„Dar wolności. Trudny dar wolności człowieka, który sprawia, że wciąż bytujemy pomiędzy dobrem, a złem...
Wolność wszakże może przerodzić się w swawolę-jak wiemy również z naszych dziejów-może omamić człowieka pozorem „złotej wolności”...”
Jan Paweł II
Do polskich kin 1 stycznia 2005 roku wszedł długo oczekiwany obraz o życiu, działalności, walce, nadziei, samotności, fortunie, zdradzie i miłości Aleksandra; Aleksandra, któremu już nikt w historii nie dorównał, bowiem był to Aleksander Wielki.
Reżyserem tego dzieła został sam Oliver Stone (m.in.Pluton, JFK), który obsadził w rolach starożytnych herosów, bohaterów i walecznych wojowników same gwiazdy m.in. Angeline Jolie w roli matki Aleksandra, Colin’a Farrell’a w roli tytułowej, Anthony’ego Hopkins’a jako Ptolemeusza, Val’a Kimler’a jako Filipa II i Jared’a Leto jako Hefajstiona.
Jak w skrócie można przedstawić samą sylwetkę Aleksandra? Aleksander Wielki wraz ze swoją niezwyciężoną grecką i macedońską armią w ciągu 8 lat przemierzył 35 tysięcy kilometrów, podbijając 90 procent ówczesnego świata. Ukoronowaniem jego wysiłków było stworzenie gigantycznego imperium. W wieku 25 lat podbił większość starożytnego świata, opowieść o nim snuje stary Ptolemeusz - niegdyś zaufany generał i powiernik wielkiego wojownika, teraz władca Egiptu, spisujący historię na potrzeby biblioteki aleksandryjskiej. Po kolei, poznajemy dzieciństwo urodzonego w 356 roku p.n.e. syna Olympias i Filipa II, a następnie oglądamy jak Aleksander Wielki buduje swoje imperium, najpierw podbijając Persję, potem krainy dzisiejszej Azji Środkowej, docierając aż do Indii. Historia kończy się na łożu śmierci dowódcy, w 323 roku p.n.e.. Aleksander Wielki zmarł mając 33 lata.
Film jest barwną freską życia Aleksandra-pokazuje go z różnych stron. Jest on nie tylko wspaniałym dowódcą, za którym idą rzesze zapatrzonych w niego ludzi, ale przed wszystkim jest człowiekiem, człowiekiem, który pogubił się z własnym sobą. Ma dar do bycia wodzem i dar to bycia kimś wielkim, ale w rzeczywistości to on sam nie wie kim jest. Aleksander walczy nie tylko o wolność dla ludzi, ale przede wszystkim o wolność dla siebie, swojej duszy i umysłu. Jest on niewolnikiem swojego bohatera i boskości. Został on zniewolony przez własną matkę, co bardzo dobrze ukazane jest w filmie-jej miłość do węży odzwierciedla miłość do Aleksandra. Jest ona tak silna, że oplata jego całego, ściska tak mocno, że nie może się od niej uwolnić, a w efekcie jest jadowita tak samo jak wąż...Ta miłość popycha go do czynów, których później będzie żałował...Kapitalnie swoją rolę odegrała Angelina Jolie- oddała wszystkie cechy jakie posiadała Olympias. Była chorobliwie zakochana w swoim synu, bezwzględna, zimna, przede wszystkim zazdrosna i rozpaczliwie pragnąca dobra dla syna-za wszelką cenę. Mroczna i przerażająca wręcz, porażająca swoim zlodowaciałym spojrzeniem-tylko przy Aleksandrze można było dostrzec płomyki w jej oczach, które jarzyły się jak iskry.
Oczywiście twórcy filmu nie zapomnieli o przedstawieniu widzom pikantnych szczegółów z życia Aleksandra, tego, że był np. biseksualistą. Jest mocno związany ze swoim wiernym przyjacielem i kochankiem zarazem, którym jest Hefajstion. To do niego wypowiada słowa, że tylko jemu naprawdę ufa i kocha. Obydwaj porównują swój związek- jeśli tak można nazwać ich stosunki-do Achillesa i Patroklesa. Obiecują sobie wzajemnie, że jedno pomści śmierć drugiego, a nawet zstąpi do Krainy Umarłych, aby po raz ostatnio ujrzeć twarz ukochanego. Hefjstion jest przy Aleksandrze zawsze-nawet na jego ślubie z Roxane, spogląda na niego z zazdrosną nutą w oku. Później ofiarowuje mu pierścień i nazywa go swoim Słońcem...
