Nie jestem w stanie zrozumieć co wy ludziska widzicie w tym filmie. Proszę, wytłumaczcie mi
fenomen tego "dzieła", co czyni go takim wybitnym obrazem filmowym. Patrzę na oceny a tu 9,
nawet 10 u niektórych mistrzów, a w komentarzach prawie same "Ochy!" i "Achy!". Oglądnąłem, a
raczej wytrwałem do końca tej produkcji i jestem pełen podziwu, że jesteście w stanie wygrzebać
z niej jakieś głębsze sensy i mądre myśli. Czy tylko ja uważam, że to jest jeden wielki przerost
formy nad treścią? Charakterystyczny bardzo z resztą dla filmów Stalneya Kubricka.
Piszecie, że film jest za mądry dla ludzi karmionych papką hollywoodu. Przepraszam bardzo, gdzie tu
mądrość gdy reżyser karze wam się gapić tępo przez dobre kilka minut na przelatujący statek
kosmiczny, gdzie ta wasza mądrość? Zachwycacie się rosnącą trawą, albo schnącą farbą to
gratuluje, w moje gusta to raczej nie trafia. O scenie gdzie facet katapultował się bez hełmu w
KOSMOSIE do włazu i szybko zamknął drzwi to nawet nie będę się wysilał rozwodzić (to dopiero
sci-fi).
Rozumiem, że jak zagryziemy zęby na przydługawych ujęciach to można wczuć się w jakiś
tam klimat filmu. Rozumiem, że jak na tamte czasy to był przełom technologiczny w
kinematografii (ujęcia w kosmosie itp). Rozumiem, że fabuła porusza tematy egzystencjalne. Ale
czy naprawdę nie dało rady przekazać tego w sposób łatwiejszy do strawienia, nie powodujący,
że widz przysypia bądź wyrywa sobie włosy czekając na dalszy rozwój akcji? Ludziom którym się
podobało zakończenie gratuluje niesamowitej wyobraźni w zrozumieniu co autor miał na myśli,
bo ja czuje się jakby ktoś rzucił we mnie błotem i krzyknął "Interpretuj sztukę!".
Kino, co do zasady im starsze tym lepsze, każdy młodszy film to co do zasady szmira filmowa. Terminator kradł wzorce z "2001: Odyseja kosmiczna", np. komputer HAL 9000 i Skynet. To HAL 9000 był pierwszą sztuczna inteligencją, która zdobyła samoświadomość, sprzeciwiła się swoim twórcom i zabiła ludzi. Terminator i Matrix to tylko powiela.
Matrix to ogólnie wielki misz-masz - w szczególności czerpie z Ghost in the Shell [ taka tylko ciekawostka ].
To mix jak się okazuje około tysiąca filmów, nawet takich jak Maska czy Dawno temu w Chinach.
Ostatnim filmem przy którym zauważyłem sporo nawiązań/klimatu [ względem Matrixa ] było "Mroczne Miasto" z 1998. Powstał niby rok wcześniej, ale wiadomo - czas produkcji filmu trwa bardzo długo, więc nie mięli jak od siebie "zgapić". Zabawne, że są do siebie na swój sposób bardzo podobne. Polecam sprawdzić - takie neo-noir w konwencji sci-fi/thrillera.
Mam to na moim blogu, ale schowane głębiej. Rozpisywałem się dosyć na forum Mrocznego Miasta na jego forum
http://www.filmweb.pl/user/Raze/blog/558272-K%C5%82amstwa%2C+oszczerstwa%2C+pom% C3%B3wienia
Ale dialogi w obu filmach są podobne o odwołują się do ZOO, podobnie jak nawiązania do różnych nurtów filozoficznych.
A jakby ktoś powiedział, że co do zasady, im kino nowsze tym lepsze, a co starsze to szmira? Powiesz mu, że się myli? Że jest niedojrzały? A jeżeli on to samo powie albo myśli o tobie? I co wtedy? Dwa równorzędne zdania, oba głupie jak but. Proponuję używać mądrego zwrotu "według mnie", jeżeli dalej w zdaniu pojawia się słowo "lepszy". Wtedy nikt nie będzie się czuł urażony, ty się nie będziesz kompromitować i wszyscy będą zadowoleni.
