Nie wiem jak robi to ekipa kręcąca te filmy ale mimo tego że wszystkie filmy o bondzie to jedna, ciągle ta sama historyjka, opowiedziana na 20 róznych sposobów, film mi się podobał - może dla tego, że jestem w pewnym sęsie fanem gatunku, jaki filmy o bondzie tworzą same dla siebie. Poprostu lubię te przegięte sceny, których w "śmierć nadejdzie jutro" nie brakuje - miło spędzone pare godzin w kinie, w przeciwieństwie do większości innych filmów ostatnio. w skali 1 do 5 bond dostaje 4 (tylko 4 bo to że bond pływał na serfingu zrobionym z kadłuba superodrzutowego samochodu trzymając spadochron, po fali stworzonej przes odłamany od lodowca promieniem skoncentrowanego światła słonecznego nakierowanego z satelity fragment lodu wielkości pałacu kultury - to już małe przegięcie)