Na szczescie w koncu w prasie fantastycznej, napisana przez rzetelnego felietoniste, znalazlem opinie jasno mowiaca, ze "OK2001" jest filmem nudnym. Dzieki temu wyzbylem sie ponurego wrazenia, ze to "wielkie dzielo" wymaga wynoszenia jak piedestaly, jak Slowianski w "Ferdydurke". I ze kto tak nie robi, ten jest prostak i cham.
Troche mnie dziwi i przeraza to, ze ludzie po obejrzeniu tego - jednego! - filmu nagle odzyskuja wiare, zmieniaja swoj swiatopoglad, odnajduja nowy sens w zyciu, itd. Nie dlatego bynajmniej, ze takie efekty sa same w sobie zle. Wprost przeciwnie. Ale jak podatnym na wplywy trzeba byc, zeby zawierzyc jednemu filmowi? Zwlaszcza, ze Clarke, autor scenariusza, w swojej ksiazce cytuje Kubricka. I tenze cytat, wygloszony w trakcie prac nad fabula, brzmial: "Chce zrobic typowy, dobry film sci-fi". Nie: "biblie", nie: "traktat filozoficzny" tylko "typowy dobry film...". Wiec jesli autor nie widzial w tym zadnej glebii, czy jest sens, zeby widz jej sie doszukiwal?
Poza tym, na mdlosci mnie bierze, jak slysze "najlepszy film sci-fi, ba, wszech czasow w ogole". Nie wam decydowac, niestety, dobrzy ludzie, co ma byc dla wszystkich najlepsze. Kazdy ma swoj gust, swoja glowe i swoje zdanie. I to, ze "Odyseja..." mi sie nie podoba, nie daje nikomu zadnego prawa do wyzywania mnie od glupkow czy gownojadow. Ten, kto to robi, tylko poniza sie i psuje dobre imie filmu.
Poza tym, jesli juz bawic sie w takie rankingi wszech czasow, to w kategorii ogolnej najczesciej wygrywa "Obywatel Kane" a w fantastyce "Blade Runner". Tyle klasyfikacji.
I na koniec: nie wiem, czemu wielominutowe ujecia "tanczacych" planet czy stacji kosmicznej, przy akompaniamencie muzyki klasycznej, maja akurat byc wielkim atutem filmu. Zeby nie bawic sie w zbytnie zlosliwosci, powiem tylko, ze ta muzyka brzmiala rownie dobrze i bez filmu. A w filmie zarzyna dynamizm. Podobnie jak robia to niejasnosci fabularne - chocby sygnal wyslany z monolitu na koniec drugiej czesci filmu. Zreszta samo to pociecie na trzy nieskladne czesci zreszta wyszlo o wiele gorzej niz w ksiazce, i to fakt niezaprzeczalny.
Przez jakis tam szacunek dla technicznej strony filmu i kilku fabularnych smaczkow ocenilem film na 6, ale jestem daleki od zachwytu. Kazdego, kto chcialby z tego wzgledu powatpiewac w moja inteligencje, zapraszam do inteligentnej dyskusji. Prosze probowac mnie przekonac, ze sie myle.
Bluzgi pewnie zignoruje...
I na koniec, do wszystkich fanow filmu, ktorzy mogliby sie poczuc urazeni: Logiczna konsekwencja mojego wywodu jest to, ze nie kwestionuje Waszej inteligencji. Wasz gust to Wasz gust i nie chce Was z niego rozliczac. Po prostu szanujcie moj. Bo z tego forum mozna wyniesc smutny wniosek, ze nie zawsze tak jest...
