Chodzi oczywiście o zakończenie wersji reżyserskiej. Są pewne konsekwencje fabularne faktu, że
Deckard jest androidem. Bo tak:
1) Zredukowany (silnie ograniczony) zostaje czynnik ludzki w tej całej historii. Deckard rozumiany
jako człowiek, reprezentuje w tym konflikcie ludzki punkt widzenia, ludzkie postępowanie, ludzkie
wady. A jako replikant? Trudno mówić, że "Łowca androidów" zawiera "rozważania o kondycji
człowieka", jeżeli tego człowieka praktycznie tam nie ma!
2) Znika alegoryczność tego konfliktu, w odniesieniu do niewolnictwa, dyskryminacji rasowej czy
wręcz Holocaustu. Trudno bowiem doszukiwać się takich relacji w starciu android-android
(jakkolwiek by nie interpretować androida).
3) Pojawia się spore zamieszanie w postaci głównego bohatera. Wbrew rozpowiadanym przez
Bryanta legendom, Deckard nie przejawia nawet przebłysku talentu do "łowienia" androidów.
Prowadzi dość banalne śledztwo, by każdy z odnalezionych replikantów mógł ośmieszyć jego
niezdarność. W każdym wypadku życie zawdzięcza odrobinie szczęścia. W przypadku
Deckarda-człowieka dałoby się znaleźć jakieś wytłumaczenie: Deckard się rozpił, sflaczał, refleks
już nie ten. Tylko czy taka sytuacja jest dopuszczalna w przypadku androida? A może cała
wcześniejsza sława, to tylko wszczepione nieudacznikowi wspomnienia? Pytanie tylko, po
cholerę Bryant i Gaff ściągają go do wykonania misji i po co mieliby prowadzić z nim tą grę?
Taki zwrot akcji mógłby się pojawić wcześniej w filmie, by zasugerować bohaterowi względność
całej sytuacji i powinno coś z tego wyniknąć. Skoro jednak Deckard wyciągnął jakąś lekcję ze
starcia z androidami, to czy uczynienie go na koniec androidem nie osłabia jedynie wymowy
filmu?
Do życzenia pozostawia także sposób wykonania tego zwrotu. Około 40-tej minuty pojawia się
kilkusekundowy sen Deckarda z jednorożcem (bez żadnego uzasadnienia fabularnego,
symbolicznego, bez żadnego komentarza). Przez ponad godzinę nie ma żadnych przesłanek, że
Deckard mógłby być androidem, żadnych egzystencjalnych wątpliwości. Raptem na koniec
pojawia się jednorożec origami. Inaczej mówiąc: "Mrugnij, a nie zrozumiesz filmu" albo
"Pamiętasz tego jednorożca sprzed godziny? Nie? To nie zrozumiesz filmu."
Nie bez zażenowania przyznaję, że zakończenie "Łowcy androidów", które kiedyś uważałem za
znakomite, dziś oceniam jako samobój twórców filmu.
A Wy jak uważacie? To genialna wolta, odwracająca sytuację na końcu? Czy może mącenie w
kałuży, by wydała się głębsza?
Deckard reprezentuje ludzki punkt widzenia, to że jest androidem może wg mnie być tylko jeszcze bardziej ciekawe. Takie postawienie sprawy rodzi pytanie o istnienie androidów ludzkich nawet bardziej niż sam człowiek. Poza tym nigdy nie analizowałem Blade Runnera pod kątem filozoficznym, a s-f, które stoi na genialnym poziomie technicznym i posiada świetną fabułę. Scott rysuje także świetny portret miasta przyszłości, jeden z najciekawszych w ogóle. Dlatego ta Twoja 6 mnie mocno razi. Już opening wgniata w fotel, świadczy o tym że jest to nietuzinkowe kino. Jeśli miałbym równać dzieło Scotta to do Kubricka (ogromna rola muzyki, wybitne zdjęcia, wspomniany opening czy po prostu dopracowane do perfekcji poszczególne sceny).
