Przede wszystkim, film jest za bardzo rozwlekły. Pierwsza połowa jest klimatyczna (niepokojąca muzyka robi swoje), ale właściwie to niewiele się w niej dzieje. Druga połowa jest już marną kopią "Egzorcysty" i, w zasadzie, niczym więcej.
Mi najbardziej z Egzorcystą skojarzyła się scena w której ta Gosposia otwiera drzwi i z cienia wyłania się ksiądz-egzorcysta, wyglądało to wypisz wymaluj jak moment z Egzorcysty w którym Ojciec Merrin zjawia się w domu Chris McNeil. Zgadzam się również z tym że pierwsza połowa filmu wciąga i jest klimatyczna (scena pogańskiego obrzędu czy podczas wycieczki w katakumbach) ale potem robi się groteskowo i rzeczywiście wyglada to jak parodia Egzorcysty wymieszanego z Dzieckiem Rosemary.