Na szczescie w koncu w prasie fantastycznej, napisana przez rzetelnego felietoniste, znalazlem opinie jasno mowiaca, ze "OK2001" jest filmem nudnym. Dzieki temu wyzbylem sie ponurego wrazenia, ze to "wielkie dzielo" wymaga wynoszenia jak piedestaly, jak Slowianski w "Ferdydurke". I ze kto tak nie robi, ten jest prostak i cham.
Troche mnie dziwi i przeraza to, ze ludzie po obejrzeniu tego - jednego! - filmu nagle odzyskuja wiare, zmieniaja swoj swiatopoglad, odnajduja nowy sens w zyciu, itd. Nie dlatego bynajmniej, ze takie efekty sa same w sobie zle. Wprost przeciwnie. Ale jak podatnym na wplywy trzeba byc, zeby zawierzyc jednemu filmowi? Zwlaszcza, ze Clarke, autor scenariusza, w swojej ksiazce cytuje Kubricka. I tenze cytat, wygloszony w trakcie prac nad fabula, brzmial: "Chce zrobic typowy, dobry film sci-fi". Nie: "biblie", nie: "traktat filozoficzny" tylko "typowy dobry film...". Wiec jesli autor nie widzial w tym zadnej glebii, czy jest sens, zeby widz jej sie doszukiwal?
Poza tym, na mdlosci mnie bierze, jak slysze "najlepszy film sci-fi, ba, wszech czasow w ogole". Nie wam decydowac, niestety, dobrzy ludzie, co ma byc dla wszystkich najlepsze. Kazdy ma swoj gust, swoja glowe i swoje zdanie. I to, ze "Odyseja..." mi sie nie podoba, nie daje nikomu zadnego prawa do wyzywania mnie od glupkow czy gownojadow. Ten, kto to robi, tylko poniza sie i psuje dobre imie filmu.
Poza tym, jesli juz bawic sie w takie rankingi wszech czasow, to w kategorii ogolnej najczesciej wygrywa "Obywatel Kane" a w fantastyce "Blade Runner". Tyle klasyfikacji.
I na koniec: nie wiem, czemu wielominutowe ujecia "tanczacych" planet czy stacji kosmicznej, przy akompaniamencie muzyki klasycznej, maja akurat byc wielkim atutem filmu. Zeby nie bawic sie w zbytnie zlosliwosci, powiem tylko, ze ta muzyka brzmiala rownie dobrze i bez filmu. A w filmie zarzyna dynamizm. Podobnie jak robia to niejasnosci fabularne - chocby sygnal wyslany z monolitu na koniec drugiej czesci filmu. Zreszta samo to pociecie na trzy nieskladne czesci zreszta wyszlo o wiele gorzej niz w ksiazce, i to fakt niezaprzeczalny.
Przez jakis tam szacunek dla technicznej strony filmu i kilku fabularnych smaczkow ocenilem film na 6, ale jestem daleki od zachwytu. Kazdego, kto chcialby z tego wzgledu powatpiewac w moja inteligencje, zapraszam do inteligentnej dyskusji. Prosze probowac mnie przekonac, ze sie myle.
Bluzgi pewnie zignoruje...
I na koniec, do wszystkich fanow filmu, ktorzy mogliby sie poczuc urazeni: Logiczna konsekwencja mojego wywodu jest to, ze nie kwestionuje Waszej inteligencji. Wasz gust to Wasz gust i nie chce Was z niego rozliczac. Po prostu szanujcie moj. Bo z tego forum mozna wyniesc smutny wniosek, ze nie zawsze tak jest...
*_*_*
Nie widzisz nic ciekawego w "Odysei"?
A chociażby koncepcja, że inteligencja na Ziemi rozwinęła się nie sama w sobie, ale pomogli nam przyjaciele z kosmosu?.. No i ten wątek kryminalny - zbuntowany komputer, robiący załogę w konia.. miodzio!
Sama końcówka różni się sporo klimatem, ale generalnie film mi odpowiadał i po zobaczeniu go nie czułam, że straciłam czas. A czekałam na "Odyseję" długo (czyli brak czynnika zawodu w wyniku robienia sobie smaka przez długi czas - to na plus).
Co do rankingów wszech czasów.. może i czasem "Obywatel Kane", ale jak nie on, to "Ojciec Chrzestny" - nie zapominaj o tym!! :P
Ja już dawno pozbyłam się złudzeń co do poziomu na różnych forumach. Można jedynie próbować tego poziomu nie zaniżać, o co się staram :) Generalnie jednak też nie warto się zbytnio przejmować, że niektórzy forumowicze nie mają absolutnie nic do powiedzenia i koniecznie muszą się tym pochwalić.
Nie odpowiadasz na bluzgi? Cholera, no to poskromię swoją klawiaturę, bo mnie nie przeczytasz :P
Odp
No prosze. Sam poczatek Twojego wpisu i juz bzdura jak sie patrzy :)
Uzylem wczesniej stwierdzenia "smaczki fabularne". A to wyklucza sie z Twoja teoria, ze nie widze w Odysei nic ciekawego. Ocenilem film na 6 - to tez jest z lekka pozytywny akcent. Zreszta wlasnie "malpi" epizod byl chyba najciekawszy. Watek krymitalny w ksiazce wypadl lepiej.
U mnie czynnik zawodu byl, i to jak diabli. Bo co sie naczekalem i nasluchalem to moje. A bylo tego duzo.
Przeciwko "Ojcu Chrzestnemu" nic nie mam. Ale to nadal nie "Odyseja..." :)
Poziomu tez sie staram nie zanizac, a od bluzgania sie nawzajem mamy tlena i GG, nieprawda? ;P Inna sprawa, ze na koncu posta to juz sobie moglas, bo i tak przeczytane bylo cale :)
_-^(@,@)^-_
Czyli wydusiłam z ciebie tyle, że "Odyseja" nie była taka totalnie nieudana.. zawsze coś :/
Koniec posta. Teraz mam bluzgać. Cholera, nic nie wymyślę chyba.. jeszcze by mnie cenzura dopadła :P
-&6^*3##q@""-------:P~abc$43$#$%@
"Odyseja" nie byla zla jako ksiazka, film wykonano dobrze ze strony technicznej, niezle przedstawiono postac HALa . Daloby sie dodac kilka rzeczy.
Co i tak nie zmienia faktu, ze dynamizm sie rwie, a sceny nie sa tlumaczone widzowi, co prowadzi do blednych teorii. A zalete to sie da znalezc w kazdym filmie :)
Przyklad bluzga:
"Co to ma byc, psia matka?"
"Pomyslalbys, motyla noga, nim cos napiszesz."
Teraz masz juz jakis punkt wyjscia :)
_-^(@,@)^-_
Doczepię się do jednego. Mógłbyś mi wytłumaczyć koncepcję błędnych teorii? Czy nie jest ciekawiej, jeśli każdy widz odbiera film inaczej? Inaczej interpretuje?
Zamień "błędne" na "odmienne". Tak jest ciekawej! A nie tylko ograniczać się do: Rambo zabił siedemnastu gości - tu jest klarowność interpretacji i to jest zwyczajnie nudne.
Jeśli coś jest niejasnego, możesz sobie tłumaczyć jak ci wygodniej, wtedy film powinien trafić do ciebie lepiej, powinien ci być bliższy.. grr. Może nie ten film. Nie przekonam cię. Spróbuj jednak spojrzeć na to inaczej.
Może kiedy po sesji odświeżę sobie w pamięci Dzieło Kubricka, spróbuję cię poprzekonywać jeszcze. Ale to zależy też od samej sesji.. :P
I nie wmotylaj mnie, bo cię, gąsienico, zmotylę jak się patrzy!!
jak mam logicznie odpowiedziec na TAKI temat?
Ksiazka dosc jasno precyzowala sens historii a interpretacji mozna sie bylo dopuszczac dopiero miedzy wierszami. Kubrick ta swoja niby-mistyczna forma wywalil cala glebie historii jak, nie przymierzajac, pewien punkt intymny na krzesle ginekologicznym :/ A taki slideshow jak pod koniec, to juz w ogole paranoja...