"Pojawia się spore zamieszanie w postaci głównego bohatera."
Gdyby to był film jedynie o Deckardzie to zgodziłbym się z tym, ale nim nie jest.
"Przez ponad godzinę nie ma żadnych przesłanek, że Deckard mógłby być androidem, żadnych egzystencjalnych wątpliwości."
Patrząc na wytrzymałość Deckarda podczas walk trzeba było brać pod uwagę, że nie jest on człowiekiem. Nie wyglądał on przecież jak Rambo czy inny Conan. Dodatkowo działa on sam, czy jako człowiek poradziłby sobie z kilkoma androidami?
Po kolei.
"Deckard reprezentuje ludzki punkt widzenia, to że jest androidem może wg mnie być tylko jeszcze bardziej ciekawe."
Chętnie usłyszałbym jakieś rozwinięcie tematu. Pomijam już to kłopotliwe "człowieczeństwo" androidów, bo to temat rzeka. Ale jakim cudem Deckard jako android reprezentuje ludzi?
"Scott rysuje także świetny portret miasta przyszłości, jeden z najciekawszych w ogóle. Dlatego ta Twoja 6 mnie mocno razi. Już opening wgniata w fotel, świadczy o tym że jest to nietuzinkowe kino."
Moja ocena jest wypadkową różnych aspektów tego filmu, a nie tylko miarą "czepialstwa". Fascynująca wizja miasta, łącznie z imponującą panoramą na początku, to chyba największy atut tego filmu i moja ocena oczywiście go uwzględnia. Nie chcę teraz dyskutować o ocenie ogólnej filmu, choć nie zamierzam uciekać o takiej dyskusji. Obawiam się jednak, że przybliży nas ona do rozwiązania problemu, który postawiłem.
"Gdyby to był film jedynie o Deckardzie to zgodziłbym się z tym, ale nim nie jest."
A jaki jest związek między udziałem bohatera w fabule, a nielogicznościami w jego portrecie? Gdyby Deckard występował tyle czasu co Travis w "Taksówkarzu", to już byłby problem?
"Patrząc na wytrzymałość Deckarda podczas walk trzeba było brać pod uwagę, że nie jest on człowiekiem. Nie wyglądał on przecież jak Rambo czy inny Conan. Dodatkowo działa on sam, czy jako człowiek poradziłby sobie z kilkoma androidami?"
Przyznam, że nic z tego nie rozumiem. Piszesz, że należało się spodziewać tożsamości Deckarda, bo nie wygląda jak Rambo. A z drugiej strony sukces w wykonania zadania też świadczy, że był androidem? No więc tak:
1. Takie postaci jak Rambo czy Conan są właśnie odrealnionymi bohaterami, którym bliżej do "nadczłowieka" Roya Batty'ego. Deckard jako fajtłapa jest chyba bardziej ludzki?
2. Wszystkie zlikwidowane androidy poradziły sobie z Deckardem, bardziej jak z natrętną muchą, niż z groźnym zabójcą. Deckard mógł zginąć na 10 różnych sposobów, a życie zawdzięcza tylko głupocie androidów i sporemu szczęściu. Jako człowiek mógłby mieć zrozumiałe trudności, choć kłóciło by się to z bajkami, które Bryant o nim opowiada. Tylko czy taka niekompetencja jest możliwa w przypadku androida, stworzonego do łapania innych androidów?
Jeżeli chodzi o te "wątpliwości egzystencjalne", to miałem na myśli coś powiązanego z historią Rachel (czysto hipotetycznie, bo przecież filmu się nie zmieni). Rachel mówi ciekawą rzecz, odnośnie gry na pianinie, coś w stylu "Umiem grać na pianinie, ale nie wiem, czy to moja umiejętność, czy siostrzenicy Tyrella". U Deckarda ta sytuacja wygląda wręcz odwrotnie: "Bryant opowiada o mnie jakieś legendy, a ja ciągle dostaję wpier.dol. Może coś jest ze mną nie tak?" A może Deckard jest tylko kiepskim klonem prawdziwego bohatera? Kto to wie ;)
"Chętnie usłyszałbym jakieś rozwinięcie tematu. Pomijam już to kłopotliwe "człowieczeństwo" androidów, bo to temat rzeka. Ale jakim cudem Deckard jako android reprezentuje ludzi?"
