Ze względu na pomysł ekranizacji życia jednego z największych wodzów starożytności dałem mu 1/10.Bo dzieje Aleksandra Wielkiego dawały materiał na porządny film.A co wyszło,o matko!,sam w to nie wierze co zobaczyłem, pan Stone przychodził chyba jakiś kryzys osobisty bo to człowiek,który umie robić filmy.Co poszło nie tak?.Po pierwsze dobór aktorów, Colin Farrell nie nadaje się do tego typu ról,a kiedy zobaczyłem A.Jolie chciało mi się rzucić czymś w ekran,bo mnie irytowała, a V.Kilmer swoją grą mnie raczej rozbawił.Reszta zaś ujdzie w tłumie ale i tak nikt się nie wybił ponad przecientmośc.No i wielka nuda, to i tak za mało powiedziane,dialogi i akcja stanowią największy usypiacz filmu.Chodź to nie było celem twórców.A za charakteryzacje powinno się powystrzelać tych,którzy ją wykonali, bo aktorom po prostu makijaż rozpływał się w upalnym słońcu.I nie wierze ani na jotę ze Aleksander,który podbił najpotężniejsze państwo starożytnego świata był takim,beksą i pozbawiony charyzmy.Człowiek,który walczy na pierwszej lini w bitwie musi być odważny.Czyli zamiast Aleksandra Wielkiego, zobaczyłem Aleksandra Pierdołę, użerającego się ze swoimi słabościami.Ale jest jeden plusik za kostiumy i za scenografie.Po obejrzeniu tego dziełka chciało mi się nie tylko spać ale i wymiotować bo oglądając go czułem się jakbym zażywał jakiś środków wymiotnych.W sumie spod ręki O. Stone wyszedł bubel i fuszerka.Tę kaszankę będę omijać z daleka bo nie chce kolejny raz przeżywać takiej udręki działającej na mój organizm i duszę.