"Rambo" to fatalny przyklad ale zdajesz sobie z tego sprawe, wiec co ja bede tlumaczyc... Ja lubie filmy, gdzie historia jest klar. Tak, zeby przy pierwszym ogladaniu ona wciagala. Ale gdzie przy kolejnych seansach odkrywasz warstwy. Jak w cebuli , albo torcie:)
Obiecuje, ze jesli zalicze semestr, to obejrze SO2001 jeszcze raz i zobacze, jak bede ja odbierac przy drugim seansie.
Okay?
_-^(@,@)^-_
No okay. Umówimy się jeszcze, żeby wspólnie oglądać "Odyseję", będzie ciekawiej ;) Choć z drugiej strony, jeśli jesteś absolutnie przekonany do swojego zdania, nie ma sensu męczyć się po raz drugi przez te ponad dwie godziny. Kubrick jest specyficznym reżyserem, ma baaardzo specyficzny styl, widać nie jest dla ciebie.
Lyncha też nie poważasz.. człowieku, co z ciebie za kinomaniak wyrośnie? :P
Posłużyłam się przykładem Rambo, żeby odróżnić styl tych dwóch filmów. Jeden sobie może być tortem, ale drugi w sposób najoczywistrzy - nie.
@-<--< ....:P
Zapraszam do Gdanska, tak pod koniec lutego. Mam kopie OK2001, czekajaca na wlaczenie :P Mam ochote ja obejrzec raz jeszcze, zeby wyrobic sobie jednoznacznie negatywne zdanie lub uzyskac nieco przychylniejsze, odkrywajac to, czego nie dane mi bylo ujrzec wczesniej :)))) To, ze pierwszy wariant jest duzo bardziej prawdopodobny, to juz inna sprawa...
Czemu niby kinomaniak musi obowiazkowo lubic Kubricka, Lyncha... Traci to rasizmem. To, ze swiat bylby nudny, gdyby wszyscy lubili to samo, rozni ludzie w roznych sytuacjach mowili tyle razy, ze az wstyd powtarzac. Dla mnie kinowa pierwsza liga to Tarantino, Aronofsky, Nolan... ( Monty Python to zupelnie inna parafia, wiec ich tu nie wsadzam :P ) Shyalaman czy Singer mieli wielkie momenty, za ktore tez ich oceniam wysoko. Z tego wszystkiego wybija styl robienia filmow, jaki lubie. Nie ma tam miejsca dla pretensjonalnego Lyncha i zbyt egoistycznego Kubricka.
Byc moze po obejrzeniu "Czasu apokalipsy" i przypomnieniu sobie cylko "Ojca chrestnego" dodam jeszcze na te liste Coppole. Ale poki co to nic ponad przypuszczenie, z logicznych wzgledow :)
A tak juz calkiem poza tym, nie powiedzialem, ze nie powazam Lyncha. Szanuje go bardzo za to, ze potrafil przekonac ludzi do czegos takiego jak "Lost Highway" czy "Mullholland Drive". BUAHA...
I na koniec: Dlaczego "Odyseja kosmiczna 2001" nie moze byc tortem? Nie badzmy az tak surowi wobec tego filmu. Niby jest slaby, no ale cos tam w nim w koncu ludzie widza... :P
_-^(@,@)^-_
Pod koniec lutego mam poprawkę z algebry, więc będę trochę zajęta, ale może wykroję trzy godzinki na film w Gdańsku :) Ty załatwiasz teleport.
Nie chodzi o to, że każdy kinomaniak musi lubić Kubricka i Lyncha, ale że statystyczny lubi. Te nazwiska są powszechnie uznawane na wielkie w.. branży.. dlatego się z tobą przekomarzam :) (hm.. zastanawia mnie źródłosłów tego określenia..)
Coppola jak najbardziej, proszę cię, jak nie Kubrick to niech będzie Coppola!
Zauważam w twym komentarzu pewien cynizm, którym ostatnio emanujesz.. zrzucam to całkiem szczerze na karb sesji. Mnie Lynch osobiście też nie przekonuje.. zbyt udziwniony, po prostu nie łapię jego toku myślenia. Ale Kubricka uwielbiam! :D
Ależ widzą ludzie coś w "Odysei". Zaręczam, znam taką jedną ludzię, która widzi całkiem sporo.
Aha. Jeszcze jedno.. Pomyslalbys, motyla noga, nim cos napiszesz.
_-^(@,@)^-_
Hmm... Moje pol teleportu dziala bez zarzutow. Z Twoim musi byc cos nie tak... MASZ JE JESZCZE, PRAWDA?
Nie jestem statystyczny. Ale to tylko jedna z moich wad :-P
Wielkie nazwisko to ma np. Cruise - przewaznie tak z pol plakatu potrzeba, zeby je zmiescic :-D
Zastanawia mnie, czemu uwazasz, ze jestem cyniczny? Chodzi o nazwanie Lyncha pretensjonalnym, a Kubricka egoistycznym? Sorki, to nie wina sesji. To ogolnie moje zdanie. Inna sprawa, ze cyniczny tez jestem z natury.
Coppola - po pierwszym "Ojcu chrzestnym" jest bardzo pozytywnie. Dzis wieczorem drugi. Jesli w najblizszych dniach "obsluze" tez "Czas Apokalipsy" to moze i pojawi sie nowe nazwisko w moim panteonie gwiazd. Po jednym filmie nie... Nie wypada robic glupot tylko po, zeby komus sprawic przyjemnosc :>>>>>>
I tak odnoscie jeszcze jednego. Co napisalem az tak zle, ze warto mi w zwiazku z tym zwracac uwage?
_-^(@,@)^-_
Jasne, jasne. Dobrego teleportu się nie wyrzuca. Tym bardziej połowy, która jak wiadomo przydaje się bardziej.
Oh, nie bądź statystyczny! A Cruise'owi wszystko powtórzę, jak tylko go spotkam!!
Co do cynizmu.. chyba mnie ubodło, że stanąłeś w opozycji do Lyncha i Kubricka. Masz prawo, nie neguję tego, ale trąci to cynizmem. Tak jakbyś nie widział serialu "Twin Peaks".. no dobra, to przegięcie, bo wiem, że nie widziałeś :P Po prostu nie moof hoop. Kubrick też miał swoje momenty, nie zrażaj się :) Przemęcz wszystkie jego filmy :)))))))
I jak Coppola, jak jak? :D
Eh. Nic aż tak złego nie napisałeś. Zwróciłam ci uwagę tylko dlatego, że to był koniec posta i miałam bluzgać. To bluzgnęłam :P
_-^(@,@)^-_
To widzimy sie w Gdansku.
Cruisowi mozesz przekazac, ale mysle, ze on widzial te plakaty :-) Niektore przynajmniej.
Wkrotce bede przemeczac "Dr Strangelove" i drugie pol "Mechanicznej pomaranczy" :-D
Coppola po drugim "Ojcu..." troche stracil. "Czas apokalipsy" za niedlugo.
Kurza pieta!
Koniec.
Jak to drugie pół Mechanicznej Pomarańczy?!?! Filmównie dzieli sie na połówki - zwłaszcza TAKICH :) Ja bym nie mógł zasnać, nim nie obejrzałbym do końca :))
Gdy "przemeczysz" całość (wiem, że to "cynizm", ale ja bym tak nigdy nie powiedział o żadnym z filmów - wyłączając rambo - których tytuły pojawiły sie w tym wątku; dla mnie byłoby to blużnierstwo... :) ), doczytaj jeszcze ostatni rozdział, bo Sterylny Wirtuoz Stanley K. kręcił film na podstawie wydania amerykańskiego, krótszego o... rozdział zawierajacy puentę. Ale moze Ciebie to niezbyt interesuje, jeśli nie przepadasz za panem K. ... nie zawracaj sobie głowy :))
A Lynch, gdy się go lepiej "pozna", staje się zrozumiały. Oczywiscie o ile naprawdę zanurzysz się w jego swiat. Dla mnie "fikcja" ważniejsza jest niz "realność" - głownie z winy eskapistycznego charakteru, po troszę ze świadomego wyboru. Ma to oczywiscie liczne wady, ale - żeby być bardziej konkretnym - takie np. Mulholland Drive siedzi we mnie od kinowej premiery i całkiem ładnie sie poukładało :)
Choć akurat Lyncha nie trzeba w pełni rozumieć, by lubić. To przede wszystkim twórca dla metafizyków, osób wierzących w "more than this", a zarazem kochających w świecie pierwiastek tajemnicy, coś czego nie zrozumieją nigdy w stu procentach, a nawet nie bardzo chcą zrozumieć... przedkładających romantyczny (w sensie historii sztuki) obraz świata nad oswieceniowym...
