino, De Niro, Brody, czy DiCaprio w roli... terminatora. Zwłaszcza Pacino. :)
aktorsko na pewno dobrze, fizycznie pewnie gorzej, ale kto powiedzial, ze terminator musi byc miesniakiem ;)
Co do glownego tematu i omawianej tu sceny. Jaki jest jej sens? Roy w ostatnich chwilach zycia docenia jego wartosc, staje sie "more human then a human" itd. itp. nie chce mi sie tego watku w tej chwili rozwijac ;). Moim zdaniem rola jej jest spotegowanie wrazenia tej ostatecznej przemian bettyego. Po smierci Pris, w obliczu zblizajacego sie kresu wlasnego zycia roy mysli jedynie o zemscie na deckardzie. Wpada w szal, postanawia sie jednak pobawic swoja ofiara, a ostatecznie darowuje jej zycie. Aboslutnie nie zgodze sie jednak ze zdaniem ze jest to cos a'la poscig psychopaty za ofiara rodem z horrorow s-f. Ta scena rowniez ma wiele do przekazania. Roy ukazuje deckardowi jego mizerie, prymitywnosc, okrutnosc. Pokazuje mu jak czul sie przez cale swoje krotkie zycie, pada tu wazna kwestia "quite an experience to live in fear, isn't it, that's what it is to be a slave".
Reasumujac, jak dla mnie cala ta scena poscigu, jest wspanialym wstepem do finalowego monologu ;)
Właśnie dlatego nie jestem pewien, czy poprawki jakich bym oczekiwał wobec tego filmu, wyszłyby mu na lepsze. Nie jestem pewien, czy tak duży kontrast między sposobem ścigania Deckarda, a finałowym zachowaniem androida jest tutaj potrzebny, ale przykuwa on uwagę. Myślę, że wystarczyłoby gdyby Deckard oskarżenia pod kątem swojej natury usłyszał wprost z ust androida, ale mogę się mylic. Ważne, że ta wola przetrwania, ten podstawowy instynkt - prymitywnośc jego postawy zostaje zasugerowana, dzięki czemu w finale można nad historią Roya zapłakac. Coś w nim faktycznie jest.
"Aboslutnie nie zgodze sie jednak ze zdaniem ze jest to cos a'la poscig psychopaty za ofiara rodem z horrorow s-f."
Chodziło mi bardziej o horrory typu "Koszmar z ulicy Wiązów" - może dlatego. ;)
A w pierwszym poście miałem na myśli akcyjniaki SF typu "Pamięć absolutna", "Ukryty" lub "Uniwersalny żołnierz".
Zupełnie nie ta półka co blade runner, ale akurat pamiec absolutna mi sie podoba, zreszta mam do niej sentyment z dziecinstwa ;).
Czy dobrze rozumiem, ze zmieniles troche zdanie co do tej sceny poscigu ;)??
Może i trochę zmieniłem, ale chyba bardziej chodzi o to, że dokładniej je rozpisałem. :)
"Pamięć absolutna" to w końcu klasyk. Fakt, że nie tak dobry jak "Łowca ...", ale pozycja już kultowa. Dzięki takim MegaHITom wciąż jeszcze zachowałem dobre zdanie na temat Polsatu. :)
Mi też megahity od zawsze się kojarzą z Obcym, Predatorem, Cosiem, Pamięcią, Robocopem oraz produkcjami z Seagelem, van Damem i innymi tego typu. Teraz tgo chłamu przybyło, w jakieś durne komedyjki się bawi.
no no...herezja...Obcy i Cos to klasyki gatunku...grzechem jest porownywac je do Szklanej Pulapki, Pamieci Absolutnej itp...
no tak...zgadzam sie...ale mimo to daleko jej do klasy Obcego... choc to inne gatunki...chodzi mi o kunszt z jakim zostaly nakrecone.
alez on za nim tak wsciekle biegal aby jak mowil pozniej... "quite an experience to live in a fear...that's how it is to be a slave". Chcial go nastraszyc...chcial aby Deckard sie bal...dal mu naucze po czym darowal mu zycie...to najlepsza scena w calym filmie :D...jak mozna tego nie lubic lubiac Blade Runner'a!?
Ten pościg to ledwie 2-3 minuty - pozostaje jeszcze ponad setka minut lepszego obrazu. ;)
IMO to było nieco zbyt irracjonalne zachowanie jak na androida i wciąż uważam że lepiej by to wyglądało przedstawione w nieco mniej groteskowy sposób. O ile pościg do mnie nie przemawia, o tyle końcowy monolog przemawia jak najbardziej. Poza tym podoba mi się też wątek J.F. Sebastiana, dochodzenie Deckarda i jego ciasne mieszkanie, a esencją filmu i jego najlepszym elementem jest dla mnie wątek Rachel i jego kulminacja w scenie ze zdjęciami.
Dokładnie. Przy pierwszym oglądaniu ze strachu i napięcia musiałem pauzować filmy żeby złapać oddech...
