Niesforne paniczątko, po uwolnieniu się od obowiązku szkolnego, postanawia uczcić to wydarzenie prywatką, jakiej jeszcze w gminie nie było. Niestety wiksa wikła się obecnością zombie, porachunkami gangsterskimi oraz zielonymi nalotami tu i ówdzie na ciele - a przez to staje się „apoka”. Ażeby nie było czuć zgnilizny, nie brakuje też pieprzu: powabne dziewczęta, łasi na nie kawalerowie, a wszyscy pod wpływem psychoaktywnych substancji.
Wydaje się, że mogłaby z tego koktajlu powstać lekka parodia, zabawna i młodzieżowa. Wyszło jednak przypadkowo i absurdalnie. Dowcip jest drętwy, a półuśmiech wywołują (w niezamierzony sposób) głównie te momenty, które ukazują niezręczności scenariusza - jak np. scena „zhakowania” dwóch niedoszłych gwałcicieli przez bystre nastolatki, poprzez nakłonienie ich do pozbycia się odzieży jako pierwsi - ni z tego ni z owego okazuje się, że uczyniwszy to, mężczyźni wolą ostudzić swoje ciała podczas nocnej kąpieli w zatoce, aniżeli w pierwotnie zamierzony sposób. Bałtyk okazuje się sprzyjać sprytnym dziewczętom, ponieważ mocą sinic zamienia oprawców w zombie. Jeśli ta scena wydaje się brzmieć zabawnie, film ma szansę się spodobać; jeśli jednak sprawia wrażenie badtripowego halucynowania na kwasie - reszta filmu też wyda się właśnie taka.
Powtykane w fabułę wątki uczuciowe są niezajmujące i jeśli jest w nich jakakolwiek chemia, to tylko ta występująca w krwiobiegach uczestników tychże. Postać Blitza, poranionego doświadczeniami przeszłości samotnika o chmurnym spojrzeniu i piekielnym głosie, miała chyba dołożyć pociągającej quasi-mroczności, ale sprawia wrażenie jakby była wymyślona do jakiegoś innego filmu i w ostatniej chwili doklejona do scenariusza na żółtej, samoprzylepnej karteczce. Na plus postać grana przez Matyldę Damięcką za zręczną żonglerkę różem i mrokiem. Pocieszna Joanna Kurowska, jako prostoduszna, nieświadoma istnienia zjawiska weganizmu propagatorka świniobicia.
Film zdaje się komentować wydarzenia aktualne (ruchy proekologiczne; pandemia wirusa Sars-Cov2 w roli blokady ludzkich popędów społecznych, która to blokada jest jednak tratowana przez galopującą młodość) jak i kwestie bardziej uniwersalne (jak problem rodzica nieobecnego w życiu swojego dziecka, zbyt zajętego karierą i pieniędzmi, żeby zauważyć, w co angażuje się potomstwo); próżno jednak doszukiwać się wnikliwego studium, nikt zresztą nie potraktowałby ich poważnie w filmie o zombie.
Nie wiem, jak skończyła się ta opowieść, bo pierwszy raz w życiu wyszedłem z kina zanim dane było się przekonać.