Z resztą Lynch realizuje... nie... juz starczy... Zacząłem rozgadywać sie o Davidzie, a jak teraz nie przestane, to bedzie coraz trudniej to urwać :))))
Tak w ogóle przepraszam, że wtrącam sie do takiego ciekawego dialogu z... wątkiem emocjonalnym gdzieś w trzecim planie... ;) Życzę Wam obojgu duzo szczescia!
Trzymajac się ustalonych powyzej "zasad gry", na zakończenie powinny poleciec jakieś stonowane bluzgi... To ja moze tylko tyle, że... polecam jednak oglądanie filmów w kinie, a nie... no wiesz... (Mechaniczna pomarańcza pewnie na dwóch płytkach...(??) i to dlatego taki podział :))
Kino rządzi(!!), ale to zupełnie oddzielny temat :)
Pozdrawiam serdecznie, raz jeszcze!!
PS Podobało mi sie co napisałeś o Pasji, przynajmniej te fragmenty, które czytałem.
Z "Mechaniczną pomarańczą" sprawa była o tyle przykra, że zacząłem oglądać ten film z grupką osób, które wyraźnie postanowiły popsuć oglądanie. No i gdzieś tak w połowie zdałem sobie sprawę, że jeśli nie chcę do tego Kubricka całkiem niechęci nabrać, to muszę przerwać tu i teraz. Film został wyłączony i odłożony "na potem" (czyli na "gdy ich nie będzie w pobliżu"). Potem przyszła sesja i film niestety dalej leży tam gdzie leżał. A może stety? Zacznę od początku raz jeszcze, z pamięcią oczyszczoną z tamtego seansu.
Natomiast książkę być może kiedyś przeczytam, ale na pewno nie pod kątem dopowiedzenia sobie filmu. Film jako film ma dla mnie stanowić oddzielną i samodzielną całość. Dlatego wściekły jestem na tą "Odyseję Kosmiczną", która bez znajomości literackiego pierwowzoru pozostaje w mojej ocenie bełkotliwa. Zwłaszcza scena z monolitem i zakończenie filmu.
Lynch... Lynch to istotnie oddzielny, dość trudny temat.
Znam go w zasadzie z dwóch tytułów, i to tych świeższych: "Mullholland Dr." i "Lost Highway", dlatego trudno mi go oceniać całościowo jako artystę. Ale tymi dwoma filmami nie dotarł do mnie ani trochę... Sam "coś tam" tworzę. Mało i niemal w pełni amatorsko, fakt - ale to wyrabia w człowieku jakiś taki zmysł artystyczny... czy jak by to nazwać. Tak czy inaczej, wielu moich znajomych, którzy sami coś piszą/kręcą/tym podobne, odbiera Lyncha jako dość pustego.
Kiedyś nazwałem go socjologiem, który potrafi pokazać człowiekowi takie obrazki, jakie człowiek chce w danym momencie widzieć. I tego zdania się trzymam. Nie dostrzegam w jego tworach nic głębokiego, ani metafizycznego. Na własnej skórze - po opublikowaniu mojego tekstu w lokalnej prasie - przekonałem się, jak daleko odbiorcy mogą zajść w swoich interpretacjach. Jeśli dać im odpowiednie pole do popisu, opowiedzą historię za Ciebie.
Oczywiście bardzo chętnie wymienię z Tobą poglądy na ten temat. Jeśli komukolwiek z zewnątrz - jak teraz Tobie - uda się dobrnąć w czytaniu tej dyskusji aż do tego punktu, to raczej temat Lyncha też mu nie przeszkodzi... Nikt do nas nie będzie strzelać za zmianę tematu ;)
Z Pink Floydami, jak i z każdym innym zespołem, sprawa jest u mnie kapkę pokręcona. Ale generalnie: każdy utwór odbieram piekielnie indywidualnie. Do zapoznawania się z historią zespołu czy genezami utworów jestem diablo niechętny. ICH wariant mógłby przypadkiem zabić MÓJ. W największym skrócie: Stosunek dokładnie odwrotny jak do filmów =]
I zamykając wypowiedź (ale nie dyskusję, mam nadzieję):
Twoja uwaga o wątku emocjonalnym - a zwłaszcza życzenia szczęścia - nieco mnie zaskoczyły =] Ale pozostawię je bez komentarza =]
Tak czy inaczej, osobiście absolutnie nie mam żalu o to "wtrącenie". Wprost przeciwnie. Taki ciepły post był dosłownie balsamem na umęczoną ponad dwumiesięczną sesją duszę. Dziękuję zwłaszcza za miłe słowa odn. forum "Pasji". Nie będę ukrywać, że coś takiego zawsze czyta się przyjemnie. Zwłaszcza, gdy ktoś Cię po imieniu zupełnie gdzie indziej skojarzy. Także kłaniam się w pas.
A nawet najlepszy diwiks nie dorasta do pięt kinu. I tu się zgodzę. Chodzę tak często jak mogę =]
Pozdrawiam również, do przeczytania --- Pjotrus.
Oooo jeszcze mała adnotacja. Zauważyłem wśród Twoich ulubionych filmow "The Wall". Jeśli, jak przypuszczam, jesteś fanem twórcznosci Pink Floyd radzę poszperać bardzo dokładnie o ich zainteresowaniu 2001KO...
"...Overhead the albatross hangs motionless upon the air
And deep beneath the rolling waves in labyrinths of coral caves
The echo of a distant tide
Comes willowing across the sand..."
Jeśli ktoś przypadkiem pamięta wątek z trudnościami w załapaniu fabuły w Odysei Kosmicznej 2001 bez znajomości książki... Otóż przyznaję się bez bicia, że książki nie czytałem, a fabuła filmu nie wydała mi się szczególnie zakręcona. Tzn. nie byłą tak prosta w odbiorze jak, dajmy na to, Rambo (taki lokalny przykład), ale wyspany umysł był w stanie ją wychwycić.
Odnosząc się do tematu dyskusji (który każdy musi sobie teraz przypomnieć, bo dawno gdzieś w dyskusji zanikł) to muszę przyznać że lubię (proszę zauważyć różnicę pomiędzy LUBIĘ, a UWIELBIAM) ten film (ten, czyli Odyseję Kosmiczną 2001, choć 2010 też nawet nieźle trawię). Nie wiem, za co wypada go lubić i prawdę rzekłszy stolec mnie to obchodzi. Lubię go jako solidny film s-f. Czy jest najlepszy? Jest dobry i przy tym zdaniu będę trwał.
Źródło inteligencji na ziemi? (kolejny wątek, który się gdzieśtam przewinął) Niejaki Erich von Daniken klepie o naszym rzekomo kosmicznym pochodzeniu już od wielu lat. Napisał wiele książek, stworzył całą masę teorii, podawał nawet sporo dowodów. Szkoda, że wszystko to trochę naciągane. Popatrzeć na to można, ale przekonać się do tego już raczej nie. (i nie zarzucajcie mi, że mało czytałem, bo przeczytałem z 4, czy 5 jego książek).
