nie tylko wśród filmów s-f. przepiękny. co do zgodności z nowelą - uwielbiam dicka, ale film sięga dalej. gdybyż tylko lynch wpadł na pomysł zrobienia ubika ;)
Zależy od wersji.
W wersji producenckiej - replikant dowodzi swego człowieczeństwa
W wersji reżyserskiej - nie.
I to jest ogromna strata dla filmu.
Niestety w wyniku, perfidnej dodajmy sugestii Ridleya, że Deckard nie jest człowiekiem, lecz androidem, a właściwie replikantem (za pomocą snu o jednorożcu i przyniesionego mu do domu origami o kształcie jednorożca sugerującego, że sen został mu wdrukowany) film traci swoje... człowieczeństwo.
Bo czyż nie tego dowodzi robot Roy Batty ratując od śmierci... człowieka, który mu zagraża?
Swojego człowieczeństwa.
Dopóki Deckard jest człowiekiem to scena wielka, pełna humanizmu.
W momencie gdy Deckard okazuje się androidem scena traci jakiekolwiek znaczenie. No, bo co może oznaczać, czego dowodzić, że jeden replikant ratuje drugiego?
Niczego.
Zgadzam się. Jednak jest jeszcze "atmosfera", nie jako słowo-wytrych ale pełnoprawny aspekt oceny dzieła (od jakiejś dekady zupełnie "legit" w analizie performatywnej). Jest w tym filmie jakiś oddech, który sięga bardzo daleko, poza horyzont