„Aleksander” to przede wszystkim opowieść o nas samych. O tym czego się boimy i z czym walczymy, jacy jesteśmy, a jacy chcielibyśmy być. Dążymy do glorii, chwały, triumfu, często zapominając o ważniejszych sprawach na tej ziemi. Umyka nam bezpieczeństwo, spokój, rodzina, miłość, ale taka szczera i prawdziwa-nie jadowita. W pogoni za sukcesem często sami zatracamy siebie i stajemy się własnymi niewolnikami. Aleksander umiał przezwyciężyć to czego się najbardziej boimy -przezwyciężył właśnie strach, który jest kwintesencją wypływającą z naszego wnętrza. Najtrudniej pokonać siebie-jemu się udało, a przy tym walczył o wolność, którą zdobył.
Dzieło Stona porusza widza wielkim rozmachem, a także efektami specjalnymi, które nie są w tak dużym stopniu wygenerowane komputerowo. Sceny walki robią na widzu wrażenie poprzez charakterystyczny zabieg „trzęsienia kamerą”, przez co wyglądają one tak jakby kręciła je osoba znajdująca się na polu walki i uciekała przed natarciem. Poza tym perspektywa „z lotu ptaka”- kapitalne oddanie ducha bitwy, unoszący się pyl i kurz pośród, którego wyłaniają się grupowe, masowe, ale także intymne rozgrywki pomiędzy walczącymi. Reżyser ukazał zarówno dramat ofiar zbiorowych, które giną jedna za drugą, ale także rozpacz i heroiczną odwagę jednostki.
Poza tym muzyka budująca napięcie i wprowadzająca nas-trzymając za ręke jak małe dziecko-w klimat filmu. Jest ona naszym przewodnikiem towarzyszącym od samego początku do końca. Nie mogło być przecież inaczej, bo muzykę skomponował Vangelis. Jeden z najbardziej znanych kompozytorów na świecie. Popularność zdobył w 1981 roku za muzykę do „Rydwanów ognia”- otrzymał Oscara.
Zdjęcia także bardzo dobre, których autorem jest Rodrigo Prieto. Pomysłowością wykazał się reżyser przy scenie walk w Indiach. Świetnie prezentowało się na ekranie skontrastowanie wielkości i siły słonia, do ukochanego konia Aleksadndra-Bucefała. Potem wspaniały efekt zastosowania jednej barwy na ekranie- czerwieni, która odzwierciedlała to co dzieje się w indyjskich lasach- najkrwawsza bitwa jaką stoczył Aleksander. Wizja, gdy wszystko-łącznie z liśćmi na drzewach-krwawi...
Myślę, że ta superprodukcja udała się reżyserowi. Aleksander Wielki okazał się naprawdę Wielki i nie poległ tak jak Troja. Historia opowiedziana dość przejrzyście, dość zgodna z przekazami historycznymi-ale oczywiście na potrzeby filmu wiele rzeczy zostało zmienionych, pominiętych bądź dopisanych. Taki już los, każdego historycznego poematu, gdy wpadnie on w ręce reżysera i scenarzysty.
Oliver Stone posłużył się w „Aleksandrze” symbolami-przede wszystkim orłem-który pojawia się w najważniejszych momentach i przypomina o swoim znaczeniu, wielkości, sile i przede wszystkim władzy, ale także tej wolności, o którą walczy bohater-jesteśmy wolni jak ptaki-to słynne powiedzenie, które ma odzwierciedlenie w tej historii. Posłużył się także wężem symbolizującym jakąś intrygę, zło, w odwołaniu do Biblii. Wąż to także jadowitość i nieufność-przestroga, abyśmy uważali i nie wpadli w sidła wroga.
Generalnie polecam iść do kina-jeśli lubicie historię, interesuje Was kino epickie, a starożytność to Wasza ulubiona epoka to tym bardziej polecam wybrać się na sale kinową.
Wielkie mity, wielcy bohaterowie, wielkie czyny i wielka chwała-to wszystko zawarte jest w starożytności i na kartach ksiąg opowiadających o tamtych czasach. Czy czasem nie czujemy się tak jak powiedział bohater filmu: „Najbardziej samotni jesteśmy pośród bohaterów mitów.” Pamiętajmy, że my możemy stworzyć własny mit, którego głównym bohaterem jesteś właśnie Ty
Odwoływanie się akurat do biblii w sprawie symboliki węży nie jest tutaj zabiegiem szczęśliwym. Węże w mitologii greckiej czy rzymskiej symbolizowały mądrość, również dar wróżenia i przepowiadania przyszłości. Były jednym z artrybutów wyzwolonych przez Dionizosa-Bacchusa kobiet m.in. macedońskich, które w roli bachantek wchodziły w skład orszaku Dinizosa szalejąc bo borach, rozszarpując zwierzęta (a także niekiedy mężczyzn) i spożywając je żywcem. Wierzyły, że pod postacią zwierząt, w które bóg się wcielał, spożywają ciało samego Bacchusa, co prowadziło do przeżywania stanów iście ekstatycznych. Węże niejednokrotnie przeplatały się z ich włosami.