Kubricka nie jestem jakimś wielkim entuzjastą (teraz wątek Kubricka), choć widziałem prawie wszystkie jego filmy. Jest ciężkostrawny... czasem można, ale nie za często i niezbyt dużo, bo może z tego wyniknąć ból 'brzucha' i niechęć do jakiegokolwiek 'pożywienia'.
Lynch? Lyncha nie lubię. Jak dla mnie jest przekombinowany. To jego ludzie uwielbiają, bo tak wypada. Sprawia wrażenie ambitnego, bo nikt nie potrafi powiedzieć, o co w jego filmach do końca chodzi. A czy ktoś rozważał możliwość, że Lynch sam nie wie o co chodzi? Że to jest jakiś bełkot? Ja właśnie jako taki bełkot traktuję filmy, które miałem okazję widzieć (kawałek Lost Highway i Mulholland Dr.).
I bardzo proszę mi nie mówić jakich reżyserów lubią maniacy filmu, czy znawcy, czy ktośtam. Bez generalizowania. Pewnie posądzą mnie o autosprzeczność, kiedy dodam od siebie, że prawdziwi, wysmakowani znawcy patrzą nie tylko na okres 1970-2004. Ale fakty są takie, że padają tu nazwiska-liście, nazwiska-gałęzie, a gdzie korzenie? Czyżby ci farbowani znawcy o nich nie słyszeli?
Interpretacje filmów? Nieszczególnie interesuje mnie co ktośtam chciał przez cośtam powiedzieć. Widzę to tak, a nie inaczej i to jest MOJE doświadczenie. Po co mi czyjeś doświadczenia, skoro one nijak się mają do moich odczuć względem tego, co widziałem? Wolę aby to co z filmu wynoszę wynikało z tego, co zobaczyłem, a nie z tego co POWINIENEM zobaczyć. Muzykę interpretuję podobnie. Ponad wszystko wystrzegam się powszechnej these days nadinterpretacji wszystkiego. Każdy jest wielkim artystą, który cośtam chciał powiedzieć. A niech to dunder świśnie (pod koniec wypada zacząć bluzgać), czy nikomu nie wolno już robić rzeczy bezsensownych? Czy wszędzie kurza stopa musi być drugie dno? Niedługo dowiem się, że Rambo jest filmem kultowym i bardzo głębokim. Kogoś zdrowo pierdyknęło w makówkę.
Na zajęcze odchody, gorrący to wątek zaiste, gorrrący.
ew. niekonsekwecje w toku myślenia mogą być wynikiem narastającej senności spowodowanej dość późną godziną... tak późną, że aż wczesną.
Ja chyba naprawdę będę musiał przemęczyć "Rambo" po raz drugi. Polecają mi go tu, polecali na forum "Mullholland Dr" bodaj. Polecali przy okazji kilku innych tytułów, których wielkości po chamsku nie uznałem.
Tak czy inaczej - biję się pierś w jednej kwestii. Nie mi oceniać było, czy Kubrick miał jakąś wizję, czy nie. Przesłanki miałem takie, jakie miałem. Zinterpretowałem po swojemu i próbowałem robić z tego absolut (a robienie Absoluta lepiej zostawić Finom, ale to już zupełnie inna kwestia...).
Nadal się trzymam jednak tego, że zabieg fabularny polegający na zagmatwaniu fabuły nie jest moim zdaniem zabiegiem dobrym. Może wychodzę przez to na człowieka prostego, ale nie widzę w tym geniuszu. Widzę jedynie przeklętą głębię pozorną, za której wytykanie palcem dostało mi się po głowie kilka razy i kilka razy pewnie jeszcze dostanie. Ale zdania nie zmienię. Filmów genialnych nie ma. Są natomiast filmy bardzo dobre, gdzie udało się zawrzeć głębię historii i pozostawić pewne fakty do interpretacji widzowi, przy jednoczesnym zachowaniu spójności i ciągłości opowiadanej historii.
Jeśli twierdzisz, że zrozumiałeś ten film, jeśli Ci się podoba - ba, nie zamierzam złego słowa powiedzieć. Wolność opinii, jak już mówiłem. Nie chciałem wcześniej generalizować, więc jeśli tak wyszlo, teraz to odszczekuję. Nie wszyscy pieją zachwyty dla tego filmu, żeby wyjść bardziej kul.
Ale opinie typu "Nie kumam za cholerę o co w tym filmie chodziło, ale jest ZAJEBISTY." interpretuję raczej dość jednoznacznie. A takich nie brak. Tu, na forum, i na żywo, od innych ludzi. Gdyby OK:2001 nie była filmem kultowym, Ci sami ludzie mówili by pewnie "Co mnie obchodzi jakieś stare g***?". I tacy sami ludzie zarzucają mi, że nie doceniając OK wolę "jeść gówno niż kawior". Więc miałem prawo się wściec...
Fajnie, że z Lynchem się zgadzamy - ale też musiała być najpierw garstka ludzi, których coś w jego socjologicznych bajędach zachwyciło. Ktoś musiał Lyncha zacząć uwielbiać z własnej woli, żeby innym wypadało. Więc w jego przypadku "tak wypada" też nie wyczerpuje tematu... Możliwość, że to bełkot, rozważałem ja. Ale inni nie chcą mnie słuchać =]
Dalej to już się w sumie zgadzam, nawet jeśli miałoby to budzić sprzeczność z tym, co wcześniej pisałem. Ostatecznie też mogę zwalić na godzinę, bo to nie jest tak, że ja już wstałem. Ja też się jeszcze nie kładłem.
Za bluzgi dziękuję, pocałuj się w... nos.
Jeżeli to forum nie spełnia twoich oczekiwań zawsze można poszukać gdzie indziej.
Podaje link (gdyż tekst jest dość obszerny) pod którym możesz znaleźć bardzo ciekawą i wnikliwą próbę interpretacji Odysei kosmicznej a nawet poruszonego tu innego tytułu Kubricka - Mechanicznej pomarańczy.
http://www.forumfilmowe.art.pl/wfa/1079097288x3x1x24
Nie czuję głębszej potrzeby wgryzania się w "Odyseję...". Także za linka dziękuję, ale za długi to tekst i za dużo czasu trzeba by mu poświęcić. Zwłaszcza, że w kwestii fanowskich interpretacji już się wypowiedziałem.
Czy forum nie spełnia moich oczekiwań? Po pierwsze, nie miałem żadnych konkretnych oczekiwań co do forum, więc trudno, żeby jakieś nie zostały spełnione. Po drugie, pretensje miałem tylko do części wypowiedzi. Sporej części, ale zawsze. Jeśli wyszło tak, jakbym generalizował, to mea culpa.
oczywiscie nie ma sensu narzucać Ci uwielbienia dla dzieła Kubricka, wyzywać od ograniczonych itp. Jednak zdecydowanie razi w Twojej wypowiedzi tytuł, jednoznacznie imputujący wszystkim sympatykom filmu, iż ich ocena jest tylko i wyłącznie pochodną ogólnego szacunku, jakim się 2001: OK cieszy. Jeżeli walczysz o prawo do własnej opinii i autonomii gustów, dopuść także słuszność innych recenzji, a nie tylko "jednej słusznej", bo obrazowi Kubricka mniej życzliwej.
Gdyby ktoś przeczytał tylko tytuł, istotnie mógłby to tak odebrać. Po przeczytaniu całej mojej wypowiedzi chyba sens się nieco zmienia, prawda? Przynajmniej w kwestii opinii "jedynie słusznej". Tytuł nie ma być wiernym odbiciem zawartości, ma jedynie przykuwać uwagę. A poza tym, w jego treści nie ma słowa "wszyscy" ani żadnego jego synonimu. Takie dopisywanie to już nadinterpretacja.