"Kino, co do zasady im starsze tym lepsze, każdy młodszy film to co do zasady szmira filmowa." No faktycznie, 2-sekundowa "Scenka ogrodu z Roundhay" (dla wyjaśnienia - pierwszy film, jaki kiedykolwiek nakręcono), to absolutne arcydzieło, nie to, co późniejsze 2-minutowe "Wyjście robotników z fabryki" (pierwszy film zaprezentowany publiczności), a już do późniejszych filmów fabularnych to w ogóle nie ma co porównywać, bo to wszystko szmiry. I co z tego, że pierwszy z filmów składa się z 9 klatek, odtwarzanych z prędkością ok. 4 klatek na sekundę i przedstawia jedynie idących ludzi, a drugi ma klatek znacznie więcej, jak i częstotliwość ich odtwarzania jest wyższa, ale też przedstawia po prostu idących ludzi - wszak "Kino, co do zasady im starsze tym lepsze"!
Ten niedokończony film to marne dzieło z ciekawymi pomysłami które w późniejszych latach zostały wykorzystane w Kontakcie czy Matrixie w o wiele bardziej przyswajalny sposób.
Także:
Pomysły: 10
Wykonanie: 1
Ocena ogólna: Nie da się oglądać a po seansie jest się znużonym = 1
GWIEZDNE WOJNY TO INTELEKTUALNY PLANKTON DLA DEBILI ,DIUNA JEST POD KAŻDYM WZGLĘDEM LEPSZA.
Naciągane trochę że zainspirował do "Terminatorow" itd. Wydaje mi się że i tak by powstały, i w związku z postępem technologicznym, inni też wpadli by na takie pomysły.
Piękne wyjaśnienie, które i tak nie dotrze do ludzi "antyodysejowych". To tak jak rozmawiać z daltonistą o kolorach.
Pierwsze zdanie dyskwalifikuje Cię jako godnego partnera do dyskusji. Czepianie się czyjegoś gustu, bo nie lubi Twojego arcydzieła jest poniżej krytyki. Co mają ,,Piraci...'' do ,,2001...'' ? Nie są od niej gorsi, ani ona od nich lepsza, bo to 2 RÓŻNE filmy. Chyba, że uważasz, iż film rozrywkowy jest z zasady gorszy od filozoficznych, ciężkich obrazów.
Ja rozumiem ten film, na tyle na ile można zrozumieć w ogóle czyjś pomysł, czyjeś spojrzenie, czyjąś tezę. Interpretuję trochę po swojemu, doceniam efekty, muzykę i próbę zrozumienia drogi ewolucji. Ale dla mnie to nie jest arcydzieło, nie obejrzę tego drugi raz i nie będę piać z zachwytu. Mam do tego prawo. A miłośnicy tego filmu chyba nie bardzo mają prawo do obrażania i wypominania im, że jakiemuś innemu filmowi dali 10.
No, ludzie...
Piszesz, że jaki to on nie jest, że uważa za arcydzieło "Piratów z Karaibów", ale ty za arcydzieło uważasz filmy takie jak "Dorwać Smarta" czy "Ślubne wojny", czyli popkulturowe, komercyjne romansidła. Zatem przyganiał kocił garnkowi.
A co do filmu "Odyseja..." to też jak Quag nie ekscytuje mnie za bardzo, że te roboty "są takie urocze", dla mnie to pomalowane piórniki czy śmietniczki. Również jak Quag wykatowałm się do końca, licząc na coś trochę głębokiego, bo wybacz, ale to o czym pisałeś to frazesy.
A dlaczego w tej ostatniej scenie, astronauta najpierw widział starszego człowieka zasiadającego do stołu, który z kolei z jakiegoś powodu jego nie widział? Dlaczego ten człowiek nie widział astronauty - czy ten astronauta był niewidzialny? Miał pelerynę-niewidkę?
I dlaczego potem ten starszy człowiek nagle zniknął, a zamiast niego pojawił się inny starzec (trup?) leżący na łożu, chyba łożu śmierci? I dlaczego na koniec pojawił się ten dziwny czarny prostokąt z embrionem w środku?