Wybaczcie, że wtrącę się do dyskusji. Sam przyznam, że nie rozumiem do końca Odysei Kosmicznej 2001 (kto rozumie), ale uważam ją za dzieło wybitne. Otóż ja nie muszę w ogóle zrozumieć filmu, żeby mi się podobał. Liczą się dla mnie klimat, forma, oprawa, bardziej niż treść, dlatego też uwielbiam kino np. Lyncha. Większość pewnie chciałaby film według schematu - początek, rozwinięcie i wyjaśniające wszystko zakończenie. Niestety, w życiu nie jest tak łatwo i nie wszystko zostanie nam wytłumaczone. Oglądając Odyseję po raz pierwszy czułem się, jakbym znał już ten film, co dla mnie jest ogromną zaletą. Egzystencjalny niepokój, którego przez dłuższy czas doświadczam, znalazł znakomite odzwierciedlenie w Dziele Kubricka. Senny (ale nie nudny) klimat filmu porusza we mnie jakąś nutę tęsknoty i obawy przed niezgłębioną tajemnicą bytu. Monolit zdaje się być refleksem ludzkich instynktów i uczuć, zaś podróż astronautów przez kosmiczną próżnię przypomina mi podróż przez życie.
Oczywiście to moje własne przemyślenia. Lubię, kiedy film nie kończy się na sali konowej czy przed telewizorem, ale trwa w pamięci czy nawet śni się po nocach. Taka właśnie moim zdaniem jest Odyseja Kosmiczna Kubricka.
A co niby solaris jest świetny i głęboki?? Przeciez to kolejna amerykański pusty film z fajnymi efektami specjalnymi. Płytki to pewnie ty jestes.
Jesteś idiotą. Twórca wraz z pokazaniem swojego dzieła publiczności (czym by nie było) traci monopol na to "co poeta miał na myśli". Dzieło żyje własnym życiem w umysłach ludzi - i to jest podstawowa, niezbywalna wartość sztuki - to jest jej fenomen - sztuka wpływa na naszą percepcję świata - zaburzając ją i skłaniając do odnajdywania nowych sensów.
SŁOWIAŃSKI, hahh, buahahahahaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!
SŁOWIAŃSKI wielki poetą był? A może słowiański poeta wielki był? Hahahaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, dawno się tak nie ubawiłam, hihihihiii.
"Chciałem stworzyć wizualne doświadczenie, przekraczające racjonalne pojmowanie, docierające bezpośrednio do podświadomości, ze swą zawartością emocjonalną i filozoficzną. Zapragnąłem, by film ten stał się subiektywnym doświadczeniem, dotykającym najgłębszych pokładów świadomości, tak jak potrafi to czynić muzyka. Filozoficzne i alegoryczne znaczenie filmu, ma zależeć wyłącznie od jego odczytania przez indywidualnego widza." Stanley Kubrick
zdanie ktore zacytowales moglo byc wyjete z kontekstu.
takie bylo zalozenie aoutora i z cala pewnoscia mu sie udalo.
Filmu nie oglądałem... a może oglądałem jak byłem mały i nie pamiętam...
Mniejsza z tym...
A to co chcę powiedzieć:
czy film dobry czy nie bardzo, ale spodobał mi się Pański tekst, gdyż w odróżnieniu od wielu innych jakie można spotkać, jest bardzo dojrzale napisany.
Pozdrawiam
Chciałbym jeszcze coś dodać. Tu nie chodzi wyłącznie o to, czy film się nam podobał, czy nie. Nie możemy mówić, że jest kiepski tylko dlatego, że jest momentami nudny, przeintelektualizowany czy pompatyczny. Idąc takim torem myślenia, możemy stwierdzić, że Dostojewski to chała, bo za długi, nudnawy i zbyt wydumany. To samo możemy też powiedzieć o Picassie - że jego obrazy są brzydkie i bez składu. Albo o Beethovenie - że utwory pisał za długie i nazbyt podniosłe. Ale rozumując w ten sposób zarzynamy całą ideę sztuki i krytyki i sprawiamy, że jakiekolwiek rozróżnienie pomiędzy sztuką "wysoką" i popularną staje się bez sensu, bo wyznacznikiem jakości okażą się wypasione efekty specjalne, dużo akcji i czerstwe dialogi. I dlatego uważam, że lepiej nadskakiwać takiej "Odysei Kosmicznej" niż rzucić hasło, że "Matrix" to najlepsze SF na świecie, bo jest po prostu "zajebisty", bez zagłębiania się w jakiekolwiek interpretacje.
