A.I. Sztuczna inteligencja

A.I. Artificial Intelligence
2001
7,2 193 tys. ocen
7,2 10 1 193020
6,8 32 krytyków
A.I. Sztuczna inteligencja
powrót do forum filmu A.I. Sztuczna inteligencja

Kompletnie nie rozumiem sensu i przekazu tego wszystkiego, co dzieje się w filmie od momentu, gdy chłopiec zostaje porzucony przez przyszywaną matkę do momentu, w którym znajduje się pod wodą. OK, już trochę minęło od kiedy to obejrzałem i może jakiś istotny wątek po prostu uleciał z mej pamięci, ale ten środkowy fragment w jakiś absurdalny sposób łączy wątki baśni, moralitetu science fiction (typu The Outer Limits) i filmu sci-fi o jakiejś techpostapokaliptycznej rzeczywistości. Problem w tym, że jak dla mnie dwie pierwsze tercje tej całości mogą być pasjonujące(niekoniecznie razem), ale ta trzecia jest już nieznośna.

Zupełnie innym wątkiem jest coś, co ostatnimi czasy pojawia się w filmach jakby częściej, a mianowicie sugesta jakoby ludzie jako rasa byli niefajni w odróżnieniu od jakichś tam kosmitów, androidów czy innego rodzaju obcych. Czym innym jawi się bowiem dostrzeganie ułomności, a czym innym immanentna niechęć do siebie, do swoich czy do własnego gatunku. Nie twierdzę oczywiście, że był to motyw przewodni filmu, ale chwile gdy bodaj narrator pod koniec mówi, że chłopiec robot był szczęśliwy m.in. dlatego, że nie było z nim i "mamą" jej syna albo moment, w którym facet prowadzący spektakl niszczenia robotów nie umiał przekonać widowni do tego, że ma do czynienia z doskonale zrobionym, ale tylko robotem napawają mnie grozą. Kojarzę ludzi, którym tak się życie ułożyło, że większą miłością darzą zwierzęta niż innych ludzi. Wyobraźnia podpowiada mi, że jeśli stworzymy robota, który doskonale naśladuje to, co w ludziach najpiękniejsze, przysporzy to innym ludziom wiele bólu i cierpienia.

Historia chłopca-robota zupełnie do mnie nie przemówiła. Raz po raz, kiedy naprawdę chciałem wczuć się w nią emocjonalnie, pojawiał się jakiś zgrzyt. Musiałbym ponownie obejrzeć film, by wszystkie kolejne wyliczyć. Autorzy całkiem sprawnie przywołali przy okazji szereg wątków etycznych związanych z ewentualnym pojawieniem się androidów. Zakładam, że ich celem była raczej swoista ewokacja refleksji, a nie konsekwentne poprowadzenie któregoś tematu. Szkoda w sumie, bo stworzono materię na dobry, nienarzucający się moralitet.
Nie rozumiem roli w postnowoczesnej baśni o Pinokio androida do seksualnego zaspokajania kobiet. Sympatyczny niehumanoidalny misio fajnie wpisuje się w kontekst bajkowy, ale jeszcze bardziej zaciera mi granicę między tymi czującymi i nieczującymi istotami.

Są tacy, którzy chłopca-robota szukającego owej cudownej wróżki i wyczekującego przed jej obliczem odnoszą do jakiejś religijnej symboliki, a w symbolu wskrzeszonej matki doszukują się jakiejś wizji nieba. Mnie jednak łatwiej odnaleźć tam przerażająco smutne odniesienie. Oto rodzice nie pozwalają swemu synowi umrzeć, bo po prostu chcą go mieć (w filmie akurat słusznie - bo udało się go uleczyć), później fundują sobie na pociechę niestarzejące się nibydziecko - z próżności, fanaberii, dla zabawy, dla zapełnienia własnych potrzeb czy instynktów (podobnie zresztą później urodziwa kobieta funduje sobie noc z elektronicznym amantem), a na końcu robochłopiec wskrzesza sobie na jeden dzień mamę - również dla zapełnienia własnych potrzeb, instynktów, bo po prostu chce ją mieć dla siebie.

ocenił(a) film na 7
_Struna_

A cóż w tym jest takiego niezwykłego? Mało to ludzi myli miłość z własnymi potrzebami i instynktami? Generalnie większość z nas bierze za miłość własną potrzebę miłości. Gdyby było inaczej to na propozycję rozstania/rozwodu ze strony partnera/partnerki wszyscy reagowaliby entuzjastycznie słowami "Masz rację, zacznij nowe życie, rozwijaj się, bądź szczęśliwa/szczęśliwy, bo na dzień dzisiejszy ja cię ograniczam". Ilu ludzi tak postępuje? Bardzo niewielu. Raczej w modzie jest "walczenie o związek", czyli trzymanie przy sobie na siłę kogoś, kto się szamocze i nie wie, którymi drzwiami uciekać.

No pół biedy, jeśli chodzi o małżeństwa. Może nie da się tego aż tak uprościć jak zaproponowałam. Ale ilu jest rodziców, którzy ingerują w życie dorosłych dzieci? Zamykają w złotej klatce, zatrudniają w rodzinnej firmie, kupują mieszkanie w sąsiednim bloku, robią wszystko, żeby nie pozwolić latorośli na założenie własnej rodziny, a nawet jeśli do tego dojdzie - praktycznie siedzą młodej parze na karku i jeśli tylko mogą, dyktują własne prawa. Generalnie jako ludzie bardzo kiepsko potrafimy radzić sobie z poczuciem straty po bliskiej osobie. I między innymi to pokazuje film.