To jest tak dziwne i niezrozumiałe, że trudno to rozszyfrować. Nie wiem, co autor miał na myśli. Czy twórca podał publicznie jakieś oficjalne i jednoznaczne wyjaśnienie, o co chodzi w ostatnich ośmiu minutach filmu? Czy udzielił jakiegoś wywiadu?
Uwielbiam wątek z HAL-em 9000, i podobała mi się podróż astronauty do monolitu - "Stargate's sequence". Ale końcówka mnie przerasta. Trochę jak "Poradnik Uśmiechu". :)))
Może kluczem był ten napis "poza czasem"? Moim zdaniem tam wszędzie jest David. W chwili gdy się orientuje, że to on jest tym starszym, jego młodsza wersja znika.
"Przepraszam bardzo, gdzie tu mądrość gdy reżyser karze wam się gapić tępo przez dobre kilka minut na przelatujący statek
kosmiczny, gdzie ta wasza mądrość?"
---
Jak dla mnie to żadna kara. Taki język kina - jednej osobie to odpowiada... innej nie. Tyle.
Rozumiem, że w dzisiejszych czasach upraszczanie wszystkiego co możliwe jest na "wagę złota", ale nie... Nie dało rady - to nie byłoby to samo. Mnie taki sposób prezentacji wprowadza w pewnego rodzaju trans, gdzie wsiąkam w opowieść ze zdwojoną siłą. Takie artystyczne uniesienie - a sztuka na każdego z Nas działa inaczej. Może kiedyś inaczej podejdziesz do tego filmu - jak nie... to nie jest to po prostu produkcja dla Ciebie; i nie ma w tym nic złego. Co do samej treści nie ma się co rozwodzić - niektóre rzeczy nie są na raz; i koniec. Z każdym podejściem wyciąga się więcej - zwraca uwagę na inne elementy. Bawi się każdym centymetrem filmu - ponieważ tak on został skonstruowany. Gdyby go "uprościć" - jak zaproponowałeś - byłby on jak odcinek [ A i B ] bez możliwości lawirowania po drodze i szukania odpowiedzi - jak w wierszu - innych dróg, innej głębi [ swoisty traktat filozoficzny ]. Byłaby to wędrówka w jedną stronę - mocna, ale skończona. Odyseja ma swój jasny klarowny przekaz, ale nie jest zamknięta na spekulacje. Polecam poczytać różnego typu recenzje, opinie, poczytać o samym filmie [ jak został stworzony i co dał kinematografii i nie tylko ]. To jest cały mechanizm, który pozwala wsiąknąć bez reszty. Jedno jest pewne - Odyseja nie pozwoli o sobie zapomnieć i tu jest swojego rodzaju siła. Tkwi w naszej podświadomości i powoli otwiera w głowie nowe myśli i odczucia. Jak dla mnie żadna opinia o tym filmie - konstruktywna - nie jest głupia. Jak ktoś stara się pokusić o interpretację, przemyślenia. Nie ma tu miejsca na gorszych/lepszych - ponieważ film trafia tam gdzie powinien. Kubrick właśnie to chciał osiągnąć - przedstawić konkretną historię i nastroić na więcej. Oczywiście mam na myśli ludzi, którzy chcą rozmawiać - a nie: wyśmiać, wywyższać się [ jeden jak i drugi obóz ].
W tym tkwi dla mnie siła tego filmu : W niesamowitej prezentacji, która jest ponadczasowa i w ogóle się nie zestarzała i dalej jest oryginalna. W wielowymiarowej historii, która pozwala znaleźć odpowiedzi na wielu płaszczyznach życia. W paru kultowych scenach - jak np. sekwencja z HAL-em. W niesamowitym pietyzmie i sercu oddanym przez twórców jak i aktorów. W niezapomnianej muzyce, która podsyca obraz do granic możliwości. W wielu poetyckich ujęciach, które poruszają serce... Mógłbym tak wymieniać i wymieniać.