"Tu nie chodzi wyłącznie o to, czy film się nam podobał, czy nie"
Jeśli film nam się nie podobał to powinniśmy go uznać za wybitny tylko dlatego że trzy pokolenia jego fanów tak uważają?
I nie chodzi tu tylko o 2001:OK.
Zgadza się. I choć mamy prawo do krytyki i odmiennego zdania, to nie możemy powiedzieć, że coś jest ogólnie do d***, bo nam się nie spodobało. Pamiętajmy, że są ludzie bardziej kompetentni od nas i powinniśmy ich czasem słuchać. Ostatnio zauważyłem, że dyskusja o filmach wśród młodych ludzi sprowadza się do wymiany zdań typu:
- Widziałem wczoraj wyrąbisty/badziewiasty film - (tytuł filmu)
- No, spoko/do kitu był. A widziałeś (tytuł filmu)...
I tak w koło. Jeżeli na takiej zasadzie będziemy oceniać filmy, poziom kultury w naszym kraju sięgnie dna. Chyba nie o to nam chodzi?
Pjotrus, nie podzielam twojego zdania. "OK2001" to zdecydowana klasyka filmów Science-Fiction i jeden z nielicznych inteligentnych filmów z tego gatunku. Przy nim trzeba naprawdę się pogłowić, o co chodzi. Wiedząc, że to czasy, kiedy dym z czajnika miał imitować wybuch bomby atomowej, jestem w stanie przymknąć oko na pewne rzeczy, dlategóż ten film dostaje ode mnie ocenę 8/10. Istnieją jednak pewne niedociągnięcia, zwłaszcza chodzi tu o muzykę klasyczną, która jest soundtrackiem do filmu. Znacznie bardziej by mi się podobał, gdyby był tworzony NA POTRZEBY FILMU, ewentualnie brany z jakichś innych gatunków. "Tak, joł kórwa maci yeestem prostaq i njenawjdzem mózykj klasycznei!". Poza tym za mało dialogów i film, trwający bite 2 godziny i jakieś 20 minut nieco w pewnym czasie zaczyna przynudzać. Mimo tych przymiotów - film podoba mi się bardzo i oryginalna płyta DVD, z której jestem dumny, niejednokrotnie zagości w moim odtwarzaczu i zripowana w Winampie.
Żeby nie było, że jeżdżę po czyichś gustach - nie oceniam osoby po tym, co lubi, nawet jeżeli lubi disco-polo, mogę go szanować i lubić, pod warunkiem, że na szacunek i sympatię zasługuje.
Bywaj!
"Ludzie uwielbiaja OK2001, bo tak wypada."
Dawno nie słyszałem tak głupiego stwierdzenia...
"Na szczescie w koncu w prasie fantastycznej, napisana przez rzetelnego felietoniste, znalazlem opinie jasno mowiaca, ze "OK2001" jest filmem nudnym."
Taki z niego rzetelny felietonista jak ze mnie Spilberg. Nuda to uczucie całkowicie subiektywne i nijak ma się do rzeczywistej jakości filmu. Skoro ten rzetelny felietonista nudził się na tym filmie to jego problem a nie filmu. "Czas Apokalipsy" też jest potwornie nudny jak dla mnie, mimo to uważam to za bardzo dobry jak nie rewelacyjny. I co z tego wynika? Że nuda to pojęcie względne nie mającego wielkiego znaczenia. Ja nie nudziłem sie na Odyseji w ogóle tak jak i wiele innych osób, co ciekawsze nie oszalałem na punkcie tego filmu, nie odnalazłem nowego sensu życia, nie odkryłem jakiś wielkich pokładów mądrości skłaniających mnie do wielogodzinnych medytacji nad Odyseją. Po prostu jest to bardzo dobry film z wielu innych powodów. Warstwa filozoficzna jednak też się do nich zalicza.
