Fabuła jak to zwykle w spaghetti - nie powala, a pierwsza połowa filmu (poza świetnym otwarciem) jest dość słaba. Dopiero kiedy rywalizacja między głównymi bohaterami jest bardziej widoczna film wciąga mocniej. A rywalizacja w sumie całkiem ciekawa, bo o to kto pierwszy zemści się na wspólnym wrogu. John Phillip Law jako Bill był chyba jeszcze bardziej drewniany niż Franco Nero w "Django". W tym drugim nadrobione zostało to ogromna ilością kiczu i nieprawdopodobieństw (nawet jak na spaghetti). W "Śmierci..." jest za to świetny Van Cleef i muzyka Morricone. Ogólnie film całkiem dobry, dodatkowy plusik za ciekawy finał, który wygląda nawet jak pojedynek.