Po obejrzeniu Matrix Rewolucje i finałowego dialogu z agentem S nie sądziłem, że można mieć bardziej drewnianą rolę. Potem pojawił się Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia gdzie poziom zdrewnienia przebił sufit. Czy jak kto woli zarył w dno. Ale nie, 47 roninów i scena jak Keanu z drewnianą miną srającego kota, ogłasza, że nauczył się walczyć od demonów tak jakby właśnie stwierdził, że zupa była za słona wyznacza nowy poziom zdrewnienia. Biorąc pod uwagę jego wiecznie pragnące wiedzy spojrzenie, można się cieszyć, że nikt w filmie nie krzyczał koło biednego Keanu, bo by mu chyba echo łeb rozniosło.
O filmie pisać nie będę, żeby coś nadawało się do krytyki musi mieć chociaż minimalny poziom.
Amen
haha zgadzam się w 100 procentach...jego gra aktorska to jakiś dramat. Zero emocji!
W ogóle mi nie zależało na jego postaci, jak dla mnie mógłby zginąć w pierwszych trzech sekundach filmu.
Niestety zgadzam się. Aktorstwo nie prezentowało się za dobrze z wyjątkiem Sanady (większość z nich za dużo miało problemów z angielskim), ale Reeves- słabiutko. Rozumiem, że jest coś takiego jak aktorski minimalizm, ale tego trudno nazwać to nawet grą aktorską- przez cały film, niezależnie czy walczy, cierpi, triumfuje, gniewa się, czy spotyka się z ukochaną to cały czas ma ten sam wyraz twarzy. Fabuła niby na nim się skupia, ale jest postacią tak nijaką, że robił wrażenie doklejonego na siłę, aż trudno pomyśleć, że pomysł na film i odtwórcy roli głównej pochodził już od 2009. To już postacie trzecioplanowe bardziej zapadały w pamięć niż on.
Shogun wypadł świetnie. 19 lat później rola jakże inna od złowrogiego Shang Tsunga, a dokładnie ten sam demoniczny wyraz twarzy.
Racja. Shogun zalicza się akurat do tej mniejszości ;). Trochę mnie zdziwiła jego tusza, oglądałem go w współczesnym serialu Mortal Kombat (gdzie również zagrał Shang Tsunga) i tam był dużo szczuplejszy.
Dokladnie film bylby duzo lepszy gdyby wlasnie nie rola Keanu i jego pedalski wyraz twarzy.
Keanu jego kwestia w tym filmie zajmowała 1 stronę A4, resztę przekazał spojrzeniem i mimiką twarzy. Człowiek zagadka...
Na dobrą sprawę to jego "zagadkowa" mimika polegała na tym, że można było zinterpretować jego kwestie niemal w każdych możliwych konfiguracjach, np. gdy mówił "kocham cię", równie dobrze w tne sposób mógłby powiedzieć "jem zupę" - to raczej dalekie od gry polegającej na minimalizmie w stylu Bogarta :P
nadawałby się do roli edwarda w zmierzchu :P jego kwestiach nie było grama życia, na łeb pobił pattisona
Na szczęście niewiele mówił i to było wiarygodne. W końcu drzewa są raczej małomówne.
Rozumiem, że można grać jedną miną w różnych scenach ale Keanu "grał" tak jakby był na lekach, ciało na planie a myślami gdzieś tam. Żeby nie było, że coś mam do niego od razu piszę, że z pierwszego z Matrixa wychodziliśmy z kina niemal na kolanach tak bardzo mi się podobało. Ale litości.... na tle ekspresyjnych (jak zwykle) azjatów wyglądał tak, jakby dopiero wstał i nie bardzo wiedział gdzie się obudził. Po prostu szkoda fajnych aktorów drugoplanowych na robienie tła dla takiego drewna.
Stawiam orzechy na diamenty, że za rolę w tym filmie dostanie co najmniej złotą malinę. I to chyba wystruganą specjalnie w drewnie. Jak dla mnie to za niektóre teksty powinien dostać wręcz Honorowy Złoty Pniak za najbardziej drewniany powrót na plan.
Amen
Czytając wasze komentarze zastanawiam się czy w ogóle warto obejrzeć ten film:D Byłam ciekawa jak poradził sobie Keanu ale teraz nie chce wiedzieć:DD