żadna nadinterpretacja; analogicznie nie ma żadnego słowa, które wyłączałoby jakiegokolwiek sympatyka 2001:OK z tej oceny. Ludzie to ludzie, nie niektórzy z nich, moja wykładnia jest jak najbardziej poprawna. Poza tym tytuł nie ma tylko przykuwać uwagi, jest integralną częścia wypowiedzi, stanowi wprowadzenie do jej dalszej części, a w takiej formie jak na górze mnie osobiście drażni, nawet jeśli kolejne fragmenty tekstu napisane są w innym tonie. Chyba, że ktoś lubi styl dziennikarstwa uprawiany np przez Onet czy "SE". Ja nie cierpię, ale to mój problem. PS. O ile pamiętam, w Ferdydurke to Słowacki wielkim poetą był, nie Słowiański.
Ze Słowackim dałem ciała, to fakt. Tak to jest, jak się nie sprawdzi dokładnie, co się napisało...
Styl dziennikarstwa Onetu i SE nie różni się w moim odczuciu od stylu innych gazet/dzienników niczym, poza poziomem. Tak czy inaczej, tytułu teraz nie zmienię. Zresztą, gdybym mógł, nie sądzę, żebym to robił. Pozostali ludzie dyskutowali odnośnie treści mojego posta. Tylko Ty masz zarzuty, że Cię on drażni... Ale Ty nie chcesz rozmawiać o filmie, tylko wykładasz, co nadinterpratacją jest, a co nie. Albo co ma robić tytuł. A w walkę o słówka nie mam najmniejszej ochoty się wdawać. Nie jestem sejmową komisją śledczą, poza tym raz już coś takiego przerobiłem, i kompletnie nic z tamtej dyskusji nie wynikło.
Przyznam. ze na te 2,5 h filmu dużo było w nim nudy i nie mogłam się pochamować aby kilka razy nie przesunać go do przodu (choć film oglądałam ze 'wspomagaczem). Nieraz nosiłam sie z zamiarem aby skończyć oglądanie i z wielka niecierpliwością czekałam końca (choc faktychnie efekty specjalne i te niedługie wątki dynamiczne pobudzały moje psyche). Wydaje mi się że nie chodzi o to jaki ten film ma być podczas oglądania ale jakie emocje wywołuje w człowieku po wyłączeniu - ja naprawdę nie mogłam sie otrząsnąć! Oglądanie Odyseii naprawdę mocno mnie zmeczyło ale nie mogłam przestać oniej myśleć, nie mogłam wyjść z podziwu jaki niesamowity wpływ wywarł na mnie ten film...to był naprawdę długo falowy efekt i tak pozostaje do dzisiaj...Niewiele filmów pozostaje w mojej pamięci jako dobre...tego napewno nie zapomne nigdy
Witam.
Krótko w kwestii merytorycznej.
"2001: Odyseja kosmiczna" została nakręcona na podstawie opowiadania A.C.Clarke'a "The Sentinel" (w Polsce: "Strażnik", a także pod innym tytułem "Posterunek").
Dopiero scenariusz filmu "2001:Odyseja kosmicza" skłonił A.C.Clarke'a do napisania powieści pod tym samym tytułem.
Na przyszłość radzę zapoznać się dokładniej ze wszystkimi aspektami tematu, który chce się poruszyć. Poza tym nie jest możliwa polemika z kimś kto nie zrozumiał filmu i najwyraźniej nie zadał sobie odrobiny trudu, by temat zgłębić.
Jest jeszcze jedna sprawa.
Użyłeś słowa gust, co w mojej opinii jest nie na miejscu, gdyż definicja dobrego filmu posiada konkretne ramy więc wykracza poza indywidualne upodobania. Czy film się podoba, czy nie, należy go obiektywnie ocenić.
Na koniec. Nie jestem urażony krytyką filmu, gdyż krytyki w Twojej wypowiedzi brak. Jest tylko negatywna ocena, kompletnie nieuzasadniona (gust jest przykładem na brak argumentów).
Z poważaniem,
v.
P.s. Chętnie poznam nazwisko "rzetelnego felietonisty", oraz jego "fachową" opinię na temat filmu.
Wątek "Co na czym bazuje" opierałem na wstępach Clarke'a do książek "OK2001" i "OK2010". Jeśli on nie jest w tej sprawie osobą kompetentną, po prostu wybacz złe źródła. Po prostu myślałem, że autor książek nie będzie samemu generować chaosu.
Teraz kwestie istotne. Słowo "gust" jest jak najbardziej na miejscu. Wszędzie. Każdy twór z dziedziny szeroko pojmowanej sztuki może, i poninien, być mierzony przez pryzmat własnych preferencji. Na osoby, które sugerują inaczej, w historii współczesnej było kilka brzydkich określeń, których nie chciałbym w stosunku do Ciebie używać. A mój powyższy wywód to nie krytyka, tylko opinia. Opinia poparta konkretnymi przykładami. Obiektywna ocena zaś jest średnią wszystkich tych subiektywnych opinii. Pojedyncza osoba nie jest w stanie być absolutnie obiektywna tak długo, jak długo posiada jakiekolwiek odczucia i emocje. Ty także je posiadasz, bo jakiś uraz w Twojej wypowiedzi mimo wszystko czuć. Ale, przyznaj uczciwie; Czy Ty zgłebiasz wszystkie filmy, które Ci się nie podobały?
Co do post scriptum: Jak tylko będę miał ponowny dostęp do tego tekstu, podam nazwisko autora. Od czasu napisania powyższego tekstu wylecialo mi z pamięci.
A, i w ramach PS ja również mam małe życzenie. Podaj, proszę, definicję dobrego filmu.
Dobry film... z pewnością nie ma jednej definicji jaki powinien byc dobry film. To kwestia gustu. Niestety twój gust musi lawirować gdzieś pomiędzy American Pie, Blade'em, Scarry movie bądź Torque. Te filmy oczywiście podobać się mogą, ale to tylko temoprary entertainment. Zero GŁEBII, brak rozważań egzystencjonalnych itp. Oczywiście nie uwarzam, ze powinno się oglądać tylko filmy wybitne (vel Odyseja), bo by człowiek zwariował. Troche nie zobowiązującej rozrywki jeszcze nikomu nie zaszkodziło. ALE powino się odróżniać "dobry/wybitny film" od "dobrego filmu komediowego/akcji", bo to wlasnie filmy akcji i komediowe dają nam prostą kolorową rozrywkę odrywającą nas od szarości zycia, nie zmuszają nas do przesilania szarych komórek. W przeciwieństwie do Odyseii, w ktorej nie wszystko jest podane na sregrnej tacy. Odyseja to Film wybitny - 10/10. Jeżeli on nie zasługuje na taką ocenę, to chyba zaden film nie zasługuje. Nie napisałem wszystkiego, o czym chcialbym powiedzieć, bo nie spodziewam się, że ktokolwiek to przeczyta.
A jednak ktoś przeczytał ... i nie mógł się powstrzymać, bo zawsze ktoś musi dorzucić swoje ostatnie zjadliwe 3 grosze. Piotroos rozpoczął normalną obiektywno-subiektywną dyskusję jak każdy ... a Ty nie wiadomo skąd musisz mu od razu przypiąć łatkę fana American Pie tudzież Blade ... bo co ? bo nie lubi OK2001 .. :/ ... i wydać niesamowicie obiektywną opinię (apropos 10/10 dla OK2001). I co I o kim to świadczy ... PS.
A ja uważam że Splin maił rację. Po prostu jedni gustują w rozrywce łatwej prostej i przyjemnej i wszystko jest OK. Wystarczy zresztą spojrzeć na listę ulubionych filmów Pjotroosia żeby mniej więcej zorientować się w czym gustuje. Powtarzam, wcale tego nie krytukueję, po prostu są gusta i guściki. Mi osobiście np "Shrek" nawet się podobał, ale nie dodam go do listy moich ulubionych filmów bo wcale specjalnie mnie nie zachwycił, uważam że jest to kino mało wartościowe. Ot po prostu rozrywka na chwilę. Obejrzałem i nie chciałbym do tego wracać. Są jednak ludzie dla których może to być Dzieło przez duże "D".
Wnerwia mnie jednak gdy taki gostek wciska mi że lubię Odyseję 2001 bo tak wypada. Najwyraźniej w głowie nie może mu się pomieścić że film który jego zdaniem i zdaniem jakiegoś tam "rzetelnego recenzenta" jest przecież nudny, może się komukolwiek podobać.
