film jakby zrobiony w latach 70 - scenografia a raczej jej brak. film SF bez CGI, i dłużyzny, kino predysponujące do ambitnego poruszające jednak oklepany temat i udzielające znanej i banalnej odpowiedzi. przeplatane symboliką,
nie ma świeżych pomysłów, ciekawych pytań, nowych odpowiedzi na stare pytania. wizualnie słabiutko, fabuła mizerna, aczkolwiek już ciut lepsza, poruszane tematy j.w., na plus wyraziści bohaterowie i gra aktorska ale to nie wystarcza.
Dobrze, że trafiłem na Twoja wypowiedź, bo nie muszę się wysilać. Odebrałem ten film podobnie - banały, anachronizmy itd. Poemat Martinsona, jak każdy poemat, źle się wizualizuje.
Dzięki za wypowiedź
Bo już myślałem że coś ze mną nie tak, oceny na 8i 9. więc myślałem że czegoś nie zauważyłem :)
Cóż, sądzę, że bardzo wysokie oceny wielu filmów, szczególnie współczesnych, wynikają z chęci dowartościowania się lub (i) wpisania się w chór fachowców.
z racji że fachowców z reguły jest mniej niż tych co się nie znają śmiałbym stwierdzić, że to wystawianie słabej oceny filmowi który zebrał głównie pozytywne recenzje krytyków/widzów jest jakąś próbą powiedzenia "jestem ponad to (ulubione sformułowanie) pseudointelektualne kino" podczas gdy po prostu się go nie rozumie :) Albo nie ogląda się filmu dla walorów intelektualnych i intertekstualnych i gdy przypadkiem napotka się takie kino człowiek się zwyczajnie na nim nudzi bo nie spełnia oczekiwań.
Istnieje jeszcze wprost karkołomna teoria o tym że każdy człowiek jest inny i jednym się podoba a innym nie i przewaga jednych nad drugimi nie jest żadnym czynnikiem definiującym wartość dzieła (choć z pewnością stanowi pewien drogowskaz w kwestii kierunku oceny -> implikuje czy dane dzieło jest powyżej przeciętnej czy poniżej).