Szczerze mówiąc oglądnąłem go przypadkiem bo z zamysłu chciałem pożyczyć inny film o tym samym tytule. Gdy zobaczyłem wycenę tego "arcydzieła" na filmwebie załamałem się - Ale kichę pożyczyłem...
Jednak nie było tak źle. Film przypomina połączenie piątku trzynastego, krzyku i teksańskiej. W sumie nie wniósł nic szczególnego ale nawet fajnie było popatrzyć jak facet świruje oraz zarzyna z wielkim rozmachem. Na tyle wielkim, że reżyser pewnie celowo poszerzył obsadę o drugi podrzędny obóz wczasowiczów bo zarzynka szła zbyt szybko ażeby starczyło mięsa na przewidziane 85 minut. Technologia jaką posługiwał się morderca również robiła wrażenie.
Były też całkiem fajne scenki - latające kilofy, gigantyczny skręt, no i pudelek rozgnieciony jak pomidor.
Zastanawia mnie tylko jaka potrzeba kieruje ludźmi by oglądać takie filmy?