Rozczarowanie na pelnej linii. Cos tak plytkiego i nie trzymajacego sie kupy dawno nie widzialam. Wspanialy wizjoner Spielberg coraz bardziej upodabnia sie do Michaela Jacksona - infantylizm. Wlasciwie to nawet nie wiadomo do kogo film jest adresowany: zbyt okrutny jak dla dzieci, ale te nie do przelkniecia dla starszego pokolenia. Jedyne co trzyma w fotelu i nie pozwala oderwac oczu od ekranu to Osmond w roli Davida. Niespodziewalam sie, ze dziecko moze tak wspaniale grac i ukazywac emocje. Ja bym mu od razu dala Oscara, ciagle jestem pod wrazeniem. Poza tym - zdjecia zapieraja dech w piersiach, efekty specjalne tez niczego sobie. Tylko jakos tak wyszlo, ze przy najmniejszym wspomnieniu Nowego Jorku, ukazaniu zniszczonego Manhatannu, wraz z ciagle istniejacymi Twin Towers, publicznosc wybuchala salwami smiechu. Moze to udzielajace sie zmeczenie. Te 145 minut daje sie wyraznie we znaki i moim zdaniem niektorych scen (polowanie na maszyny i ich zbiorowe niszczenie) mozna by skrocic a nawet calkowicie wyciac. A ufoludki na koncu sa slodkie.
Ufoludki, czy nie?
Lord nie stresuj sie tak. To nie byly ufoludki, tylko wysoce rozwiniete roboty, ale przyznam sie szczerze, iz w pierwszym momencie rowniez wzialem je za przybyszy z kosmosu. Jezeli ktos ogladal film niezbyt uwaznie to moglo mu to umknac. A tak w ogole, to caly fragment z nimi byl w ogole niepotrzebny, a caly film powinien skonczyc sie w zatopionym lunaoarku.