Film oglądałem ze sporym zainteresowaniem, aczkolwiek było kilka momentów na których ziewałem;-) Ogólnie filmowi nie można nic zarzucić, ale... ale czegoś brakiuje... Pejazarze-suuper, bitwy-poprawne, aktorzy-nieźle itd. Jednak wciąż pozostaje ale... I po tygodniu od obejrzenia filmu wpadłem na to czego w tym filmie brakuje:D Porównajmy Alexandra z Braveheart'em. Wiadomo że ten drugi kręcony dawno, nie z takim rozmachem, inny reżyser, a jednak jako film obyczajowo(bo w końcu oba są tak naprawde o życiu wielkich ludzi) wojenny(nie trzeba wyjaśnić;-)) jest lepszy w odbiorze, czemu?? Bo w Alexandrze brakuje postaci z którą widz może się utorzsamić. Żaden heteroseksualny mężczyzna nie poczuje emocjonalnej więzi z ( za przeproszeniem) pedałem! Natomiast chyba mało która kobieta będzie zafascynowana związkiem dwuch facetów, kobieta szuka w filmie herosa, obrońcy kobiety, a nie wymalowanego geja z chorymi ambicjami. Kolejna rzecz; w filmie brakuje romantycznego heroizmu, bo znowu analogicznie, w Bravehear'cie śmierć głównego bohatera jest heroiczna, a w Alexandrze nic takiego... bardziej coś w stylu: no fajnie pije trucizne, no tak umre sobie, no mój kochanek zmarł to ja tez... koniec... nic... tak jakoś bez emocji to Stone przedstawił... Cały film właśnie taki jest... Bez emocjonalnej więzi z bohaterami, a taki film sie zapomina, nie wraca do niego, chyba ze na dvd do poszczególnych scen(bitewnych)... I kropka:D