Jako jedyny jest święcie przekonany, że jest człowiekiem więc jest przykładem doskonałego androida (oczywiście zakładam, że nim jest, w końcu Scott tak powiedział no i to trzeba przyjąć za pewnik w naszej dyskusji bo inaczej mogłaby ona nie mieć sensu) dlatego też traktuje go jako reprezentanta ludzi. Po prostu gdyby był człowiekiem działałby tak samo - zakochałby się w Rachel, zabijałby bez skrupułów, dostawałby łomot od każdego androida itd. Ma zalety i wadę takie jak człowiek właśnie. Pozostałe androidy mają ogromny "ból głowy". Wiedzą bowiem, że ich życie nie jest długie (nie wiem, może Deckard żyje tylko kilka lat i już mu wiele nie zostało tylko że o tym nie wie) a życie tak przyjemne i to jest dla nich problem. Może dla Ciebie to trochę idiotyczne ale dla mnie może istnieć sytuacja gdzie nie ma starcia ludzi, a mimo to jeden z bohaterów reprezentuje ludzi. Deckard jako android, ale "tylko" fizycznie nie mentalnie.
"A jaki jest związek między udziałem bohatera w fabule, a nielogicznościami w jego portrecie? Gdyby Deckard występował tyle czasu co Travis w "Taksówkarzu", to już byłby problem?"
Idealnie zrozumiałeś moją wypowiedź. W sumie to nawet Scott zmienił tytuł, który mówi nam o bohaterze, ale różnie to z tytułami bywa - raz mają gigantyczne odniesienie do fabuły innym razem nie. Tak więc sądzę, że gdyby Deckard występował tyle co Travis to byłby problem. Prowadzi proste śledztwo, które mimo to błyskawicznie i szczęśliwie prowadzi go do każdego z androidów. Można by wydłużyć film i zrobić bardziej ciekawy wątek kryminalny. Tylko czy to dodałoby wartości filmowi? Wg mnie nie. Dlaczego zakładasz, że widz musi wiedzieć sporo o przeszłości i charakterze naszego bohatera? Gdyby reżyser przykładowo pokazał, że legenda Deckarda to wszczepione wspomnienia czy pokazał przyczynę zatrudnienia Deckarda przez Bryana i Gaffa to film sporo by zyskał? Na pewno byłby bardziej logiczny w sensie stricto, jednak dynamika mogłaby na tym ucierpieć a i gatunek s-f to taki w którym liczą się bardziej następstwa aniżeli przyczyny.
"Przyznam, że nic z tego nie rozumiem. Piszesz, że należało się spodziewać tożsamości Deckarda, bo nie wygląda jak Rambo. A z drugiej strony sukces w wykonania zadania też świadczy, że był androidem? No więc tak:
1. Takie postaci jak Rambo czy Conan są właśnie odrealnionymi bohaterami, którym bliżej do "nadczłowieka" Roya Batty'ego. Deckard jako fajtłapa jest chyba bardziej ludzki?
2. Wszystkie zlikwidowane androidy poradziły sobie z Deckardem, bardziej jak z natrętną muchą, niż z groźnym zabójcą. Deckard mógł zginąć na 10 różnych sposobów, a życie zawdzięcza tylko głupocie androidów i sporemu szczęściu. Jako człowiek mógłby mieć zrozumiałe trudności, choć kłóciło by się to z bajkami, które Bryant o nim opowiada. Tylko czy taka niekompetencja jest możliwa w przypadku androida, stworzonego do łapania innych androidów?"
