Mam kilka zarzutów wobec tego "dzieła":
1. Konwencja filmu opowiadanego przez jednego z bohaterów powinna wykluczać ukazywanie scen, których opowiadający nie mógł widzieć, a Ptolemeusz poniekąd opowiada WSZYSTKO, nawet treść korespondencji, której nigdy na oczy nie widział, itp. Niestety, ale z wyborem narratora spośród bohaterów akcji wiążą się pewne koszty, scenarzysta niestety o tym zapomniał.
2. Pierwsza scena - kilka sekund sceny śmierci - bez sensu. Tego typu scena z końca przeniesiona na początek powinna wzbudzić zainteresowanie, albo znaleźć się na początku w jakimś celu. Taki bezrozumny kilkusekundowy fragment na wstępie kompletnie nie ma sensu, w sumie można go nawet przeoczyć.
3. Nie podobają mi się przeskoki chronologii, nie są uzasadnione żadną większą logiką, nie wynikają z wyraźnie zarysowanej koncepcji akcji filmu.
4. Zbytnie i przesadne kreowanie Filipa II jako idioty i potwora, w historii zapisał się on przecież jako przywódca wybitny... W ogóle różnie to bywa z prawdą historyczną w filmie.
5. Mistrzowskie przedstawienie map z czasów akcji filmu - angielskie nazwy krain geograficznych napisane niby-starogrecką czcionką, tylko pogratulować mistyfikacji. Czy odbiorcy filmów są naprawdę aż tacy głupi?
6. Fabuła źle skonstruowana, niespójna, mało jest w niej rzeczy istotnych, a za dużo gadania o niczym i skupienia na zdarzeniach nieistotnych. Co właściwie widz wynosi za wiedzę o Aleksandrze Macedońskim po tym filmie? Że miał ładną matkę, i że zwalczył z Persami a później z nie-wiadomo-kim na słoniach. Lepsze byłyby jakieś konkrety.
7. Jedyna walka z Persami przedstawiona w sposób nudny, nużący i nielogiczny z uwagi na typ formacji szyku wojskowego z tamtych czasów(szyk zwarty, inspirowany nieco falangą). Niemożliwe praktycznie są walki indywidualne, toczone co kilka metrów, a tam było prawie tylko to (system pojedynków to zdecydowanie średniowiecze). Wiem, że to heroizuje poszczególne jednostki, ale co z historią?