Po projekcji "Die Another Day" naszła mnie tylko jedna myśl: czy od tej pory każdy następny film o Bondzie będzie nastawiał sie na jeszcze większą ilość kosztownych gadżetów niż poprzedni? Czy reżyser sądzi, że niewidzialnym astonem martinem i kolcem w bucie (nie zapominając też o tej mocarnej obrączce która kruszy kuloodporne szkło) - mimo faktu, że olał zupełnie fabułę - zapewni sobie kina pełne podnieconych fanów pana Jamesa? Nie sądzę. Już teraz, po "śmierć nadejdzie jutro" fani (do których ja nigdy nie należałam, nie należę i z tego co widzę nie będę należeć) srodze się zawiedli i boję się myśleć, co będzie później.
Zawiedli się... No nie wiem, bo film pobił dotychczasowy rekord Bondów o jakieś 80 mln dolarów... I niby w którym miejscu fabuła jest gorsza niz np. w poprzednim odcinku?