Na pewno dla tego, że była o wiele bardziej subtelna. „Żeby nie było śladów” traktujący o ludziach po jednej i po drugiej stronie barykady w niezwykle ludzki, charakterystyczny dla reżysera sposób, jednak nie unikając łopatologii i niezwykle czarnych charakterów. Ten film opowiada bardziej o długofalowych skutkach śmierci Grzegorza Przemyka niż o nim samym. Cudowna realizacja, wybitne aktorstwo, trochę dłużyzn.