W filmie wyraźnie jest powiedziane, że Olimpias jest wyznawczynią Dionizosa, boga pierwotnie odpowiedzialnego za wegetację i płodność głównie drzew i krzewów. Później Dionizos stał się bogiem wina i winorośli. Jego kult związany jest z wiarą w życie pośmiertne.
Grecy i Rzymianie uważali węże za duchy opiekuńcze świątyń i ołtarzy; były też one u nich często zwierzętami domowymi, które podobnie jak łasice tępiły myszy i szczury.
Wężami bawiły się dzieci, panie zaś chłodziły sobie nimi szyje i piersi.
Obrzydzenie do węży przyszło później, wraz z nastaniem chrześcijaństwa.
Dzięki za cenne uwagi-widzisz mi akurat węże w tym filmie skojarzyły się właśnie ze złem,które nosiła w sobie matka Aleksandra. Z czymś,na co powinniśmy uważać,bo gdy nas opęta to nie uwolnimy sie od niego...Tak też było z Aleksandrem. Ja to odczytałam w sposób "chrześcijański"-każdy ma prawo no nie? Ale dzięki za wypowiedź,naprawdę interesująca. Pozdrawiam!
Oczywiście symbole odczytuje się na różne sposoby, również ten wskazany przez ciebie jest słuszny. Zresztą w scenie poprzedzającej próbę omotania Aleksandra, w której w końcu całują się a ona następnia pluje mu w twarz, wąż oplata łydkę Olimpias. Niewątpliwie taką rolę chciała też Olimpias przypisać sobie w stosunku do syna. Oswajała go z wężami, ostrzegała przed przebiegłością ludzi podobnych wężom, ale równocześnie najchętniej sama by go oplotła i jeśli trzeba: zadusiła. Aleksander boi się siły emanującej z matki. Być może dlatego w końcu trzyma ją na odległość. Pozdrawiam.
Tak zdecydowanie w tej kwestii się zgadzamy-Olimpia chciała omotać Aleksandra i rzeczywiscie "zadusić"-na szczęście on przejrzał na oczy i nie dał się-tak jak mówisz-trzymał ją na dystans,bo sie jej obawiał. Całkowicie zgadzam się z tą opinią. Swoją drogą ciekawe co tak naprawdę kierowało Olimpią,że postępowała tak a nie inaczej...Chciała dobra dla syna,ale jednocześnie chciałaby mieć go tylko dla siebie-chciała nim rządzić. On mial być odzwierciedleniem jej niespełnionych pragnień i marzeń. Na szczęście to on był orłem,a ona wężem,a orzeł zawsze pożre gada,choćby był najbrdziej jadowity...Pozdrawiam!
Zadajesz mi trudne pytanie. To bardziej rzecz dla psychoanalityków. Osobiście mam w pogardzie wszystko, co się zwie rodzicem i niebiosom składam dzięki, że sama nim nie jestem.
Gdybym była, dorównywałabym, a nawet przebijałabym innych gnębicieli własnych dzieci. Bo pod tzw. miłością do miotu kryją się żądze podporządkowywania sobie istot z gruntu słabszych. Więc chwała najwyższemu, że mnie to bestialstwo omija ;)))
Rodzicielstwo to kara, którą nam się wmawia jako coś na kształt szczęścia.
No,no nie powiem-masz z lekka inne poglądy na temat rodzicielstwa...ale nie mówię,że są one złe. Każde poglądy są dobre,jeśli nikogo nie krzywdzą...Może jak kiedyś zostaniesz matką to zmienisz swój stosunek.A póki co dzięki za bardzo miłą wymianę poglądów-kulturalne rozmowy zawsze napawaja optymizmem :P Z pozdrowieniami zapraszam do siebie na blog.
Macierzyństwo nie jest ani niczym lepszym ani niczym gorszym niż jakakolwiek z rzeczy, jakie daje nam życie. W każdej dowolnej dziedzinie można się realizować, a szczególna szczęśliwość, jaką przypisujemy akurat macierzyństwu bądź związkom partnerskim jest nieskończenie powielaną iluzją, co zresztą w każdym filmie jak i w życiu widać. Właśnie te problemy bez końca roztrząsane są przez kino, również w „Aleksandrze” :-)))