Na pewno film niedoceniany. Wystawny, barwny, pełen pietyzmu, bardzo dobrze zagrany, z kilkoma czysto symbolicznymi, świetnymi, chwytliwymi scenami. Za samo zaangażowanie twórców w tę produkcję należy się uznanie, bowiem "Aleksander" przy całej swojej słabości fabularno reżyserskiej, stworzony został z pasją i z sensem. Mało mnie obchodzi to jak bardzo skrzywiono historię Aleksandra Wielkiego, ważne że "Aleksander" jest uniwersalną przypowieścią o władzy, odkrywaniu nieznanego, marzeniach oraz granicach między potrzebą ich realizacji, a pychą i zniszczeniem. Świetna, wielowymiarowa i żywa postać Aleksandra odgrywana przez dobrego Colina Farrela, który przyznam szczerze nie zawsze mi się podoba, ale ostatnio coraz częściej się jednak podoba (niedawno np. w emitowanym w tv "Telefonie"). Dobra muzyka, bo w przypadku jej autora, innej opcji poza zakresem "więcej niż dobra" i "genialna", po prostu nie ma :)
To co drażni, to dziwnie poprowadzona historia. Film jest nierówny, szarpany. Brakuje jakiejś takiej spójności. Drugi raz oglądałem i odniosłem podobne wrażenie, chociaż tym razem "Aleksander" zrobił na mnie większe wrażenie niż za pierwszym razem. Czasami można odczuć przesyt, ale to dosłownie wszystkiego: od patosu poczynając, na kolorkach (które na początku pochwaliłem) kończąc.
Wyłamię się z powszechnie panującego trendu mieszania "Aleksandra" z błotkiem i stwierdzam, że to niezły, a nawet ujdzie w tłoku, że dobry film ;) 7/10
A propos tego przeładowania i przesycenia. W "Aleksandrze", ta majestatyczna, patetyczna, "wielka wielkość", nieprzypadkowo tak się ciągnie i osiąga tak monstrualne rozmiary, ponieważ te wspaniałości są jak mity za które pili wojowie Aleksandra. Niektóre mity są jak marzenia na wyciągnięcie ręki. Poszerzają horyzonty myślowe, skłaniają ludzi do budowanie czegoś ważnego, ale ile można karmić ludzi samymi mitami? Jak daleko można się posunąć w pogoni za realizacją wielkiej idei i tworzeniem nowego mitu, który przyćmi osiągnięcia poprzedników?
Tak więc obserwujemy jak legenda Aleksandra rośnie w siłę, imperium rozrasta się niemal do granic znanego wówczas świata, kolejne ludy i plemiona podbijane są złotem bądź mieczem. Do ukończenia pewnego etapu w realizacji marzeń dzieli już tylko ostatnie pasmo górskie. Widzimy piękną scenę w której Aleksander spogląda na góry, których ogrom nie może już zadziwić odkrywców-zdobywców po tym co ujrzeli w swojej podróży. Cel jest zacny, ale im większa władza i mit, tym większa pycha i zepsucie. Marzenia zamieniają się w obsesję, a szczytne idee w manię wielkości. Gdy mozolny wzrost "wielkości" zaczyna słabnąć, obserwujemy wielki upadek i w konsekwencji katastrofę: 40 lat rzezi i wojen po podziale niegdyś wielkiego, teraz podzielonego na części "mitycznego" imperium.
Na tym polu szukałbym wielkości dzieła Olivera Stone'a.