"Troche mnie dziwi i przeraza to, ze ludzie po obejrzeniu tego - jednego! - filmu nagle odzyskuja wiare, zmieniaja swoj swiatopoglad, odnajduja nowy sens w zyciu, itd"
Skoro to cie aż przeraża to znaczy, że nie szanujesz cudzego gustu, o którym tak sprawiedliwie i mądrze pisałeś oraz kwestionujesz cudzą inteligencję. Bo co innego może to oznaczać skoro to cię PRZERAŻA? Jeśli się mylę to uważniej dobieraj słowa. Każdy ma prawo mieć swoje wielkie ulubione dzieło filmowe, czerpać z niego mądrości życiowe, nawet jeśli nie film nie zawiera takowych i nic ci do tego. Trudno powiedzieć aby Odyseja niczego nie przekazywała. Przekazuje, i to w tajemniczy i wizjonerski sposób. Nic dziwnego, że znalazła rzeszę wyznawców.
"I na koniec: nie wiem, czemu wielominutowe ujecia "tanczacych" planet czy stacji kosmicznej, przy akompaniamencie muzyki klasycznej, maja akurat byc wielkim atutem filmu."
A ja nie wiem dlaczego miałyby nie być. W filmie istnieje coś takiego jak artyzm i nie wszystko musi mieć swoje logiczne wytłumaczenie, nie wszystko musi być super dynamiczne i zwięzłe. Bardzo dawno oglądałem Odyseję ale z tego co pamiętam owe długie ujęcia i świetna muzyka tworzyły wspaniały, taki wzniosły i tajemniczy klimat. Nie rozumiem jak można kwestionować, że jest to atut filmu. Co do ksiązki się nie wypowiadam bo nie czytałem ale zawsze bedę krytykował osoby, które robią jakieś porównania filmu do książki. To nie ma sensu. Film to osobne dzieło i nie obchodzi mnie róznica między pierwowzorem literackim a dziełem filmowym. Porównywanie do niej nie może być wyznacznikiem jakości filmu. Film oglądałem i spodobał mi się. Jakbym przeczytał książkę to w żadnym razie nie zmieniłbym zdania o filmie.
Co do gustu popieram użytkownika v. Zawsze trzeba zachować choć minimum obiektywizmu w ocenianiu filmu. Jeśli brać pod uwagę w bardziej znaczącej mierze gusta, to wynika z nich, że "Odyseja kosmiczna" to film rewelacyjny, kultowy, wspaniały etc. bo jest tak uwielbiany, jak sam zauważyłeś. Ja przyznałem, że "Czas apokalipsy" to dla mnie nuda. Mimo to oceniam go bardzo wysoko ze względu na liczne inne atuty filmu. Jak ocenić obiektywnie film? Przede wszystkim trzeba mieć ku temu predyspozycje. Niektórzy takowych nie posiadają bo dla nich istnieją tylko arcydzieła i "gówna" jak to zazwyczaj określają. Aby obiektywnie ocenić film, przydałaby się też jakaś minimalna wiedza o kinematografii, przynajmniej historyczna aby móc porównywać. Należy na spokojnie film obejrzeć, wysnuć własne wnioski, pochamować niezadowolenie poprzez wyłapywanie tych pozytywnych aspektów filmu. Należy również zapoznać się z opinią, tak nie lubianych przez wielu forumowiczów, krytyków. Nie mówię o tych forumowych recenzentach ale o tych znanych magazynowych, telewizyjnych, gazetowych krytykach, porównać własne wnioski z wnioskami tych krytyków, a jeśli zajdzie potrzeba trochę skorygować ocenę. Nie mówię żeby kierować się ich opinią ale potraktować je jako rzetelny materiał pomocniczy :] Jak dla mnie Piotrus ocenił film w miarę obiektywnie i rzetelnie. Był bardzo rozczarowany ale wziął pod uwagę plusy filmu, ocenił na 6/10 co oznacza niezły. Dla mnie Odyseja jest conajmniej niezła dla niego to maksymalna ocena i w porządku. Ale ze stwierdzeniem "Ludzie uwielbiaja OK2001, bo tak wypada." kategorycznie się nie zgadzam. Troche się zagalopowałeś i minąłeś z prawdą.
Moja ocena Odyseji to 8/10.
Kurna, trochę się rozpisałem. Pozdrawiam.
Jest to odpowiedź do postu Godzilli. Przepraszam że nie piszę jej pod jego postem, ale nie chce, żeby to komuś umknęło.
