Dorastający chłopcy chodzą z oczami wlepionymi w tyłki i biusty wszystkich kobiet dookoła. Czasem rozmawiają o nich, jak to dorastajacy chłopcy. Czasem się masturbują. Film jest pełen humoru: a to w ramach dowcipu jeden nasika na środek sali lekcyjnej, a to upośledzony umysłowo wujek zsika się w spodnie. W tle Benito Mussolini i wielbiące go tłumy.
Zachęcam do wyrobienia sobie własnego zdania na temat tego filmu. Bo wiernopoddańcze pochwały pod jego adresem kojarzą się z przedstawionymi w samym filmie wiernopoddańczymi pochwałami pod adresem Mussoliniego. Co pokazuje tylko, że w kwestii owczego pędu nic się w społeczeństwie nie zmienia.
Bardzo dobry post.
Dla mnie film poniżej oczekiwań.
Nasuwają się porównania z filmem 'Życie jest piękne' Benigniego który jest dla mnie 2x lepszy.
Sądzimy podobnie. Ocena zdecydowanie zawyżona. Dowcip był bardzo cienki, melancholia i nostalgia tu i tam się przeplatała, ale pomimo klimatu film dla nas okazał się nieciekawy. 5/10 dajemy.
Owcą nie jestem, nigdzie nie pedzę. Niewiele mnie obchodzi, czy film podoba sie masom czy pojedyńczym osobom. Najwazniejsze, że mi sie podoba - ale w tym przypadku (ocena subiektywna i osobista) cieszy mnie, że znajduje poparcie w recenzjach krytyki i opiniach filmoznawców.
Niestety te elementy, skądinąd genialnego w mych oczach filmu, spowodowały, że inaczej niż przy 8 i pół i Słodkim życiu, nie postawiłem 10.
Film widzialem dawno, ogromnie mi się podobał.
Z tego co pamiętam, to zapatrzenie w Mussoliniego było raczej w filmie wyśmiane lub przynajmniej potraktowane pobłażliwie. Należy pamiętać, że dopiero wojna zweryfikowała jego postać - przed nią wydawał się on Włochom dobrym kandydatem na wodza, podobnie jak Hitler w niemczech. Fellini uchwycił te ślepe zapatrzenie, a nastepnie zweryfikował je w scenie przesłuchania przez policję.
Cały film ma charakter wspomnienia, osobistego, przefilotrowanego przez tożsamość i pamieć artysty. Nic dziwnego, że ze swojej młodości silnie zapamiętał wydarzenia, które budzily w nim emocje - a to właśnie widok kobiecych piersi, zsikanie się krewnego itp., i te sceny wplótł do filmu. Jeśli widzisz tam tylko sikanie i masturbację... no cóż, widocznie patrzysz na to tak jak Fellini :D
Również pierwszy raz widziałem "Amarcord" dawno, ale za to w kinie. A w przypadku starszych filmów to bardzo wiele zmienia. Dla przykładu sam doceniłem "Lamparta" dopiero po seansie w kinie, bo w telewizji był mało wciągający (zwłaszcza na czarno-białym, 14 calowym przenośnym Neptunie). Wprawdzie Michal_50 na młodzieniaszka nie wygląda (na rocznik 1950 zresztą też nie), ale współczesne kino mocno przyspieszyło i to ono kształtuje gust oraz potrzeby widza. Dlatego niekwestionowanych arcydzieł brak (najlepiej świadczą o tym dziwaczne tematy na stronie "Ojca chrzestnego"), bo każdy film ma swój kontekst z chwili premiery i po latach dla niewtajemniczonych go traci.
"Amarcord" to nostalgia, to obrazy z wybiórczej pamięci, gdzie ciągłość akcji nie jest najważniejsza. Ale też obraz czasów z faktyczną władzą ojca nad rodziną, oraz silną kontrolą młodzieży przez szkołę i księży. Ciekawość n/t odmienności płci przeciwnej nie mogła być zaspokojona w internecie, czy pornosem z dvd, pozostawało to krytykowane w głównym temacie podglądanie. Dla tych, co jeszcze czytają polecam "Zmory", gdzie zachowanie nastolatków jest takie samo, z grupową masturbacją włącznie...