Splin nie miał racji co do moich ulubionych filmów. A nie było wielkim wysiłkiem kliknąć w mój profil i sprawdzić, jakie one są. Na podobnie tanie prowokacje nie mam w zwyczaju odpowiadać, ale niechże już będzie ten jeden raz. Zrobiłem zresztą w ulubionych drobny pożądek, bo faktycznie było tam kilka pozycji wybitnie rozrywkowych. Dotąd po prostu traktowałem tą listę z nieco większym dystansem, umieszczając na niej wszystko, co moim zdaniem obejrzeć warto choćby raz. Teraz pozostały tam tylko te filmy, do których sam wracam chętnie. Wspomniany "Shrek", jak sam widzisz, zniknął. Jeden czy dwa tytuły pewnie uwagi budzą nadal - cóż, niech tak będzie. Dość o liście.
Tłumaczyłem się już chyba, ze nie chciałem generalizować, jakoby wszyscy ludzie uwielbiali OK2001 dla kurażu. Gdzieś fascynacja tym filmem musiała się zacząć i musiały ją zapoczątkować osoby naprawdę obraz ceniące. To o co mi chodziło, to że autorzy postów typu "kto nie docenia Odysei woli gówno od kawioru" zapewne deklarują się jako fani tego filmu jedynie po to, by dobrze wypaść. Że duża część zdeklarowanych fanów poszła głupio za głosem innych. Że jedynie określona część osób OK2001 ceniących wie, za co ją ceni, i że ta część nie lży publicznie innych. Rzuć okiem proszę na ostatni akapit mojego pierwszego postu.
Co do głosu "rzetelnego recenzenta" zaś wytłumaczę dla jasności - głos ten był dla mnie cenny, bo dowodził, że ktoś na tym świecie nie boi się publicznie przyznać, że "Odysei..." nie lubi. Takiego głosu potrzebowałem, bo sytuacja, gdzie wszyscy ten film kochają wydawała mi się nieprawdopodobna. Nie jest to równoznaczne z niedowierzaniem, że film może się podobać komukolwiek. Mam nadzieję, że tym razem już jasno =]
A artykułu nie znalazłem...
Jeżeli ktoś chce widzieć w SF tylko i wyłącznie głośne wybuchy z mnóstwem ognia w przestrzeni kosmicznej, to nie stety nie jest film dla niego. Nie wiem ile masz lat człowieczku ale zapewne jesteś jeszcze bardzo młody , około 15, więc porównujesz ten film z dzisiejszymi wypocinami. Wiec pozwól że wyjaśnie Ci coś. W dzisiejszych czasach, dla producentów liczy sie tylko i wyłącznie twoje kasa i nie pozwolą oni na produkcje takich arcydzieł jak Odyseja Kosmiczna 2001, bo rzeczywiście, dla masowego odbiorcy ten film jest potwornie nudny i za długi.
Piszesz że znalazłeś recenzję " jednego" felietonisty , )))JEDNEGO(((, który napisał że ten film jest nudny, )))JEDEN((( felietonista ma mówic mi co jet dobre a co nie? Sam dalej napisałeś że w różnych rankingach na najlepszy film SF wszech czasów czesto wymieniana jest "O.K. 2001" i oburzasz sie że ktos ma dyktowac Ci co masz uwazac za kultowe a co nie. Ale ten felietonista jakoś Ci nie przeszkadzał w podjeciu decyzji.Powiem Tobie tak ,że każdy, jak chce, to znajdzie to na czym mu zależy i co podziela jego zdanie.
Udała Ci się prowokacja i masz duży odzew, pewnie na tym głównie Ci zależało, lubisz być zapewne w centrum uwagi.
Być może Kubrickowi zależało tylko na dobrym klasycznym filmie SF ale na szczęscie mu się to nie udało tak do końca. Ten film jest już klasyką i ani ty ani nikt inny tego nie podważy.
Film mówi o prawdopodobnym prawdziwym początku naszej cywilizacji. Tem film nie jest dla dzisiejszych mas, która karmiona jest tandetną papką opierajacą sie tylko i wyłącznie na gadzetach i błyskotkach. Ten film jest dla koneserów kina SF którzy lubią myśleć w trakcie oglądania filmu, i po nim.Dlaczego zachwycam sie kilkuminutowa sceną tańczących planet i stacji kosmicznej ?Ponieważ to jet piekne, bo nie ma tam wybuchającego obiektu z głośnym hukiem i mnóstwem ognia.Ten film porusza szare komórki do zastanowienia sie nad naszym istnieniem i istnieniem prawdziwego Boga jakim mogą okazać sie Inne cywilizacie tysiące lat dłuzej od nas żyjące.
Na część uwag odpowiedziałem już, jak ufam, powyżej. Kwestionowania mojej inteligencji wyjaśnieniami, czym jest współczesne kino i na czym się opiera, nie lubię - no ale niech już będzie, skoro czułeś taką potrzebę. Dodam może, że kasa w większym lub mniejszym stopniu liczyła się od zawsze. Jeśli producent inwestował pieniądze w film, robił to głównie po to, by mu się zwróciły z nawiązką. Może inaczej były ukierunkowane gusta publiczności, ale to już nie leży w gestii twórców filmu. Nie wiem zresztą, czy żyłeś już i byłeś osobą dorosłą w czasach premiery "OK2001" (nie zakładam wieku rozmówcy z góry). Jeśli tak, być może jesteś w stanie wyprowadzić mnie z błędu. Bo mi wydaje się, że również wtedy tworzono tanie, populistyczne filmy w dużych ilościach, i że nie przetrwały one po prostu próby czasu w przeciwieństwie do kilku tytułów otoczonych wiernym gronem fanów. Za lat dwadzieścia, jak sądzę, wiele osób także nie będzie pamiętać o takich "Kronikach Riddicka" czy "Catwoman".
Istotę opinii jednego felietonisty wyłuszczyłem już powyżej. Dodam jedynie, że niewielką różnicę stanowi to, czy mówi nam co jest dobre jeden felietonista czy cały ich sztab, tak długo jak na nasz odbiór rzutują opinie innych w stopniu większym niż własne wrażenia.
Teorii z filmów sci-fi nie lubię specjalnie przekładać na prawdopodobne scenariusze życiowe, więc nie zakładałem nigdy opcji, jakoby naszym prawdziwym Bogiem były kosmiczne cywilizacje. Pomysł (z którym pierwotnie spotkałem się w książce) potraktowałem jako interesujące fabularne rozwiązanie ale nie brałem go pod uwagę w poważnych rozważaniach, przykro mi jeśli czyni mnie to głupszym.
Zapewniam, że moim życiowym celem nie jest zbieranie uwagi na internetowych forach dyskusyjnych. Pisząc pierwszy post zamierzałem głównie zyskać interesującą dyskusję i z pewnymi wyjątkami właśnie to osiągnąłem.
Może niektórzy tak robia jak napisałeś, ale jeśli o mnie chodzi to naprawdę kocham ten film (i drugą część też) za :
1) klimacik
2) wieloznaczność (uwielbiam gdy nie wiadomo o co chodzi)
3) oryginalność
4) jeszcze raz klimacik
5) muzykę (gł. tę Straussa i oczywiście "Tako rzecze Zaratustra" z czołówki).
Aha, i nie nudzę się przy tym filmie.
Pozdrawiam.
PS Xiążka tez jest rewelacyjna.
Całkowicie zgadzam się z pierwszym postem! Tak się składa, że jestem wielkim fanem Arthura C. Clarke'a, czytałem wcześniej wszystkie Odyseje więc jestem potencjalnie osobą, której ten film powinien się spodobać... Ale niestety nie znalazłem w Nim nic prócz nudy, nudy... i muzyki klasycznej... Poza tym "metaforyczne" (podobno) zakończenie jest w rzeczywistości zupełnie jednoznaczne a odpowiedź znajdziemy w książce! Chciałoby się jeszcze dużo napisać ale temat został już wyczerpany w powyższych 35 postach :)
Film oceniam na 7=/10
w tym filmie nie chodzi o efekty ani dzżwięk ! Tu jest racjonalnie pokazane jak ludzkość doszła do tego co ma teraz !