Po lekturze "Czy androidy śnią o elektronicznych owcach?" Dicka jestem zaskoczony tym jak mocno film marnuje potencjał książki pozostając przy tym tak dobrą produkcją! To także niesamowite, że to ten film odkrył dla kinematografii twórczość Philipa Kindreda Dicka. Scenarzysta napisał typowy kryminał, wyciął wątki społeczno-mistyczne i dopisał romans - kto czytał książkę nie odnajdzie jej w filmie i na odwrót.
Tak czy inaczej - 4/5 dla filmu i 4/5 dla książki z całkiem odmiennych powodów.
więcej o tych różnicach (UWAGA - tu już SPOILERY są nieuniknione) w innych filmwebowych tematach:
odnośnie "Blade Runnera" - http://www.filmweb.pl/film/%C5%81owca+android%C3%B3w-1982-734/discussion/do+Tych +co+czytali+ksi%C4%85%C5%BCk%C4%99,1861994
odnośnie wszystkich adaptacji Dicka - http://www.filmweb.pl/person/Philip+K.+Dick-430490/discussion/Dzie%C5%82a+pisarz a%2C+a+ich+ekranizacje-1196169
dokladnie...film sie ma nijak do ksiazki...dlatego tez nie jest adaptacja, a wolną interpretacją. Choc mi sie film bardziej podoba...zdecydowanie bardziej...choc czytac uwielbiam!
Też cenię sobie książkę - szczególnie moment w windzie z eksterminacją śpiewaczki operowej (mocna rzecz!!), ale film Scotta jest o niebo lepszy, a scena w budynku, w którym ponoć Roy zachowuje się jak...ehem, khem, khem...nie, powtórzę po Tobie, jest kwintesencją filmu.
Film Scotta to arcydzieło, książka Dicka jest jego genialnym dopełnieniem. A że ten pierwszy powstał z dickowego pierwowzoru? Taka, złośliwa kolej rzeczy. Pewnie Dick, gdyby pożył dłużej i o tym by napisał kolejną świetna rzecz :)
O tak!... Coś o tajemniczym reżyserze będącym członkiem organizacji LEM i kierowanym przez różową poświatę. "Stworzymy to po pańskiemu, a nawet bardziej". :)
"Gorzej jednak z finałowym pojedynkiem, w którym android zachowuje się jak jakiś Freddy Krueger."
Four, five, how to stay alive?
Six, seven, got to hell or go to heaven.
Faktycznie zachowuje się na pozór irracjonalnie, ale tylko po to, żeby przestraszyć Decka (cholernie skutecznie, budując mega napięcie w filmie), co później ma uzasadnienie i końcowa scena pojedynku jest tym bardziej zaskakująca. Sceny z Rachael i Sebastianem też świetne, po prostu produkcja zapięta na ostatni guzik.
"You better get it up, or I'm going have to kill you. Unless you're alive you can't play, and if you don't play..."
Rutger Hauer rządzi w tym filmie. Nie zgodzę się, że dopiero w końcowym pojedynku zachowuje się jak psychopata, bo w scenie przesłuchiwania "speca od oczu" jest psychopatą pełną gębą. Poza Hauerem klimat grozy świetnie oddaje muzyka. Po prostu film perełka.
Dodam jeszcze, że Joker z "Mrocznego Rycerza" może się przy Roy'u Batty'm schować :)
Według mnie masz rację, tak samo jak, Pieczka powyżej...
+ moja odczucia podczas tej sceny
Roy razem ze swoimi towarzyszami ścigany był jak "zwierzęta", biorąc po uwagę,że był jednostka doskonalszą niż człowiek, w moim odczuciu wyglądało to jak by był ścigany przez "zwierzęta", gdy stracił wszystko, a śmierć była blisko, wszedł w rolę takiego zwierzęcia, która była mu przecież obca, chciał wcielić się w rolę tego zwierzęcia za które był przecież brany bo nie za człowieka chociaż był niemalże idealny, (widać, że miał z tego ubaw)TAK WYGLĄDA ZWIERZĘ ZA KTÓRE MNIE UWAŻACIE, więc nie chodziło tylko o to, żeby go przestraszyć, dlatego scena tak przerysowana
Fajna interpretacja i logiczna. Tak czy owak agresywność wszystkich androidów poza Rachael tłumaczy fakt, iż były zaszczute jak zwierzęta, więc przewagę fizyczną bezwzględnie wykorzystywały.
Ciesze się, że Ci się podoba, chociaż może trochę przesadziłem, ale jedno jest pewne: Roy wszedł w rolę wilka świadomie , miał z tego frajdę, udawał kogoś kim nie jest.
A mnie się wydaje, że chciał początkowo Deckarda zabić. Został sam, wszyscy inni zginęli. NIe pozostało mu nic oprócz zemsty. Na moment "oszalał" z rozpaczy. Jednak gdy zorientował się, że też umiera uratował Deckarda i uczynił go świadkiem swojej śmierci. Dlaczego? Może dlatego, że "wszystkie te chwile (które przeżył) rozmyją się w czasie jak łzy w deszczu". Może chciał aby ktoś był w tym momencie przy nim, zapamiętał go. Nie jako androida - maszynę, ale istotę czującą i myślącą.