Zapamiętałem go jednak jako nieco lepszy film, a oglądałem go za pierwszym razem jakieś 10 lat temu. Wciąż uważam, że jest to bardzo solidna ekranizacja i na pewno jeden z najlepszych horrorów w tamtym roku, ale teraz już po przeczytaniu opowiadania Kinga, to drugie uważam za lepsze.

Film wciąż broni się swoją własną wizją i własnymi wstawkami w porównaniu do książkowej wersji. Są one na ogół przemyślane. Wiadomo, że tak krótkie opowiadanie, które zaczyna się już od momentu przyjścia pisarza do hotelu z tytułowym 1408, trzeba było odpowiednio rozbudować jeśli zamierzało się stworzyć na jego podstawie pełnometrażowy film. I moim zdaniem zrobiono to raczej bez zarzutów. Zmieniono ogólnie dużo rzeczy, ale większość głównych motywów pozostała.

Słyszałem, że w wersji oryginalnej film kończy się podobnie do opowiadania. Ja oglądałem jednak "Director's Cut" ze znacznie zmienionym zakończeniem, które mimo to było w porządku - przynajmniej mnie trochę zaskoczyło.

W filmie świetną robotę robi John Cusack, który sprawnie przeniósł na ekran postać Mike'a, ale bardzo dobrze prezentują się też wszelkiego rodzaju efekty specjalne - tutaj dużo pomysłowych scen, które potrafią przyspieszyć bicie serca. Z drugiej strony tutaj zarysowuje się pewna granica między książką a filmem, która moim zdaniem pokazuje delikatną przewagę tej pierwszej. W pewnym momencie miałem wrażenie, że trochę za dużo się to wszystko skupiało na efektach, a za mało działo się w samej historii... nic dziwnego, że u Kinga zajęła ledwie kilkadziesiąt stron, tutaj czuć, że wyciśnięto z niej chyba maksimum. Po prostu uważam, że opowiadanie było jednak trochę subtelniejsze i ta groza była bardziej niewysłowiona (tak, Lovecraft mi się włączył...) Prosiła raczej żeby samemu się domyśleć, co się z bohaterem mogło zadziać, a nie pokazywała nam wszystkiego jak na tacy.

To moje jedyne zastrzeżenie, ale przyznać muszę, że i tak jest to dobrze nakręcony horror, który również i fanów Kinga nie powinien zrazić.

Moja ocena: 7/10.