Ponadto - nie rozumiem u wielu ludzi jednej rzeczy. Jak mamy coś rzekomo "prostego" - czy zawsze musi się to równać tyle samo co banalne, jednowymiarowe, prostackie, głupie czy też łatwe? "Przerost formy nad treścią" - treść jest bogata, ale trzeba umieć patrzeć [ a o to ciężko ]. Nie tylko w kinie, jak i w innych rzeczach - prawda? Czerpanie piękna - nawet z małych rzeczy - jest prawdziwą siłą. Jeżeli Odyseja zawiodła Cię pod tym kątem to przykro mi z tego powodu. Każdy z Nas ma inną wrażliwość - i tu nie ma co rzucać oszczerstw typu "mistrzów".
Właśnie... Dodałbym jeszcze do moich "ach'ów" - prosty, ale zarazem trudny. Jakie to życiowe :-)
Pozdrawiam!
Dla kogoś kto nie dostrzega dokładnie całej treści, to jest to przerost formy nad treścią. Niestety należę chyba do tej właśnie grupy ludzi. :( Już załapałem, że te długie ujęcia miały na celu wprowadzenie widza w "trans", na mnie to nie zadziałało, ale rozumiem że na niektórych mogło. Co do tej klarowności przekazu mam wątpliwości, bo przekaz jakiś owszem jest, ale przekazywany w sposób "męczący" (nie wiem jak to inaczej ująć). O filmie słyszałem wiele dobrego więc zabrałem się do niego z dobrym podejściem, pomimo że nie przepadam za Kubrickiem, no i niestety się zawiodłem. Szczególnie ta nieszczęsna końcówka. Jest różnica pomiędzy zmuszaniem do refleksji, a staranie się być na siłę artystycznym.
Spoko. Widocznie już się zahartowałem na tego typu ujęcia i konstrukcje filmów, więc może jestem nieobiektywny co do tej klarowności... ;-)
W takim razie - mówi się trudno. Choć mam nadzieję, że kiedyś [ jak będzie kolejny raz ] Odyseja spodoba Ci się bardziej i nie będzie to czas zmarnowany. Często tak miewałem z wieloma filmami, że po jakimś czasie zastanawiałem się "Jak mogło mi to nie podejść?!". A jak nie... to cóż - nie Twoja bajka. Jestem w stanie zrozumieć, że nie każdemu ten film musi podejść :-)
"Proszę, wytłumaczcie mi fenomen tego "dzieła", co czyni go takim wybitnym obrazem filmowym."
Ale po co?
Bo się pytam, nie chcesz to się nie udzielaj. Chciałem się dowiedzieć co pchnęło innych ludzi do wstawienia temu filmowi 9 lub 10.
Jeżeli to w ogóle jest możliwe, żeby wyjaśnić (w co wątpię), zajmie sporo czasu. Ja chcę, ale moje poświęcenie musiałoby mieć sens. A chyba mieć nie będzie.
Pozdrowienia.
Łał, rozumiem jakbym zwrócił się specjalnie do ciebie o wytłumaczenie mi filmu. Wtedy mógłbyś się pytać po co miałbyś się tak strasznie wysilać. Lecz niestety spytałem się na forum, czy któryś z użytkowników byłby wstanie mi podać ich opinie. A ty wparowałeś tutaj z dumą, oświadczając, że to nie ma sensu bo nie jesteś w stanie mi tego wytłumaczyć. Rozumiesz moje zmieszanie? :)
Nie, to Ty nie podałeś żadnego powodu. "Bo się pytam" mnie nie wystarczy. A pytać innych Tobie nie zabraniam przecież. Tym bardziej, jeżeli czegokolwiek się po odpowiedzi spodziewasz, w co także wątpię.
Zresztą, to nie jest takie najważniejsze, dopatrzeć się czegoś w tym filmie. Teraz tak sobie myślę, że niemożliwa jest odpowiedź na Twoje najpierwsze pytanie. Bo, jeżeli Tobie odpowiem, że ten film jest o dobrej małości człowieka (przede wszystkim poznawczej, ale nie tylko), to niewiele z tego będzie wynikać.
ehhh...
1. Podałem powód wkleję to bo widzę , że ciężko ci idzie czytanie: "Chciałem się dowiedzieć co pchnęło innych ludzi do wstawienia temu filmowi 9 lub 10."
2.Skoro według ciebie niemożliwa jest odpowiedź na moje pytanie, to wracamy do punktu wyjścia. Na grzyba się udzielasz?