Jeżeli jesteś prymityny i w kinie lubisz akcję i efekty specjlane a nie inteligencję oglądanego filmu to jest to produkcja nie przeznaczona dla ciebie ! LKudzie to nie jsą Gwiezdne Wojny tylko filozoficzna opowieśc dla ludzi dojrzałych i madrych więc skoro nie rozumiecie tego filmu i mówicie że jest nudny to tylko świadczy o waszej niezbyt rozwiniętej inteligencji ! Jesli ktoś nie rozumie to jest kretynem bo gdy któs ma chociaż lekki rozumek to wie o czym ten film jest !!! Czasem w kinie nie chodzi o efekty i super dźwieki ale o spokojne filozoficzne przenmyślenia i mądre przesłanie. Jeśli naprawdę tego nie rozumiesz to kup se mózg człowieku 9 ludzie ) skoro w kinie chodzi wam tylko o rozrywkę a nie przesłąnie i filozofię to przykor mi ale jesteście debilami ! Je śli ktoś mói że film jest nudny bo leci tylko samolot ( najchętniej wolały cisoy karate i kickboxingu ) to jest kretynem któremu chodzi tylk0o o lekką rozrywkę ! Jesli ktoś nie potrafi przesiedzieć przed filmem ogladając lecący spok0ojnie samolto tylkow oli Mortla Kombat to jest nmaprawdę kretynem i niech lepiej nie ogląda takich filmó bo i ytak nic z nich nie zrozumie !
Werykty: Jeśli lubisz lekkie kino rozrywkowe i nie rozumiesz przesłąnń ( nie rozumies zich ) oraz nie obchodzą cię głębsze myśli w filmie to niech tego nie ogląda bo się wynudzi i neich lepiej przełączy na np . Ciao Darwin i tam będzie sobą oglądajć debilne i denne teksty niewymagajće myslenia oraz bez głębszych przesłan !
koniec
w tym filmie nie chodzi o efekty ani dzżwięk ! Tu jest racjonalnie pokazane jak ludzkość doszła do tego co ma teraz !
Jeżeli jesteś prymityny i w kinie lubisz akcję i efekty specjlane a nie inteligencję oglądanego filmu to jest to produkcja nie przeznaczona dla ciebie ! LKudzie to nie jsą Gwiezdne Wojny tylko filozoficzna opowieśc dla ludzi dojrzałych i madrych więc skoro nie rozumiecie tego filmu i mówicie że jest nudny to tylko świadczy o waszej niezbyt rozwiniętej inteligencji ! Jesli ktoś nie rozumie to jest kretynem bo gdy któs ma chociaż lekki rozumek to wie o czym ten film jest !!! Czasem w kinie nie chodzi o efekty i super dźwieki ale o spokojne filozoficzne przenmyślenia i mądre przesłanie. Jeśli naprawdę tego nie rozumiesz to kup se mózg człowieku 9 ludzie ) skoro w kinie chodzi wam tylko o rozrywkę a nie przesłąnie i filozofię to przykor mi ale jesteście debilami ! Je śli ktoś mói że film jest nudny bo leci tylko samolot ( najchętniej wolały cisoy karate i kickboxingu ) to jest kretynem któremu chodzi tylk0o o lekką rozrywkę ! Jesli ktoś nie potrafi przesiedzieć przed filmem ogladając lecący spok0ojnie samolto tylkow oli Mortla Kombat to jest nmaprawdę kretynem i niech lepiej nie ogląda takich filmó bo i ytak nic z nich nie zrozumie !
Werykty: Jeśli lubisz lekkie kino rozrywkowe i nie rozumiesz przesłąnń ( nie rozumies zich ) oraz nie obchodzą cię głębsze myśli w filmie to niech tego nie ogląda bo się wynudzi i neich lepiej przełączy na np . Ciao Darwin i tam będzie sobą oglądajć debilne i denne teksty niewymagajće myslenia oraz bez głębszych przesłan !
koniec
Pjotrus popieram w 100% a z atakow prytmiwynych snobow, ktorzy kazdego kto smie krytykowac ten film uwazaja za glupka/chama/prostaka/prytmiwy a itp mozna sie tylko posmiac, bo wyplywa z nich ich wlasny prymitywizm.
Pozdr.
Ej no ludzie prosze was... czy wy naprawde nie zrozumieliscie tego filmu , nie zaciekawil was?, Ja duzo slyszalem o tym filmie przed jego obejrzeniem, jak go wlaczalem, nie wiedzialem czego mam oczekiwac, slyszalem ze jest nudny, nic sie nie dzieje, a z drugiej strony ze jest genialny, i powiem wam ze jak go ogladalem to nie nudzilem sie ani przez chwile, a po obejrzeniu go mialem go w glowie przez kilka nastepnych dni, tylko 2 filmy obok odyseji tyle mi daly do myslenia, byly to czas apoaklipsy i urodzeni mordercy. jak tak sobie teraz mysle to jak sie nie zrozumie przeslania tego filmu nie zacznie sie w niego wglebiac podczas ogladania to musi sie on wydawac nudny gdyz nie ma tam praktycznie zadnej widowiskowej akcji. a tym postem to nie wiem co Ty Piotrus chciales osiagnac!? o co ci chodzilo ze "na szczescie ktos napisal ze film jest nudny"? nie wiem odebralem to w taki sposob jak by ci bylo glupio ze nie podobal cie sie i nie zrozumiales tego filmu przez co masz chyba jakies kompleksy, ze jestes plytki, ale na szczescie jakiemus szanownemu felietoniscie tez film sie nie spodobal i zaraz poleciales na forum powyzywac fanow odyseji od snobow, uwierz mi ja nie dodaje do listy ulubionych wszystkich tzw wielkich filmow np. brakuje tam łowcy jeleni i lowcy androidow, nie wiem, moze ich do konca nie zrozumialem a moze ich przekaz nie byl dla mnie czyms odkrywczym, ale szanuje ludzi dla ktorych byl to film wybitny, moze szukaja innych wartosci w filmach niz ja. a wracajac do odyseji to nie bede probowal cie przekonac ze odyseja jest genialna bo to nie ma najmniejszego sensu, jak sie komus nie podoba to trudno. ludzie maja rozne gusta i nie ma sensu o nich dyskutowac dlatego nie rozumiem czemu tak naskoczyles na fanow odyseji (czyli tez na mnie)
ps. napisalem chyba wczesniej ze masz jakis kompleks, ja nie mowie ze go masz tylko ze takie mozna odniesc wrazenie po twoim poscie
acha i nie Słowianski a Słowacki pzdr i mam nadzieje ze zrozumiesz z tego posta o co mi chodzi bo nie mam talentow pisarskich i pisze dosc chaotycznie
I po co komu taki wątek? Z jednej strony uparci widzowie, którym film się nie podobał, z drugiej uparci misjonarze i obrońcy filmu.
Słuchajcie, film broni się sam!
A kogo nie przekonał film, nic nie przekona!
