Z tym filmem jest problem, tak jak z resztą amerykańskich gniotów. Jest zupełnie bezpłciowy,
wykastrowany, miałki, i przede wszystkim TRYWIALNY. Tak, dobrze mówię. Wszystko tu jest
strywializowane, fabuła to zlepek schematów, sceny są nudne i ograne, dialogi drętwe. Ten film
wygląda tak jakby został nakręcony na autopilocie. Albo jeszcze lepiej, wygląda jakby reżyserem
filmu była sama personifikacja Hollywoodu. W sumie, prawdopodobnie tak było, grupa
obrzydliwie bogatych producentów nie pozwoliła reżyserowi na odciśnięcie autorskiego piętna,
no bo po co? Zadbali o to by film nie wybijał się ponad przeciętność pod żadnym względem, nie
ma tu niczego co by go wyróżniało. Naprawdę, niczego.
I to jest ten problem. Weźmy dla przykładu rzadkie blockbustery które rzeczywiście są udaną
rozrywką- Pacific Rim, Spider-man, Watchmeni, albo Mroczny Rycerz.
We wszystkich z nich czuć reżysera który świetnie się bawi robiąc swój film, i na dodatek każdy z
nich odróżnia się od reszty filmów ze swojego gatunku. Pacific Rim dlatego że czuć w nim
specyficzny klimat filmów Del Toro, w Spidermanie czuć ducha Raimiego, itd itd.
W 47 roninach nie czuć nic. To nieżywy film jest.
4/10 (za ładną, zmarnowaną scenografie)