aha i jeszcze jedno-zakochał się po 1 dennej randce w de facto obcej dziewczynie?
jest. Nie widział jej od liceum, z kontekstu wynika, że słabo się znają, idą na randkę, którą chłop od początku stara się zepsuć jak to tylko możliwe,
Tak, starał się zepsuć (żeby nie narazić się pani Robinson) - gdzie tam widać jego "zakochanie", jak się wyraża?
Aha, czyli uganiał się za Elaine tylko po to, żeby narobić sobie kwasu z zazdrosną Mrs. Robinson? ;) Przecież nie mówimy tutaj o genezie _pierwszej_randki, tylko o tejże konsekwencjach.
Przecież cała historia opowiedziana w filmie rozpięta jest na strunie między niefortunnym romansem z Mrs. Robinson (który symbolizuje zepsucie, egoizm i system "wzajemnej wymiany usług" zastanego świata ludzi dorosłych) a miłością do Elaine -- symbolizującą prawdę, szczerość, ufność, wolność, itp.). Oczywiście, że na pierwszej randce pojawiają się wyraźne oznaki wzajemnej miłości Bena i Elaine -- odnajdują się oni niczym dwoje rozbitków w tym obcym, chłodnym, sztucznym świecie, do wkoczenia w który byli przygotowywani całe dotychczasowe życie.
Tym niemniej, zgadzam się też z założycielem wątku. Ten film jest zrozumiały i sensowny, gdy się go bierze jako metaforę sytuacji społeczno-kulturowej. Jako fabuła, czyli opowieść o pewnych postaciach, broni się już słabo. Jako kino obyczajowe, jest moim zdaniem, okropnie wydumany, nieprawdopodobny i zadęty.
Może odnieśmy się do konkretnego wątku założycielki (założyciela?) tematu - żeby wypowiedzieć się w kontekście: na pierwszej randce widz nie dostrzega owego "zakochania się w de facto obcej dziewczynie". Tylko to napisałem i nadal uważam, że w zachowaniu Bena nie ma niczego, co wskazywałoby na jego miłosne zauroczenie, o miłości już nie mówiąc. Jednak uważasz inaczej, więc prosiłbym o konkretne przykłady. Dla jasności: mowa ciągle o pierwszym spotkaniu, o tej nieszczęsnej "randce".
Moim zdaniem film jest znakomity, wiec raczej nie ma szans na porozumienie stron.
W dalszej części tego spotkania? No, powiedzmy jest nią zainteresowany,
Ale następnie panna nie chce mieć z nim nic wspólnego i wyjeżdża na studia. Ciężko uwierzyć by po tym spotaniu był przekonany, że chce się z nią żenić. Mało to wiarygodne i nie tylko to.
Ale przecież on wcale nie był przekonany o tym, ze ona go chce. Był tylko pewny, że on jej chce i zrobi wszystko, żeby zdobyć jej wzajemność. Wiele jest takich historii, co w nich takiego dziwnego?
I właśnie tu historia jest niewiarygodna. Naprawdę jesteś przekonany, że chcesz jakiejś kobiety (nawet ślubu) po takim okresie znajomości? On NIC o niej praktycznie nie wiedział.
Pasuje. Dla niego ten związek był tak istotny, bo stanowił wyraźną cezurę między tym Benem z którego wyrósł, a tym nowym, którym się właśnie stawał. Wbrew wszystkim, wbrew staremu. To wyjaśnia dlaczego aż tak bardzo chciał. Co wcale nie znaczy, że ta miłość była absolutna - wystarczy przypomnieć sobie ostatnią scenę w autobusie.