Film w którym nie potrafi i nie może zatracić się pokolenie "Avatara". Nie zachęcam, nie odstręczam. Sam fakt, że po prawie 40 latach od wejścia na ekrany można go nie znać, zniechęca do dyskusji.
Nie dla wszystkich kino autorskie może być łatwe i przyjemne w odbiorze. "Pokolenie Avatara" nie tyle nie potrafi i nie może się zatracić co po prostu bardzo się LENI żeby zobaczyć coś co zmusza do myślenia.
Choćby scena z dziadkiem który woła - Chcę kobiety!
Scena ...kurcze widziałem wszystkie jego filmy i są jak jeden wielki długi film, jeden. To całość. Dlatego mi się sceny mylą.
niektórzy robią filmy różne, kążdy inny, a inni jak Fellini każdy taki sam de facto, tylko inaczej opowiedziany.
To proste trzeba nadawać na odpowiedniej fali, czuć ten klimat, tą muzykę, tamte czasy. Tylko tyle.
pokolenie avatara nie zbieralo butelek na budowach, zeby sobie lizaka kupic, nie zbudowalo tej specyficznej wiezi z mieszkancami swojego osiedla/miasteczka itp.
sam sie na tym lapie - kiedys znalem wszystkich sasiadow, teraz nie wiem kto mieszka dwa domy obok, a ludzie, ktorzy wciaz mijaja mnie na ulicy to znajomi tylko z widzenia, a i tak slabo, bo mniej uwagi juz czlowiek do tego przywiazuje
nie wiem co jest w amarcord, ale jak czlowiek zalapie ten klimat, te muzyke, te szczeniackie wybryki, klotnie rodzinne, wiezi spoleczne... od tego momentu, kiedy poczuje sie te atmosfere, usmiech nie schodzi z ust
poza tym film emanuje realizmem, a muzyka to majstersztyk