Zgadzam się z twórcą posta w 100% takk to jest z kultowymi filmami że jeżeli są otwarte do interpretacji to wszyscy widzą w tym geniusz , wystarczy odrobina niedopowiedzenia i każdy dopisze filmowi swój tok rozumowania ot cała prawda o kultowych filmach z otwartą interpretacją
Tak jest też w tym filmie zaczna się od "nagłówka" zmierzch człowieka a niektórzy piszą że to czasy przed człowiekiem , prehistoria - a może to miliardy po wymarciu gatunku ludzkiego niczym w planecie małp ? Tak samo z resztą scen , może poprostu koniec to omam przedśmiertny , główny bohater nie wygląda na zachwyconego przecież , skąd pomysł że to obcy mu pokazali go gdzieś zabrali czy inne bzdety słyszałem , na jakiej podstawie ludzie wyciągają takie wnioski ? Może mają jakąś specjalną edycję , dla tych jedynych prawdziwie inteligentych hyh
Nie jestem przeciwnikiem tego filmu - scena śmierci HALA przemówiła do mnie i no zapadnie na długo w pamięci ale główna siła filmu to bombardowanie obrazem , ograniczenie narracji do minimum , podnoszenie napięcia , budowanie atmosfery dźwiękiem , to takie podkreślenie tajemnicy i o to chyba chodziło w filmie , możecie mnie nazywać głupkiem ale dla mnie to tylko jakby retrospekcja "z kamerą z podróży w nieznane" ( mam na myśli końcówkę filmu) Ale żeby uznać to za wspaniały genialny obraz trzeba chcieć się temu porwać , gdy byłem młodszy więc i to widziałem film wywarł na mnie znacznie wieksze wrażenie , a traktaty filozoficzne itd to dajcie spokój , może sie wydawać skomplikowane to co piszę o tym filmie jak te "traktaty filozoficzne" :) ale to prosta sprawa naprawde . Film moim zdaniem nie jest taki genialny bo obcy w filmie nie przemówili i nie powiedzieli o co w nim naprawde chodzi ;) życie prawda ? Moze dlatego druga część zawiodła wielu fanów :) chociaż nie pamiętam 2 części to coś czuję że twórcy napewno tego spróbowali , wielkiego wyjaśnienia "co jest na samym końcu", pozostaje obejżeć
Mam wrażenie to tak troche poza filmem że wszyscy tylko wierzą w coś co jest tajemnicą , coś co nie chce się łatwo sprzedać , dlatego wszyscy chcą tę tajemnicę poznać ,co manipuluje twoim umysłem zamiast ci tłumaczyć , tak abyś sam w to uwierzył sam to sobie mógł wmówić sie przekonać, dopowiedzieć wszystko po swojemu, dlatego królują spiskowe teorie i etc. ale to offtop lekko tylko zachaczający o sprawę filmu i posttak jest z takimi filmami - kręci się pierwszą część zostawia otwartą interpretacje niedopowiedzenie np. kim są obcy i czego chcą - potem już w drugiej części wszyscy ziewają bo się dowiedzieli ,nawet jak przeczuwali zakończenie historii od samego początku to pozostaje niedosyt bo juz wiedzą co jest za zamkniętymi czarnymi drzwiami
o kurde jakie długie wypowiedzi. A ja wam powiem, że potwór ciasteczkowy i tak rządzi AAA HA HA AH AH AHA
SESESESESESESESE
No, jestem świeżo po obejrzeniu OK, wiec mogę się wypowiedzieć.
Przede wszystkim jest duzo racji w tym co napisal autor tematu. Po obejrzeniu odyseji, tylko się to potwierdziło moim zdaniem. Ale tak czasem bywa z filmami bardziej znanymi. Momentami też rzeczywiście nudny.
Jednak trzeba tutaj przytoczyć wiele zalet filmu:
Po pierwsze klimat, jest przeciez niesamowity. mnie po prostu przeniósł do tego swiata. Fabuła mistrzowska, (chociaż holera wie co to był ten monolit :P) Efekty specjalne, na pierwszy rzut oka, niepowalające, ale biorąc pod uwagę, to że film powstał całe 40 lat temu trudno wyjść z podziwu. Wspaiała
robota.
Ocena końcowa 8-9/10
Witam, nie będę tutaj krytykować, besztać czy kogokolwiek wychwalać. Pragnę napisać tylko tyle że film ten baaaardzo różnie "działa" na ludzi, znam przykłady gdzie ludzie się porządnie wyspali(podczas seansu) lub gdzie odpadli na bodajże 2,5h do "innego" świata (w tym sensie - filmowego:)).
Biorąc pod uwagę niektóre sceny (np ujęcia w kosmosie) to naprawdę człowieka po całym dniu pracy, "nauki:)" itp. mogą one rzeczywiście uśpić.
Wielu osobom ten film poprostu nie przypadnie do gustu, z tego czy inne go powodu - rzecz oczywista.
Na mnie film ogólnie mówiąc zrobił wielkie wrażenie, pod względem fabularny i audiowizualnym. Nie jest on dla mnie żadna biblią itp., poprostu "dał do myślenia" i tyle.
Nie lubię jakichkolwiek rankingów itp., wiec nie ma sensu mówić w kategoriach najlepszy/najgorszy film np. S-F (chociaż czasem zdarza mi się tak pisać, tylko trzeba mieć wtedy do tego dystans).
Pozdrawiam:)
Jak to kiedyś ładnie powiedział pewien mądry pan: grafomani rozmawiają o sztuce, a artyści o kobietach, jedzeniu i pieniądzach. Dlatego właśnie tego filmu nie mam zamiaru komentować, bo ten film to prawdziwa SZTUKA panowie szlachta. Drugiego Kubricka nie będzie i nikt nie stworzy już takich filmów jak on. Piszecie o Kubricku jako o egoiście - a ja wam mówię - sami do jasnej cholery stajecie się egoistami, gdyż nie umiejąc docenić prawdziwej wartości jego filmów (nie ze względu na ograniczone horyzonty i niską inteligencję, ale ze względu na brak poczucia piękna) rozdrabniacie je na czynniki pierwsze i je oceniacie każdy z osobna, aby odebrać magię całości. Po co wypisujecie na forum, że wam się ten film nie podoba? Ponieważ jesteście źli na los/boga/naturę (niepotrzebne skreślić), że nie obdarzył was poczuciem piękna i jakości sztuki i nie możecie w pełni cieszyć się życiem. A wrodzony oraz z wiekiem nabyty cynizm nie pozwoli wam się ze mną zgodzić. Nie ma dla was ratunku, przykro mi...
Tak... jeżeli ktoś nie lubi Kubricka jest płytki i głupi. Nie rozumiem dlaczego niektórzy uwarzają go za największego reżysera w historii, uważacie że OK2001 to przełomowy film, właściwie to nic specjalnego, podobną tematyką zachwycali się w romantyzmie, nieskończonośc, obce światy, bezradność małego człowieka wobec nieskończoności i nieznanego, koniec filmu to kwintesencja romantyzmu (każdy z nas w środku jest ogromnym światem) itp, ale oczywiście Kubrick to co innego...a jak!. Cała historia OK2001 jest taka że w latach 60 ten film okrzyknięto arcydziełem, ze względu na zastosowaną w nim technike, każdy krytyk i koneser kina zachwycał się w nim efektami które (tylko one) wyrobiły mu opinie arcydzieła, prezłomu w historii kina, ci którzy oglądali ten film w roku 68 ( w większości) pewnie poumierali, ale za filmem wciąż ciągnie się etyklietka arcydzieła.
A dla tych którzy zachwycają się SF, i tajemniczością wszechświata polecam SOLARIS
To jest Twoja osobista opinia i własna interpretacja filmu, jego treści, Twój osobisty pogląd na powody, dla których celebruje się Odyseję.
Zazwyczaj nie absolutyzuję swoich poglądów. W tym przypadku muszę stwierdzić, że Odyseja to najlepszy SF jaki znam, bo wywarł na mnie największe wrażenie.
Skąd bierze się Twoja pewność, że Twoja opinia jest wyważona? U mnie pewność bierze się z przeżyć jakie dostarcza film, sposób, w jaki zapada w pamięć i w jaki przetrzymuje próbę czasu.
Nie obchodzą mnie opinie krytyków, ani tych dawnych, ani współczesnych. Bo co to ma wspólnego z moim odbiorem filmu? Przed poznaniem filmu oczywiście słyszałem różne pozytywne oceny, jak również o wadach (dłużyzny itd.), tak samo, jak w przypadku innych filmów. Nie sugeruję się takimi opiniami, tylko je sprawdzam.
W tym przypadku zgadzam się z zachwyconymi trzema pokoleniami fanów Odyseji.
Pozdrawiam