Wszyscy na forum kłócą się czy film był dobry czy zły, licytują wymieniając fakty z życia
Aleksandra. Nikt nie zastanawia się o czym tak naprawdę był, co miał przekazać. Ja z
historii zawsze byłam słaba, myślę, że na filmach znam się trochę lepiej. Chodzi o to by
od tej historii się odciąć bo MIMO TEGO, ŻE ALEKSANDER BYŁ WIELKIM I POTĘŻNYM
WŁADCĄ TO BYŁ TEŻ SŁABYM I ZAGUBIONYM CZŁOWIEKIEM.
Moim zdaniem ten film opowiada o jego trudnej relacji z matką i o tym jak rzutuje ona na
jego życie. Kochał ją, ale czasem też nienawidził. Skoro nie ufał własnej matce to jak mógł
obdarzyć zaufaniem inną osobę? Jak miał otworzyć się przed żoną? Jak kochać? Łączyła
go z kobietami tylko czysto fizyczna więź. Zupełnie inaczej jest w przypadku Hefajstiona.
Nie ważna jest ta fizyczna bliskość( można spekulować czy była czy nie, reżyser nie
odpowiada na to pytanie) ale ta psychiczna.To z nim dorastał, tylko jemu ufał. Otoczenie i
ludzie u boku Aleksandra się zmieniali, ale on był jedyna stałą.Ten wielki władca całe
życie przed czymś uciekał, całe życie czegoś szukał i mimo, że zaszedł prawie na kraniec
świata to przed matką nie uciekł a siebie nie odnalazł.
Również popieram. Ten film bardziej skupiał się na psychice tego człowieka i jego motywach działania, pokazywał, że tak naprawdę sam nie wiedział czego pragnie i nie czuje się szczęśliwy, mimo tak spektakularnych czynów. Ale najbardziej urzekła mnie muzyka Vangelisa...
Chyba wiedział czego pragnie. Chciał dotrzeć (w fizycznym tego sensie) na KONIEC Świata. To może świadczyć też o pewnego rodzaju zagubieniu, może swiadczyć też o lęku przed śmiercią. I ta jego obsesyjna żądza sławy ("Wolę świecić przez chwilę, niż tlić sie przez lata"). I władzy. Wlaściwie nikt wcześniej ani pózniej nie miał takiej władzy. Z pózniejszych pożądał jej podobnie chyba tylko Juliusz Cezar ("Wolałbym być pierwszy w tej wiosce, niż drugi w Rzymie").
To co piszesz to prawda i byłby to znakomity film, gdyby rzeczywiście o tym opowiadał w sposób spójny.
Wg mnie był przegadany (co chwilę wykład na temat historii, monolog i to praktycznie po staroangielsku, nienaturalnym językiem) a film był ogólnie za długi. Nie wspomnę o przeskokach w czasie denerwujących dla widza (najgorszy skok - uczta weselna u ojca Aleksandra, Filipa, a potem nagle Gaugamela, gdy Filip już od dawna nie żył a Aleksander od dawna zasiadał na tronie),
Był wielkim i potężnym władcą, ale również człowiekiem o tyrańskim zapędach. Aby przedstawić postać Aleksandra Wielkiego potrzeba wiele, wiele sprzeczności w grze aktora. Uciekać przed matką ? Aleksander nie musiał tego robić. Olimpias siedziała w Pelli i jedyne co mogła, to wysyłać listy do Aleksandra ze skargami na to, że nie ma wpływu na politykę generała wyznaczonego przez AM do zarządzania Macedonią. Skoro jej wpływy tam się kończyły, to gdzie nagle mają sięgać wzorującego się na Achillesie Aleksandra, który podówczas zdobywał rozległe połacie Azji ? Aleksander nie wiedział czego chce ? Stworzenie gigantycznego imperium powiązane z pogodzeniem wielu odmiennych kultur w imię uniwersalnego państwa obejmującego niemalże cały ówczesny świat ? Doskonale wiedział czego chce. I dążył do tego celu po trupach (śmierć Parmeniona i Klejtosa Czarnego). Piszesz, że aby zrozumieć postępowanie Aleksandra trzeba się odciąć od historii. Wybacz, ale to jest absurd. Historia właśnie pozwala nam ocenić Aleksandra i uwypuklić jego czyny na tyle, aby były one dostrzegalne w całej okazałości. Film ten de facto wykreował nowego Aleksandra. Zamiast nałogowca dążącego ze wszelkich sił do cnót mitologicznych herosów (to są właśnie te sprzeczności!) zaprezentowano nam jakoby człowieka znudzonego i ograniczonego przez matkę. Proszę was. Człowiek, który zdecydowanym gestem potrafił przyciągnąć do siebie betonową arystokrację macedońską w chwili osobistego apogeum fascynacji dla orientalnej kultury ...
Każdy odbiera film inaczej. Mi chodziło o to , że można odnosić sukcesy w różnych dziedzinach życia, ale wystarczy jedna, w której się nie powodzi i to daje odczucie nieszczęścia. Na przykład ktoś odnosi sukcesy w pracy, zarabia dużą kasę, ma różne pasję w których się realizuje oraz grono wspaniałych przyjaciół,. Za to w miłości klapa. Taki ktoś czuje się niespełniony i czegoś mu w życiu brakuje.
Przed matką nie uciekał dosłownie, chciał wyzbyć się tej nieufności do ludzi, którą w nim zaszczepiła. Nieufności, która nie pozwalała mu kochać, a zmuszała do nienawiści.
Osobiście rozpatruje ten film nie jako dramat o Aleksandrze Wielkim, ale jako dramat o dowolnym mężczyźnie z dowolnej epoki. Jak dla mnie akcja mogłaby toczyć się w zupełnie innych realiach.
to prawda, zamysł był ewidentnie fajny i szkoda że rezyserowi nie wyszedł. Największym dla mnie minusem jest słaba gra, dobrych przecież aktorów.
Po prostu coś w tym filmie nie gra i nie mówię tu o historii, bo do tego zawsze się można przyczepić. Obejrzałam niedawno drugi raz (tym razem nie dotrwałam do końca) i zmieniłam ocenę z 6 na 5. Sceny które miały wzruszać żenowały, historyczne wykłady Hopkinsa nudziły, fabuła nie wciągała. Szkoda, bo potencjał jest. Są dobre momenty, parę ciekawych ujęć, ale ogólnie średniawo.
Jedno co mnie ciekawi to fakt, że film podobał mi sie za pierwszym razem, chociaż czułam to wszystko co tu napisałam i dziwiłam się, czemu został aż tak zjechany przez krytyków :)
Oczywiście, że do historii można się przyczepić. Ale robiąc film o człowieku tego pokroju i chcąc go przedstawić takim jakim najprawdopodobniej był - nie można jednoznacznie się od niej odciąć. Dla mnie ten film mógłby kuleć pod względem faktów historycznych znaczących epokę Aleksandra, które de facto nie powiązane są z samą jego postacią. Przywołałem pewne fakty tylko po to żeby zwrócić waszą uwagę na kompletne zbanalnienie kreacji AM w filmie.