Już tracę trochę siły i chęci, żeby się z tobą kłócić. Tyle mądrych filmów oglądnąłeś, a z logiką tak u ciebie ciężko.
Zauważ, że dopiero niedawno odkryłem, że odpowiedź jest jednak niemożliwa. Wcześniej miałem cień nadziei. A teraz rzucam sobie różne przemyślenia odnośnie sytuacji w tym temacie, bo to przyjemne.
Już mi napisałeś, że pytasz się, "bo się pytasz", i że chcesz się dowiedzieć "dlaczego inni...". A ja się pytam o rację bardziej pierwszą. Bo "dowiedzieć się, dlaczego inni..." albo "bo tak" same w sobie są nic nie wartymi powodami. Nadal nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie. Gdybyś np. napisał "bo wkurza mnie to, że ten nudny film jest oceniany tak wysoko przez pseudointeligentów, którzy chcą wydawać się tacy mądrzy, i dlatego czekam tylko, aby skreślić ich interpretacje", to byłoby to już coś. Ale to jedna strona medalu. Druga jest gorsza. Jak ze szpinakiem. To, co dla jednych jest w szpinaku obrzydliwe (czyli smak, zapach, wygląd), dla innych jest warte życia. I dlatego, m.in. nie da się odpowiedzieć na Twoje pytanie. Przecież to takie jasne.
Być może napisałem tak, bo nie mam w zwyczaju karmienia takich trolli co szukają zaczepek w internecie. :)
Na pewno coś głębszego i mądrego z tego filmu można wyciągnąć...ale ileż czasu można oglądać przelatujące statki które lecą...lecą...lecą...lecą...lecą...potem chwila gadania i znów statki lecą...lecą...lecą...lecą...lecą.
Film mnie nie przekonał, mimo że miał parę świetnych scen to mnie okropnie wynudził.
Ja przysypiałem, a gdy się przebudzałem, to to dalej leciało i nic się nie działo... ;)
Ja przysypiałem... a gdy się przebudzałem... to dalej leciało i nic się nie działo... ;)
Ja bym powiedział, że ten film ma raczej przerost treści nad formą. Za dużo reżyser chciał przekazać i za mało scen. Ale za to mamy pokaz slajdów. Nie wiem czy taka "prezentacja" nadaje się do przekazywania głębszych treści, ale cóż...
Na forum tego filmu nie znajdziesz zrozumienia dla swojej postawy. Tutaj jak nie dałeś 10 albo film ci się nie podobał, to jesteś niedojrzałym dzieckiem z kiepskim gustem i tyle.
Czy może istnieć przerost treści nad formą? Raczej nie. Po prostu treść jest czymś podstawowym, i o wiele przewyższa formę więc zawsze jest najważniejsza. Jedynie forma może przerastać treść np. gdy twórca za dużo kombinuje, a niemal o niczym nie opowiada. Podsumowując: filmy o wiele uboższe w formę niż Odyseja nadal będą tak samo dobre jeśli prezentują ciekawą treść i nie będzie można o nich powiedzieć, że mają "przerost treści nad formą".
Jeśli mówić o pokazie slajdów to o wiele lepszym przykładem będzie ten film : http://www.filmweb.pl/film/Wavelength-1967-328835
Nie oglądałem. Nie można być tak bezkrytycznym wobec tego filmu. Kubrick popełnił błąd tworząc zbyt długie sceny. Dałoby się na pewno przekazać to samo bez takich przeciąganych na maxa scen:)
Nie wiem czy wiesz, ale Kubrick i tak skrócił film i to aż o 19 minut. Zrobił to po pierwszym pokazie kinowym gdzie uznał niektóre sceny za faktycznie nieco przydługie. Poza tym Odyseja to film eksperymentalny z tą tylko różnicą, że z olbrzymim budżetem i trafił jednak do szerokiej dystrybucji. Kubrick chciał przede wszystkim by jego dzieło czuć, przeżywać a nie tylko oglądać i wyczekiwać na to "aż coś się wydarzy" bo nie o to w tym chodzi. Nie ma tu klasycznego podziału na początek, rozwój akcji i koniec itd. Stąd tak ciężki może okazać się kontakt z Odyseją.