Godzilla napisał że muzyka do filmu nie pasowała! Mylisz się i szybko (krótko) wyjaśniam czemu! "Also Sprach Zaratustra", czyli motyw przewodni tego filmu. Filozofia tego co głosił Zaratustra (polecam zresztą książkę o tym samym tytule Fryderyka Nietzschego) tak mocno przeplata/pokrywa się z tym, co chciał nam przekazać Kubrick, że nawet nie wyobrażam sobie, jakby tego utworu R. Straussa zabrakło w kluczowych momentach Odysei Kosmicznej 2001.
Reszta kawałków też miała swój cel, co zresztą możemy dowiedzieć się w wielu wywiadach z Kubrickiem.
Pozdrawiam!
PS.
Ja też się zgadzam z autorem. W jego wypowiedzi NIE chodzi o to że film jest zły ale o to że wielu ludzi daje mu z miejsca 10/10 TYLKO ze względu na to że jest to klasyka i do tego nakręcona przez wielkiego reżysera. Pjotrus krytykuje snobizm tych ludzi dla których filmy uznane za klasyki gatunku MUSZĄ być wybitne i koniec. Tacy ludzie nie potrafią dostrzec żadnych minusów takich dzieł i mieszają z błotem każdego kto ma prawo mieć odmienne zdanie a nie daj boże skrytykować go. By daleko nie szukać przykłady mamy na tym forum gdzie "znawcy" i "guru filmowi" tacy jak Matrix ("Nie wiem ile masz lat człowieczku ale zapewne jesteś jeszcze bardzo młody , około 15, więc porównujesz ten film z dzisiejszymi wypocinami"), Żandarm ("Jesli ktoś nie rozumie to jest kretynem bo gdy któs ma chociaż lekki rozumek to wie o czym ten film jest !!!") gardzą każdym komu ten film może się nie podobać. I ma rację.
Dla mnie ten film jest co najwyżej dobry. Na plus można zaliczyć ciekawy klimat i świetną muzykę. Także postać HALa i jego kwestie wypowiadane bez żadnych emocji i to że Odyseja daje do myślenia.
Z drugiej strony film jest w wielu momentach nudny i na siłę przeciągany. Pewnie w 1968 ludzie siedzieli jak zahipnotyzowani gdy na ekranie pojawiał się statek kosmiczny ale nie widzę sensu aż tylu kilkuminutowych ujęć jego lotu tak samo jak rozpoczynanie wątków (monolit!) i pozostawianiu ich samym sobie. Tak samo jak ta "kolorowa schizofrenia" pod koniec, która trwa ponad 10 min!(i to ma być to słynne budowanie klimatu oglądanie ferii barw przez niecały kwadrans?!) Historia którą chciał opowiedzieć Kubrick mogła być z powodzeniem o 30 min krótsza i dalej wiadomo by było tyle samo. Ambitne filmy w powinny bazować na niedopowiedzeniach a nie na prawie absolutnym braku informacji. Bo chyba nie o to chodzi by widz interpretował każdy element
na podstawie własnych fantazji i wymyślał niestworzone teorie tylko po to by uzasadnić sobie motywy których nie rozumie(bo niby jak ma zrozumieć jeśli sam autor nie rozwija wątku)?
"Ja też się zgadzam z autorem. W jego wypowiedzi NIE chodzi o to że film jest zły ale o to że wielu ludzi daje mu z miejsca 10/10 TYLKO ze względu na to że jest to klasyka i do tego nakręcona przez wielkiego reżysera."
