Co do jednej rzeczy możemy być zgodni – większość reżyserów posiada poczucie estetyczne. Wiedzą oni, czy film spełnił ich wymagania i – przynajmniej w pewnym procencie – potrafią odgadnąć, czy spodoba się widzom. Drogę od skończenia montażu aż do premiery w kinach przecina jedno wydarzenia – przedpremiera dla krytyków filmowych. Opłaca się to i jednym i drugim, wszak krytyk czuje się ważniejszy oglądając go wcześniej, a reżyser czeka na dobre opinie. Zatem wiedzmy, że gdy reżyser nie chce zdecydować się na ów proces, by film wsadzić pod inkubator krytyki, żeby oceny i opinie napęczniały, coś tutaj nie gra. Najczęściej liczy na to, że ludzie – przyciągnięci dobrą reklamą – pójdą tłumnie do kin, zanim usłyszą o nim opinie negatywne.
Tak też było w przypadku „47 Ronin”, wyreżyserowanego przez Carla Rinscha, dla którego była to pierwsza pełnometrażowa produkcja. Film oparty jest na faktach, mianowicie na starej japońskiej opowieści zatytułowanej: „Zemsta roninów z Ako”, czyli historii o wendecie przeprowadzonej przez 47 bezpańskich samurajów – roninów na wysoko postawionym urzędniku, który wykorzystując fakt, że młody władca Ako nie był obeznany z etykietą dworską, namówił go do wyjęcia miecza w obecności samego szoguna. A za to groziła kara śmierci – seppuku. Po zaatakowaniu urzędnika i jego świty i zwycięstwie, zostali skazani na seppuku(...)
http://cosnaprogu.blogspot.com/2014/01/cos-na-progu-recenzuje-47-ronin.html