Moja teoria jest taka. Deckard można rzec to człowiek w androidowej skórze dlatego wygląda marnie pod względem tężyzny, nie ma wielkiej siły, a jego atuty to spryt i inteligencja. Dlatego w każdej walce, wydaje się że ma szczęście a może po prostu jest takim typem zabójcy który tylko gdy nadarza się okazja od razu zabija. Ktoś miał pretensje np. o tańce Pris, która powinna zabić Deckarda (no właśnie powinna? Model przyjemność jaką była Pris nie za bardzo kojarzy się z szybkim zabijaniem, woli sobie potańczyć przy ofierze, radować się życiem). Efekt jest taki, że Deckard szybko załapał i zlikwidował przeciwników - to w jakim stylu to zrobił bardziej zrównuje go do człowieka mimo, że to "tylko" android doskonały.
" A może Deckard jest tylko kiepskim klonem prawdziwego bohatera? Kto to wie ;)"
Jak dla mnie to by mogło mieć sens. Kiepski bohater to i wspomniane kiepskie śledztwo itd.
Nie będę wklejał pełnych wypowiedzi, żeby nie rozdmuchiwać postów do jakichś monstrualnych rozmiarów.
"Jako jedyny jest święcie przekonany, że jest człowiekiem więc jest przykładem doskonałego androida..."
Chyba już rozumiem, do czego zmierzasz (choć nie zgadzam się z tym). Twierdzisz, że Deckard reprezentuje ten "pierwiastek ludzki", ponieważ sam uważa się za człowieka. Ja jednak sądzę, że on funkcjonuje według zasad, jakimi go stworzono. Postaci androidów nie są jakoś precyzyjnie wytłumaczone od strony psychologicznej czy technicznej, sprowadzone są głównie do roli symbolicznej (o której już wspomniałem). Nie umiem ocenić postępowania androidów tak, jak oceniam uczynki ludzkie, bo nie wiem czy androidy mają moralność, zdolność rozróżniania dobra od zła itd. Jakby w ostatnich sekundach filmu ocena postępowania Deckarda zostaje anulowana na zasadzie "Nie możesz oceniać Deckarda, bo to tylko android". Jaka więc płynie z tego filmu refleksja nad stanem człowieka?
"Idealnie zrozumiałeś moją wypowiedź..."
Może zrozumiałem, ale zupełnie odbiegamy od tematu. Konsekwencja w budowaniu postaci nie zależy jej rozmiaru, udziału w fabule. Każda, nawet najmniejsza rola powinna spójnie zbudowana.
I wcale nie chodziło mi o rozwinięcie wątku kryminalnego. Wręcz przeciwnie - ten film zajmuje głównie kwestia kryminalna i nie starcza miejsca na jakieś poważniejsze rozważania. Skoro pojawił się już "Taksówkarz" jako przykład z pogranicza kryminału i kina artystycznego. W filmie Scorsese znalazło się miejsce na wątek kryminalny, fascynującą psychologię bohatera, komentarz społeczny, polityczny. A u Scotta? Głównie Deckard snujący się w poszukiwaniu kolejnych androidów do odstrzelenia.
Zależy od wersji.
W wersji producenckiej - replikant dowodzi swego człowieczeństwa
W wersji reżyserskiej - nie.
I to jest ogromna strata dla filmu.
Niestety w wyniku, perfidnej dodajmy sugestii Ridleya, że Deckard nie jest człowiekiem, lecz androidem, a właściwie replikantem (za pomocą snu o jednorożcu i przyniesionego mu do domu origami o kształcie jednorożca sugerującego, że sen został mu wdrukowany) film traci swoje... człowieczeństwo.
Bo czyż nie tego dowodzi robot Roy Batty ratując od śmierci... człowieka, który mu zagraża?
Swojego człowieczeństwa.
Dopóki Deckard jest człowiekiem to scena wielka, pełna humanizmu.
W momencie gdy Deckard okazuje się androidem scena traci jakiekolwiek znaczenie. No, bo co może oznaczać, czego dowodzić, że jeden replikant ratuje drugiego?
Niczego.