A z jakiej racji autor tego tematu czyta ludziom w myślach? Skąd wie jak oceniają? Ja oceniłem ten film na 8/10 ale nie dlatego, że jest to klasyka i słynne dzieło Kubrica ale dlatego, że na tyle zasługuje. Ludzie, którzy dają 10/10 pewnie też tak uważają. "Ludzie uwielbiają OK2001, bo tak wypada" - przecież to stwierdzenie jest całkowicie wyssane z palca. Ja mógłbym o każdym innym filmie tak napisać, który jest klasyką, ale tego nie zrobię bo zostałbym zmieszany z błotem - i słusznie. Autorowi tematu nie spodobała się wysoka ocena filmu i wymyśla teorie na temat psychologii filmwebowiczów, zna ich kryteria ocen i jest jasnowidzem. Moim zdaniem jak ktoś da "Odyseji kosmicznej" 10/10 to w porządku. Ten film ma predyspozycje do bycia arcydziełem chociaż oceniłem go na 8/10. Prawda na temat oceniania jest taka, że owszem jest wiele osób, które oceniają systemem: podoba się -10, nie podoba się 1/10. Co prawda moim zdaniem, przeciętny forumowicz częściej ocenia filmy, które mu się podobały i dlatego ocena większości filmów jest zawyżona. To jest moja teoria ale nie twierdzę, że tak jest na pewno.
"Ambitne filmy w powinny bazować na niedopowiedzeniach a nie na prawie absolutnym braku informacji."
Dawno oglądałem odyseję ale nie pamiętam żebym odczuł całkowity brak informacji. Sceny w tym filmie były dosyć sugestywne i łatwo było rozwinąć własną interpretację (książki nie czytałem). Ten film bazuje na niedopowiedzeniach i nie jest to jego wadą lecz zaletą. To nie horror czy sensacja lecz psychologiczny sf, nie wszystko musi być w 100% jasne.
Tu nie chodzi o to że "Odyseja kosmiczna" nie zasługuje na 10/10 bo to ocena indywidualna każdego widza. "Ludzie uwielbiają OK2001, bo tak wypada" - to tak samo jak ze stwierdzeniem że Chopin to wielki kompozytor. Wiedzą to wszyscy bo tak mówią w telewizji, piszą w książkach itd. Ale założę się że nawet 10% społeczeństwa nie zna nawet nazwy żadnego z jego utworów(ja przyznaje się bez bicia że też nie kojarzę) ale że to genialny kompozytor potwierdzi 95% pytanych mimo że tak naprawdę nie ma o tym pojęcia. I właśnie tak samo jest z klasyką(nie zawężając tylko do "Odyseji...". Jak ktoś śmie powiedzieć że nielubi tego czy tego filmu to zaraz pojawią się jego obrońcy i zmieszają autora z błotem.
"To nie horror czy sensacja lecz psychologiczny sf, nie wszystko musi być w 100% jasne."
Oczywiście że nie musi a nawet nie powinno ale to nie znaczy że można umieścić jakiś ważny dla fabuły motyw i w ogóle nie zgłębiać jego znaczenia(bo np. co możesz NA PEWNO powiedzieć o tym monolicie? że jest czarny, bazując na tym co zobaczyłeś i usłyszałeś w filmie nie wymyślając na jego potrzeby specjalnych teorii).
Monolit to ostatnia rzecz w tym filmie, którą chciałbym aby reżyser nam objaśniał.
"Monolit to ostatnia rzecz w tym filmie, którą chciałbym aby reżyser nam objaśniał."
Jakie to wygodne no nie;]
Wspólnie się zastanówmy, czym ów monolit może być. Mi niestety nic sensownego do głowy nie przychodzi, dar od pozaziemskiej cywilizacji, aby to rodzaj ludzki szybciej uzyskał ubermenschen?
Nie będę dyskutował na temat monolitu bo film oglądałem bardzo dawno i niewiele pamiętam. W "Odyseji kosmicznej 2010" można w dosyć łatwy sposób domyslić się i zinterpretować czym jest ów monolit. Oczywiście nie w dosłowny sposób bo to nie jest kryminał do cholery, w którym wszystko musi się wyjaśnić. Nie chcę czegoś przekręcić ale wydaje mi się, że monolit był pewnego rodzaju przypomnieniem, że ponad człowiekiem istnieje jakaś siła wyższa, że nie wszędzie człowiek może wtykać swój ciekawski nosek, nie zawsze otrzyma odpowiedzi na swoje odwieczne pytania. Coś w rodzaju "nie zbadane są wyroki boskie". W drugiej części odyseji to jest powiedziane już w taki sposób, że wystarczy choć na chwilę ruszyć łepetyną, pobudziś swoją wyobraźnię i już. Jak w szkole - co autor tego wiersza miał na myśli? Czy to takie trudne?
