Co jak co ale nie można nazwać tej produkcji ponadczasowym. Podczas gdy w 67' pomysł może był dobry to teraz jest to po prostu kolejny film o stereotypowym dla tego rodzaju scenariuszu. Ode mnie tylko 4/10.
Właśnie dlatego ten film jest ponadczasowy, bo ktoś nakręcił jeszcze film o podobnym scenariuszu. Wyobraź sobie, że piszesz scenariusz filmu w 1967 roku jednocześnie zastanawiając się jak go napisać, żeby 40 lat później, nikt nie napisał niczego podobnego, po obejrzeniu tego co ty zrobiłeś. To tak jakbyś napisał, że Romeo i Jula nie jest ponadczasowe,bo jest stereotypem dla połowy komedii romantycznych, z tą różnicą, że te kończą się happy end-em
dokładnie tak, dokładnie tak!
jak dla mnie to klasyk, daję 9/10 a jeśli do teraz robią filmy na tym
schemacie od '67 to chyba tylko świadczy na plus. chodzi o to, że film był
pierwszym, który pokazał miłość w taki sposób. w tamtych czasach to był
przełom, nie tylko w filmie, ale i obyczajowy (niekoniecznie film wywołał
przełom, może tylko go pokazywał - whatever ;P)
Film jest wciąż świetny.
Natomiast książka została fatalnie przetłumaczona. Nienawidzę dosłownych kalek z angielskiego w dialogach, a tutaj mamy tak przez cały czas (powieść krótka, opierająca się właśnie na dialogach).
Z tego, co widać, można przypuszczać że oryginał też był taki sobie - bardziej sztuka, czy szkic scenariusza, niż porządna powieść.
Kultowy. Wszystkie, ale to wszystkie metafory w tym filmie są dzisiaj doskonale czytelne.
popieram! po prostu :KULTOWY
rewelacyjne kreacje, gra aktorska, a o muzyce to nawet nie wspomnę, bo musiałabym całe elaboraty pisać - jest fenomenalna!
weź człowieku pooglądaj trochę filmów zanim zaczniesz chrzanić - filmy powstają już od dłuższego czasu, wiek prawie, wiesz?
hłe hłe - "Co jak co ale nie można nazwać tej produkcji ponadczasowym" - dać temu filmowi poniżej 7 jest po prostu obciachem, to tak jakby zarzucić Leonardowi, że Mona Lisa jest taka sama jak pozostałe damy (z łasiczką lub bez) - modne pieprzenie, ale nie ma wpływu na ocenę tego PONADCZASOWEGO filmu najmniejszego.
Cóż następny niedorobiony trol, który za wszelką cenę musi zaistnieć poprzez brak własnego światopoglądu, wiedzy, nie wspominając już o stylistyce pisanej na poziomie dziecka w podstawówki. Ten film może być dla ciebie słaby, ale tylko dlatego, że nie masz bladego pojęcia o temacie tego filmu. Dla mułów twojego pokroju jest to film o romansie młodego chłopaka ze starszą kobietą. Porażka. Tak na prawdę film jest geniuszem jak na tamte lata, i dalej jest nim dla mnie. Film porusza masę tematów np: zdradę, fantazję i wyobraźnię osoby po studiach(jednoczesny brak pomysłu co z sobą zrobić). Film jest genialny, nie komentuje już muzyki, która dalej jest aktualna do miłosnych ciasnych pokoików(oczywiście wykluczając tępe 17letnie blond-emo). Zapewne osoba udzielająca oceny 4/10 jest osobą tego pokroju, i jest znikoma, aby komentować ten film.
Mnie też nazwiesz mułem? Bo dla mnie ten film jest słaby. 4/10. "ujdzie".
Irytujący główny bohater, typowe do bólu sytuacje, a przez to również przewidywalność.
Film może był bardzo dobry kiedy powstał i jakiś czas po tym. Teraz razi. Podobać się może z pewnością osobom, które śledzą rozwój różnych form filmowych i widzą w nich klasyka.
Dałem, amelia jest przewidywalna jeśli chodzi o zakończenie, natomiast po drodze usiana mini-wątkami, charakterystykami i zdarzeniami, które kreują interesujący świat, dla mnie nie był on irytujący. Natomiast w przypadku absolwenta jest dużo płyciej, węziej, typowiej (charakterystyka postaci chociażby).
Dokładnie tak jak napisales/as Aruel, główny bohater też mnie strasznie irytował...
Żal, żal.pl - człowieku dokształć się zanim coś będziesz oceniał. Stereotypowy scenariusz - to woła o pomstę do nieba! To jest jeden z ważniejszych filmów tworzonych w okresie kina kontestacji! Ewolucja głównego bohatera w czasie trwania filmu, krytyka klasy średniej ówczesnej Ameryki, dwuznaczność zakończenia, poza tym kultowe już role Hoffmana i Bancroft, o ścieżce dźwiękowej nawet nie wspominając - jeżeli to zasługuje na ocenę niższą niż 7/10, to trzeba się zacząć obawiać o obecne pojmowanie i docenianie sztuki filmowej.
Nie mam zamiaru krytykować założyciela tematu za tę niską ocenę, bo szanuję jego gust. Ok, film mógł Ci się nie podobać. Nie zgodzę się jednak w kwestii zanegowania ponadczasowości "Absolwenta".
Jestem akurat po seansie, nie czytałem żadnych opisów, recenzji, dlatego też moja opinia jest spontaniczna. Dla mnie jest to film o niezdecydowaniu młodych ludzi, ich zagubieniu w skomplikowanej rzeczywistości! Oprócz początkowego wątku romansu głównego bohatera z panią Robinson jest to najbardziej zauważalny motyw przewijający się w "Absolwencie". Muszę przyznać, iż zostałem w pewnym stopniu zaskoczony zakończeniem, liczyłem na najprostszy z możliwych happy endów - Benjamin wbiega do kościoła niedługo przed sakramentalnym "tak", wyznaje miłość Elaine, po czym uciekają razem. Tymczasem dziewczyna zdążyła już zostać żoną Carla Smitha. Odchodzi natomiast z Benem (po pewnym zabawnym incydencie)...
Finałowa scena nie jest jednak obrazem sielanki dwojga zakochanych, bowiem w bohaterach zaczyna rodzić się niepewność. Postaci nie rozmawiają ze sobą, praktycznie nie znają się, zapewne zadają sobie pytanie o sens własnego działania. I to jest właśnie uniwersalna charakterystyka młodych ludzi - brak doświadczenia życiowego, decyzje pod wpływem impulsu, emocji, zagubienie.
Poza niebanalną treścią: świetna gra aktorska, muzyka nadająca prawdziwy klimat.
Ja uważam, że ten film jest zdecydowanie ponadczasowy... Jest to jeden z nielicznych filmów które tak bardzo oczarowują swoim klimatem ,że trudno potem z niego wyjść. A końcowa scena kiedy główni bohaterowie uciekają i wsiadają do autobusu to chyba jedna z moich ulubionych scen filmowych ;-)
Film ponadczasowy, głęboki i wgl. Ostatnia scena po prostu rozwala, film paradoksalnie nie kończy się dobrze.
no właśnie, tu jest clue - film wcale nie kończy się dobrze, ale małolaty tego nie czytają, bo całą głębię (w tym niepokój) romantyzmu zniszczyły "komedie romantyczne"; Absolwent do tego gatunku nie należy
"film wcale nie kończy się dobrze..."
I kończy, i nie kończy. Faktycznie, niewiele osób dostrzega, że brak tu landrynkowego happy endu.