Jako wielbicielka historii starożytnej muszę z przykrością powiedzieć że kupa kasy poszła na marne. Z wielkiego, charyzmatycznego wodza zrobiono zahukanego pedałka - i z jakiegoś powodu stało się to głównym wątkiem filmu. Z niesamowitej strategii, stosowanej do dziś przez wojskowych, zrobiono jedną wiekszą i dwie nędzne bitewki prowadzone bez ładu i składu. Z podboju połowy Euroazji - wędrówkę "cholera wie gdzie byle dalej od mamuśki". Zdjęcia chwilami jak "Urodzonych morderców" jakby nie na miejscu... Farell jakiś bezbarwny... Zamiast epopei wyszedł trzykilometrowy gniot. Dobranoc.