mi sie wydawalo ze monolit jest katalizatorem, srodkiem przyspieszajacym ewolucje.. lub tez wyzsza cywilizacja (ktora powoduje skoki cywilizacyjne czy jak to nazwac) albo tez Bogiem (czyli Wyzsza Instancja).. przynajmniej ja tak zrozumialem ten film ii.. tez widzialem go calkiem dawno czyli jakies 4 miechy temu ;)
a co autor mial na mysli ? pejoratywnie rzecz ujmujac - chgw
Ja jestem prawie pewien, że monolot sympolizuje śmierć.
1. Po jego dotknięciu człowiek (właściwie jego przodek) po raz pierwszy zabił bliźniego.
2. Kiedy astronauci dotykają monolitu, widać, że są pełni napięcia, ciekawości, a jednocześnie lęku. Podobnie jak śmierć, monolit przeraża i fascynuje zarazem.
3. Monolit jest czarny, kolor uznawany w naszej kulturze jako kolor śmierci.
4. Monolit ukazuje się głównemu bohaterowi tuż przed jego śmiercią na łożu.
Ja jestem prawie pewien, że monolot symbolizuje śmierć.
1. Po jego dotknięciu człowiek (właściwie jego przodek) po raz pierwszy zabił bliźniego.
2. Kiedy astronauci dotykają monolitu, widać, że są pełni napięcia, ciekawości, a jednocześnie lęku. Podobnie jak śmierć, monolit przeraża i fascynuje zarazem.
3. Monolit jest czarny, kolor uznawany w naszej kulturze jako kolor śmierci.
4. Monolit ukazuje się głównemu bohaterowi tuż przed jego śmiercią na łożu.
Ja jestem prawie pewien, że monolot symbolizuje śmierć.
1. Po jego dotknięciu człowiek (właściwie jego przodek) po raz pierwszy zabił bliźniego.
2. Kiedy astronauci dotykają monolitu, widać, że są pełni napięcia, ciekawości, a jednocześnie lęku. Podobnie jak śmierć, monolit przeraża i fascynuje zarazem.
3. Monolit jest czarny, kolor uznawany w naszej kulturze jako kolor śmierci.
4. Monolit ukazuje się głównemu bohaterowi tuż przed jego śmiercią na łożu.
Ja jestem prawie pewien, że monolot symbolizuje śmierć.
1. Po jego dotknięciu człowiek (właściwie jego przodek) po raz pierwszy zabił bliźniego.
2. Kiedy astronauci dotykają monolitu, widać, że są pełni napięcia, ciekawości, a jednocześnie lęku. Podobnie jak śmierć, monolit przeraża i fascynuje zarazem.
3. Monolit jest czarny, kolor uznawany w naszej kulturze jako kolor śmierci.
4. Monolit ukazuje się głównemu bohaterowi tuż przed jego śmiercią na łożu.
Smierc = Poznanie = wkroczenie na kolejny etap (moze za daleko wybiegam, ale koncowka filmu.. hmm).. mozliwosci interpretacji sa dosc szerokie i kazda w miare konstruktywna teoria bedzie prawdziwa..
a ja jeszcze chcialem offtopikowo powiedziec, ze dla mnie OK2001 nie jest arcydzielem, nie jest genialna, ale jest dobrym i pozywnym kaskiem kina, ktore calkiem niezle przechodzi probe czasu (chyba ;)) i film calkiem dobrze mi sie ogladalo, ale momentami bylo po prostu nudno..
Naprawdę dziwny film... Bardzo podobała mi się część pierwsza (lubię filmy przyrodnicze ~~~ joke :P ) i walka psychologiczna z Halem.
Za to wkurzały mnie przydługawe fragmenty - film mógłby być 2 razy krótszy. To miało niby dać widzom czas na myślenie o filozoficznych sprawach poruszanych w filmie? :P Jednym zdaniem - kilka świetnych elementów w przynudnawym filmie. Jak dla mnie 7.5